top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ prof. Jan Lubiński

Zaktualizowano: 12 mar



„…Rak to nie wyrok, medycyna coraz częściej przedłuża nasze życie…” – prof. Jan Lubiński.


Jan Antoni Lubiński (ur. 7 stycznia 1953 w Przechlewie) –lekarz, prof. dr hab. n. med., specjalista w dziedzinie patomorfologii oraz genetyki kilinicznej.

Absolwent wydziału lekarskiego Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie (1977), dr n. med. 1980, dr hab. n. med. 1989, prof. nadz. 1992, prof. zw. 1996. Specjalizacje: genetyka kliniczna, patomorfologia.

Pracę rozpoczął w 1977 r. w Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecin. Kierownik Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych PAM/Zakładu Genetyki i Patomorfologii PAM.

Odbył staże zagraniczne: Instytut Pasteura, Paryż (18 miesięcy, 1981-1982), Wistar Ilnstitutc, Temple University, Jeffersson University, Filadelfia (36 miesięcy, 1987-1991)

Kierownik Katedry Onkologii i Zakładu Genetyki i Patomorfologii na Wydziale Lekarsko-Biotechnologicznym i Medycyny Laboratoryjnej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie oraz działającego przy tej uczelni Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych. Konsultant krajowy w dziedzinie genetyki klinicznej, członek Prezydium Komitetu Genetyki Człowieka i Patologii Molekularnej PAN (Wydział V Nauk Medycznych), przewodniczący Komisji Odwoławczej Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Prezes spółki Read-Gene SA notowanej na giełdzie NewConnect.

Badacz nowotworów dziedzicznych, m.in. dziedzicznego raka sutka i jajnika oraz dziedzicznego niepolipowatego raka sutka i jajnika oraz dziedzicznego raka sutki i jajnika oraz dziedzicznego niepolipowego raka jelita grubego.


Jest autorem publikacji książkowych i prasowych m.in.: B. Górski i wsp., Founder Mutations in the BRCAI Gene in Polish Families with Breast-Ovarian Cancer („Am. J. Hum. Genet.” 66, 1963-1968, 2000), C. Cybulski i wsp., NBSI Is a Prostate Cancer Susceptibility Gene („Can Res” 44, 1215-1219, Feb 15, 2004), C. Cybulski i wsp., A Novel Founder CHEK2 Mutation is Associated with Increased Prostate Cancer Risk („Can Res” 64, 2677, Apr 15, 2004), C. Cybulski i wsp., CHEK2 Is a Multiorgan Cancer Susceptibility Gene („Am. J. Hum. Genet.” 75: 000-000, 2004), G. Kurzawski i wsp., The NOD2 3020insC Mutation and the Risk of Colorectal Cancer („Can Res” 64, 1604-1606, Mar 1, 2004). Redaktor naczelny czasopisma „Hereditary Cancer in Clinical Practice”.

W życiu prywatnym mąż dr hab. Teresy Lubińskiej, prof. Uniwersytetu Szczcińskiego, byłej minister finansów, dwóch synów.

W roku 2008 otrzymał Perłę Honorową Polskiej Gospodarki (w kategorii nauka), przyznawaną przez redakcję Polish Market „wybitnym osobom i instytucjom, których dorobek zawodowy, doświadczenie, prestiż i etyka dają rękojmię uznania ich za ambasadorów najwyższych polskich wartości”, subsydium Profesorskie Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej 2004.

Jan Lubiński jest regularnie ukazuje się na „Liście Stu” (najbardziej wpływowych ludzi w polskiej medycynie), która jest kompilowana corocznie przez czasopismo „Puls Medycyny”.

W roku 2009 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski Za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i działalności społecznej. Został uhonorowany tytułem Ambasador Szczecina.

Jest członkiem: Międzynarodowej Agencji do Walki z Rakiem (UICC); Polskiego Towarzystwa: Genetyki, Genetyki Człowieka, Onkologów, Patologów.



Kiedy szukałem do książki „LEKARZE w walce o zdrowie” (T.3, 2004) najwybitniejszego w Polsce genetyka pojawił się prof. dr hab. n.med. Jan Lubiński ze Szczecina. Po raz pierwszy odwiedziłem go 12 września 2004 r. w pracowni genetycznej wśród mikroskopów, zamrażarek, urządzeń do badań genetycznych, komputerów… Widziałem, że czuł się wśród tego wszystkiego jak ryba w wodzie, nawet w czasie naszej rozmowy i spotkania robił badania, nie były to celowe ustawienia do zdjęć. To znakomity moment, kiedy osoba fotografowana czuje się dobrze z fotografem, a na pewno go się nie boi. Uwielbiam pasjonanatów. Tego nie można udawać. Jeśli jeszcze uda się to zarejestrować na zdjęciu, to już jest wszystko. Od tamtego czasu wielokrotnie się spotykaliśmy.


Czesław Czapliński:

— Kiedy zdecydował się pan zostać lekarzem?

Decyzja zapadła w III albo IV klasie liceum. 'Wydawało mi się, że medycyna najbardziej odpowiada temu, czego oczekuję od świata. Dawała możliwość pełnego zrealizowania się w bardzo różnych obszarach w wymiarze intelektualnym i emocjonalnym. Pomaganie chorym to bardzo piękna idea dlatego, że zawsze można coś dobrego zrobić dla innych, pracując równocześnic na wysokim pułapie intelektualnym.

Nie wiem, czy na pewno wtedy wiedziałem to wszystko, ale niewątpliwie zawsze fascynowalo mnie pogłębione studiowanie i wyobrażałem sobie, że poznawanie chorób w aspekcie naukowym, też będzie możliwe. Medycyna stwarza wiele możliwości. Niektórzy idą na medycynę, bo lubią pomagać cierpiącym, inni uważają, że medycyna wiąże się z dosyć dobrym statusem ekonomicznym. Może brałem i to pod uwagę, ale nie pamiętam. Tak naprawdę najważniejsze i najbardziej atrakcyjne w medycynie było dla mnie szerokie spektrum możliwości działania.


—Co wpłynęło na wybór zawodu?

Zawsze chciałem pracować na najwyższym poziomie. Gdy zacząłem studiować, zauważyłem, że na poziomie światowym w zakresie badań naukowych i medycyny, były w Szczecinie 2 miejsca. Jednym z nich była patologia, która zajmuje się diagnozowaniem chorób nowotworowych, w oparciu o materiał pobrany od pacjenta. W związku z powyższym przez pierwsze lata pracy uprawiałem diagnostykę nowotworów. W tej materii zespól, którego bylem członkiem, zgodnie z moimi oczekiwaniami pracował bardzo intensywnie i ambitnie na wysokim poziomie.

Pamiętam, jak wtedy zaczynałem i próbowałem projektować jakieś eksperymenty, które wymagały wyrafinowanego sprzętu, a szef zespołu, prof. Stanisław Woyke, późniejszy autor podstawowego amerykańskiego podręcznika o punkcji cienkoigłowej — pytał, czy widzę, gdzie żyję, w jakich warunkach pracuję, bo trzeba projektować badania na miarę możliwości. W Stanach jest wiele ośrodków, w Europie Zachodniej też tysiące badaczy pracujących w komfortowych warunkach finansowych, a tu trzeba wybrać rzeczy, które nic wymagają nakładów ekonomicznych. Musi to być oparte o intelekt i ewentualnie organizację. Po raz pierwszy usłyszałem to właśnie od niego. Przekazywał zupełnie bezcenne uwagi.

To, co naprawdę mogliśmy zrobić, to wziąć próbkę od pacjenta, świetnie opisać pod mikroskopem świetlnym i skojarzyć z danymi klinicznymi. On był światowej klasy ekspertem, jeśli chodzi o analizy takich preparatów. Do dziś to jest podstawowa metoda diagnozowania nowotworów. W genetyce wykrywamy tylko predyspozycje do choroby nowotworowej, a to czy ona jest, czy jej nie ma, opiera się o badanie (w mikroskopie świetlnym). Analiza pobranego materiału metodą punkcji cienkoigłowej guzów była domeną prof. Stanisława Woyke. Wielką przyjemnością było uczestniczenie w pracach jego zespołu. Tam było jeszcze paru wybitnych ludzi, przede wszystkim obecny rektor uczelni prof. Wenancjusz Domagała.

Tak więc znalazłem się w niesamowicie pozytywnie wyselekcjonowanym środowisku, które brylowało w tej dziedzinie, w czasach komunizmu nie tylko w Polsce, ale i w świecie. Diagnozowaliśmy guzy i staraliśmy się cały czas szukać bardziej doskonałych metod diagnostyki. Jestem do dziś patologiem. Oprócz patomorfologii interesowało mnie szersze studiowanłe.


—Jakie predyspozycje są najcenniejsze u lekarza?

Wszystko jest ważne. Tak naprawdę lekarz powinien móc bardzo wiele rzeczy, powinien mieć talent do bardzo wielu rzeczy.

Ważna jest zarówno sprawność umysłowa, jak i to by być po prostu dobrym człowiekiem. Pacjenci to czują. Czują, czy lekarz chce im pomóc, czy jest jak maszyna.

Istotna jest pilność, staranność itd. Choć to oczywiste, ale pojawiają się problemy, bo bardzo często łudzic są niedouczeni i czasami można mieć o to rzeczywiście pretensję. W medycynic jest maniera autorytarnego podejścia, która bywa bardzo niebezpieczna, bo pokrywa niedouczenie. Istniejc grupa lekarzy, która tego troszeczkę nadużywa.

Lekarz musi stale studiować swoją dziedzinę i poszerzać wiedzę. Musi mieć cierpliwość do pacjenta, który jest chory, załamany i czasem jest dziwnym człowiekiem, czasem nawet agresywnym. Różne są sytuacje. Pamiętam, jak kiedyś ktoś na mnie krzyczał, potem się uspokoił i przepraszał. Powiedziałem, że dopóki jest pacjentem ma prawo, ale jak przestanie, to tak nic będzie.


— Czy pamięta pan pierwszy kontakt z pacjentem?

W moim przypadku stało się to w czasie studiów, na neurochirurgii. Bylem pod wrażeniem, bo to był obraz klęski, z cierpiącymi ludźmi, często umierającymi z utratą świadomości.

Choroba mózgu powoduje straszne spustoszenie. Bardzo mocno pamiętam młodego człowieka z guzem mózgu. Ogólnie pamiętam, że przeżywałem tam rozkojarzenie pomiędzy normalnie wyglądającymi twarzami, a zachowaniami tych ludzi, które były zupełnie nieadekwatne do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

To dawne czasy, 1971 rok. Oni chyba nawet nie cierpieli, tylko tracili kontakt z rzeczywistością. To było bardzo poruszające. To czego wówczas doświadczałem było dla mnie przykładem klęski medycyny. Nawet jeśli niektórzy wychodzili po operacjach tętniaków, też byli zmienieni. Teraz, na szczęście, neurochirurgia zrobiła bardzo duże postępy.


—Jaki był najbardziej dramatyczny moment w pana karierze zawodowej?

Ciągle mam nowe dramatyczne sytuacje.

Pamiętam 2 takie przypadki, jeszcze z czasów studiów, bo to są takie pierwsze, świeże zetknięcia z chorymi.

Bylem na praktykach, coś ćwiczyliśmy, wyluzowani, wręcz rozbawieni, a tu przyjeżdża młoda, 30-40-letnia kobieta. Swietnie wygląda, opalona, zadbana, widać, że dobrze jej się wiedzie, ale nagle z rakiem jajnika, który ją niszczy.

Druga poruszająca sytuacja. Przyjechał młody człowiek z lekkimi objawami stanu zapalnego, gdzieś w biodrze. Jest na izbie przyjęć i ginie na naszych oczach. Rozwija się sepsa, jego stan pogarsza się z godziny na godzinę. Wszyscy robią wszystko co tylko można, a on umiera. Zginął w ciągu paru godzin z powodu sepsy.

Chciałbym jednak opowiedzieć też o kobiecie, która do dziś żyje, a jej zdjęcie wisi u mnie w gabinecie. To była pierwsza operacja bezobjawowego dziedzicznego raka jelita grubego w tzw. zespole Lyncha. Chirurg, który zrobił u mnie habilitację prawie 10 lat temu, przeprowadził właśnie tę operację, która polegała na usunięciu całego jelita grubego itd. Pamiętam, że na taki przypadek czekaliśmy 2 albo 3 lata. Sciągalem go z urlopu, wiedząc, że to będzie pierwsza tego typu operacja w Polsce. To były odważne decyzje z naszej strony, mimo że oparte oczywiście o literaturę. To było wydarzenie.

Również dużym wydarzeniem była pierwsza profilaktyczna adneksektomia u nosicielki BRCAI. Wtedy świat uważał inaczej od nas, że nic ma podstaw do tego, żeby profilaktycznie usuwać jajnik u 60-lctnicj nosicielki mutacji BRCAI, a ja wiedziałem z naszych własnych badań, że jeśli u niej nie wykona się tego zabiegu, to z dużym prawdopodobieństwem może zginąć z powodu raka jajnika.

W Polsce była to pierwsza tego typu operacja, duże emocje. Trzeba było być bardzo dobrze przygotowanym pod każdym względem, rzeczywiście znać wszystko i wiedzieć, że ma się rację. Zabieg nie był trudny w sensie technicznym, ale ważne było, że się w ogóle coś takiego robi, że podejmuje się decyzję wbrew obiegowym opiniom środowiska.


— Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie?

Nigdy nie myślałem w takich kategoriach.

Nie wiem, czy to jest największe osiągnięcie, ale jest mi niewątpliwie bardzo przyjemnie, że udało mi się doprowadzić do wykorzystania w sposób optymalny naszego polskiego potencjalu do rozwinięcia zastosowań genetyki w profilaktyce nowotworów. Stworzenie tego kierunku, ośrodka itd. Sprawia mi to przyjemność, zwłaszcza, że się tak kapitalnie przenosi na życie ludzi.

Matka i siostra tej kobiety, u której wykryliśmy bezobjawowego raka jelita grubego, zginęły w wieku czterdziestu kilku lat. A my uratowaliśmy jej życie. Ona ma 5 dzieci. Mam nadzieję, że nikt więcej w tej rodzinie nie umrze na raka jelita grubego.

Teraz pod opieką mamy wiele rodzin, które genetycznie są zagrożone nowotworem. Systematyczne badania kontrolne proponowane są wszystkim, którzy są nosicielami zmutowancgo genu.


— Lekarz jest po to, aby leczyć. Czy spotkał się pan z sytuacją, kiedy nie mógł pomóc i co wówczas powiedział pacjentowi?

Pamiętam kilka dramatycznych historii, są bardzo smutne.

Z kluczowych historii do dziś pamiętam dziecko z nowotworem. To zawsze bardzo poruszające. Zawsze jesteśmy w takich sytuacjach wobec chorych z zaawansowanymi nowotworami. Co wtedy powiedzieć? Po prostu trzeba się zmobilizować i przeżyć to wspólnie.


— Czym jest dla pana śmierć?

Naturalną koleją rzeczy, naturalnie pojawiającym się etapem naszego życia. Smicrć jest takim zdarzeniem, które staramy się odsunąć w czasie. To jest bardzo ludzkie. Jakoś się z tym godzę, że śmierć jest nieuchronna. Myślę, że tak jak wszyscy jestem z tym pogodzony, bo to jest tak fajnie nieodwracalne, jednoznaczne. Tylko lepiej, żeby było później.


—Czy miał pan moment zwątpienia?

Nie mam takich momentów.

Zawsze jestem tak skoncentrowany i tak skupiony na projektach, które zajmują mi całą głowę, że bez przerwy jestem w ataku, w znaczeniu, że cały czas myślę o tym, co zrobię dalej. Nigdy nie rozpamiętuję tego, co było. Mogę popatrzeć wstecz tylko po to, by oceniać, co źle zostało zrobione, jednak jestem bardzo zajęty projektami przyszłości. Mój brat, który jest docentem na okulistyce, mówi, że nie można ze mną wytrzymać, że nigdy niczym się nie przejmuję, tylko ciągle myślę o swoich projektach. Coś takiego jest, bo jeśli pojawia się jakieś nieszczęście, to stosunkowo krótko je rozpamiętuję i myślę o zrobieniu następnej, pozytywnej rzeczy.


— Czy w związku z tym, że ma pan do czynienia z ludzkim nieszczęściem, można oddzielić pracę lekarza od życia osobistego i wobec tego, jak pan odpoczywa?

Muszę przyznać, że usiłuję to robić, ale tego pewnie nie da się oddzielić do końca. Staram się przepracować jakiś czas, a potem zrobić przerwę. W 90% dni wychodzę z pracy o godzinie 18, jadę do domu. Wtedy jest już 18:15, jem obiad, potem idę z wnukiem na spacer. Tak to wygląda.

Staram się po godzinie 18 raczej nie odbierać telefonu komórkowego. Podobnie z niedzielą, ale podchodzę do tego elastycznie. Takie wyłączenie nie jest do końca możliwe. Gdy przychodzę do domu, to najpierw opowiadam żonie, co się wydarzyło w ciągu dnia. Ona podobnie.


PORTRAIT with HISTORY prof. Jan Lubiński


"... Cancer is not a sentence, medicine more and more often extends our lives ..." - prof. Jan Lubiński.


Jan Antoni Lubiński (born January 7, 1953 in Przechlewo) - doctor, prof. dr hab. n. med., specialist in pathomorphology and kilinic genetics.

A graduate of the medical faculty of the Pomeranian Medical University in Szczecin (1977), M.D. 1980, dr hab. n. med. 1989, prof. supervision 1992, prof. related 1996. Specializations: clinical genetics, pathomorphology.

He started working in 1977 at the Pomeranian Medical Academy in Szczecin. Head of the PAM International Hereditary Cancer Center / Department of Genetics and Pathomorphology, PAM.

Completed internships: Pasteur Institute, Paris (18 months, 1981-1982), Wistar Ilnstitutc, Temple University, Jeffersson University, Philadelphia (36 months, 1987-1991)

Head of the Department of Oncology and the Department of Genetics and Pathomorphology at the Faculty of Medicine, Biotechnology and Laboratory Medicine of the Pomeranian Medical University in Szczecin and the International Hereditary Cancer Center operating at this university. National consultant in the field of clinical genetics, member of the Presidium of the Committee of Human Genetics and Molecular Pathology of the Polish Academy of Sciences (Department 5 of Medical Sciences), chairman of the Appeals Committee of the National Center for Research and Development. President of Read-Gene SA listed on the NewConnect stock exchange.

Researcher of hereditary cancers, incl. hereditary breast and ovarian cancer and hereditary non-polyposis breast and ovarian cancer and hereditary breast and ovarian cancer and hereditary non-polyposis colorectal cancer.

He is the author of books and press publications, including: B. Górski et al., Founder Mutations in the BRCAI Gene in Polish Families with Breast-Ovarian Cancer ("Am. J. Hum. Genet." 66, 1963-1968, 2000 ), C. Cybulski et al., NBSI Is a Prostate Cancer Susceptibility Gene ("Can Res" 44, 1215-1219, Feb 15, 2004), C. Cybulski et al., A Novel Founder CHEK2 Mutation is Associated with Increased Prostate Cancer Risk ("Can Res" 64, 2677, Apr 15, 2004), C. Cybulski et al., CHEK2 Is a Multiorgan Cancer Susceptibility Gene ("Am. J. Hum. Genet." 75: 000-000, 2004) , G. Kurzawski et al., The NOD2 3020insC Mutation and the Risk of Colorectal Cancer ("Can Res" 64, 1604-1606, Mar 1, 2004). Editor-in-chief of the journal "Hereditary Cancer in Clinical Practice".

In his private life, the husband of Dr. Teresa Lubińska, prof. Of Szczcin University, former Minister of Finance, two sons.

In 2008, he received the Honorary Pearl of the Polish Economy (in the science category), awarded by the editors of the Polish Market "to outstanding people and institutions whose professional achievements, experience, prestige and ethics guarantee that they will be recognized as ambassadors of the highest Polish values", Of Polish Science 2004.

Jan Lubiński regularly appears on the "List of the Hundred" (the most influential people in Polish medicine), which is compiled annually by the journal "Puls Medycyny".

In 2009, he was awarded the Officer's Cross of the Order of Polonia Restituta for achievements in professional work and social activity undertaken for the benefit of the country. He was awarded the title of the Ambassador of Szczecin.

He is a member of: the International Cancer Agency (UICC); Polish Society of: Genetics, Human Genetics, Oncologists, Pathologists.

When I was looking for the most eminent genetics in Poland for the book "DOCTORS in the fight for health" (T.3, 2004), prof. dr hab. n.med. Jan Lubiński from Szczecin. I visited him for the first time on September 12, 2004 in the genetic laboratory among microscopes, freezers, genetic testing devices, computers ... are deliberate settings for photos. This is a great moment when the photographed person feels good with the photographer and is certainly not afraid of him. I love passionate people. You can't pretend it. If you still manage to record it in the photo, that's it. We have met many times since then.



Czesław Czapliński:

- When did you decide to become a doctor?

The decision was made in the 3rd or 4th grade of high school. 'It seemed to me that medicine best suited what I expected from the world. It gave the opportunity to be fully realized in very different areas, both intellectually and emotionally. Helping the sick is a very beautiful idea because you can always do something good for others by working simultaneously at a high intellectual level.

I don't know if I knew it all then, but I was undoubtedly always fascinated by the in-depth study and imagined that learning about diseases in a scientific aspect would also be possible. Medicine offers many opportunities. Some people go to medicine because they like to help the suffering, others believe that medicine is associated with a fairly good economic status. Maybe I took that into account, but I don't remember. In fact, the most important and most attractive in medicine for me was the wide range of possibilities of action.


—What influenced the choice of profession?

I've always wanted to work at the highest level. When I started my studies, I noticed that there were 2 places in Szczecin in terms of scientific research and medicine. One of them was pathology, which deals with the diagnosis of neoplastic diseases, based on material taken from the patient. Therefore, during the first years of my work I was involved in cancer diagnostics. In this matter, the team I was a member of, worked very intensively and ambitiously at a high level, in line with my expectations.

I remember then when I started and tried to design some experiments that required sophisticated equipment, and the team leader, prof. Stanisław Woyke, the later author of the basic American textbook on fine-needle puncture, asked if I could see where I live, in what conditions I work, because research should be designed as far as possible. There are many centers in the United States, and in Western Europe also thousands of researchers working in comfortable financial conditions, and here you have to choose things that require nothing economically. It has to be based on intellect and possibly organization. The first time I heard it was from him. He provided completely invaluable comments.

What we could really do was take a sample from the patient, describe it brilliantly under the light microscope and associate it with clinical data. He was a world-class expert when it comes to analyzing such preparations. To this day, it is the basic method of cancer diagnosis. In genetics, we only detect a predisposition to a neoplastic disease, and whether it is or not is based on examination (under a light microscope). The analysis of the collected material using the fine-needle puncture method of tumors was the domain of prof. Stanisław Woyke. It was a great pleasure to participate in the work of his team. There were still a few outstanding people there, mainly the current rector of the university, prof. Venantius Domagała.

So I found myself in an incredibly positively selected environment that was brilliant in this field, during the communist era, not only in Poland but also in the world. We diagnosed tumors and we tried all the time to look for more perfect diagnostic methods. I am a pathologist to this day. In addition to pathomorphology, I was interested in wider studies.


—What predispositions are most valuable to a doctor?

Everything is important. In fact, a doctor should be able to do a great many things, he should have a talent for so many things.

It is important both mental performance and just being a good person. Patients feel it. They feel whether the doctor wants to help them or is like a machine.

Diligence, diligence, etc. are important. Although it is obvious, there are problems, because very often deluded people are ignorant and sometimes you can really blame it. There is an authoritarian manner in medicine that can be very dangerous because it covers ignorance. There is a group of doctors who abuse it a bit.

The doctor must constantly study his field and expand his knowledge. He must have patience with a patient who is sick, broken and sometimes a strange person, sometimes even aggressive. There are different situations. I remember someone shouting at me once, then calming down and apologizing. I said that as long as he is a patient he has the right, but when he stops, it will be fine.


- Do you remember the first contact with a patient?

In my case it happened during my studies in neurosurgery. I was impressed because it was a picture of defeat, with people suffering, often dying with loss of consciousness.

Brain disease wreaks havoc. I remember very much a young man with a brain tumor. Overall, I remember experiencing a distraction between normal-looking faces and the behavior of those people that was completely inadequate to what we are used to.

These are the old days, 1971. They didn't even suffer, they just lost touch with reality. It was very touching. What I experienced then was for me an example of a medical failure. Even though some people were recovering from aneurysm surgeries, they were changed too. Now, fortunately, neurosurgery has made great strides.


–What was the most dramatic moment in your career?

I have new dramatic situations all the time.

I remember two such cases, from the time of my studies, because these are the first, fresh encounters with patients.

I was on an internship, we practiced something, relaxed, even amused, and here comes a young, 30-40-year-old woman. She looks great, tanned, well-groomed, you can see that she is doing well, but suddenly with ovarian cancer destroying her.

The second touching situation. A young man arrived with slight signs of inflammation somewhere in his hip. He's in the emergency room and he's dying in front of our eyes. Sepsis develops, his condition worsens by the hour. Everybody does everything they can and he dies. He died within hours of sepsis.

However, I would also like to tell you about a woman who lives to this day, and her photo hangs in my office. It was the first operation for asymptomatic hereditary colorectal cancer in the so-called Lynch syndrome. The surgeon who habilitated me almost 10 years ago, performed this operation, which involved removing the entire colon, etc. I remember that we waited 2 or 3 years for such a case. I was taking him away from vacation, knowing that it would be the first operation of this type in Poland. These were bold decisions on our part, despite the fact that they were obviously based on literature. It was an event.

The first prophylactic adnexectomy in a BRCAI carrier was also a big event. At that time, the world believed differently from us that there was nothing to prophylactically remove the ovary in a 60-year-old carrier of the BRCAI mutation, and I knew from our own research that if she does not undergo this procedure, she is likely to die due to ovarian cancer.

It was the first operation of this type in Poland and it was very emotional. You had to be very well prepared in every way, really know everything and know that you are right. The procedure was not difficult in a technical sense, but it was important that you do something like this at all, that you make a decision against the popular opinion of the environment.


- What do you consider your greatest achievement?

I have never thought in such terms.

I do not know if this is the greatest achievement, but I am undoubtedly very pleased that I managed to optimally use our Polish potential to develop the application of genetics in cancer prevention. Creating this direction, center, etc. It gives me pleasure, especially that it is so brilliantly transferred to people's lives.

The mother and sister of this woman, who had been diagnosed with asymptomatic colorectal cancer, died at the age of 40. And we saved her life. She has 5 children. I hope no one else in this family will die of colon cancer.

Now we are taking care of many families that are genetically at risk of cancer. Systematic check-ups are offered to all who are carriers of the mutant gene.


- The doctor is there to heal. Have you encountered a situation where you could not help and what did you say to the patient then?

I remember some dramatic stories, they are very sad.

From the key stories, I still remember a child with cancer. It's always very touching. We are always in such situations with patients with advanced cancers. What to say then? You just have to mobilize and experience it together.


- What is death to you?

The natural course of things, a naturally appearing stage in our lives. Smicrć is such an event that we try to postpone. It is very human. Somehow I accept that death is imminent. I think that, like everyone else, I am reconciled with it, because it is so nice irreversible, unambiguous. It just better be later.


—Did you have a moment of doubt?

I don't have such moments.

I am always so focused and so focused on projects that take my whole head off that I am always in attack, meaning I always think about what I will do next. I never remember what was. I can look back just to judge what has been wrongly done, but I am very busy with projects for the future. My brother, who is an associate professor in ophthalmology, says that you can't stand me, that I never worry about anything, I just keep thinking about my projects. Something like this, because if there is a misfortune, I brood over it relatively briefly and think about doing the next positive thing.


- Due to the fact that you are dealing with human misfortune, is it possible to separate the work of a doctor from your personal life and how you rest?

I have to admit that I am trying to do this, but it probably can't be completely separated. I try to work for a while and then take a break. In 90% of days I leave work at 6 p.m. and go home. Then it is 6:15 pm, I have dinner, then I go for a walk with my grandson. This is what it looks like.

I try not to answer my cell phone after 6 p.m. Similarly with Sunday, but I have a flexible approach to it. Such an exclusion is not entirely possible. When I come home, I first tell my wife what happened during the day. She too.













Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page