top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ prof. Zdzisław Jan Ryn


„…Emocje towarzyszące chwili, gdy jako pierwszy człowiek wchodzę na dotychczas niezdobyte szczyty, w miejsce nieznane lub zapomniane – tak było w przypadku opuszczonego od czasów prekolumbijskich wąwozu Nascimento na pustyni Atacama - są nieporównywalne z niczym innym…” – mówi prof. Ryn.


Prof. Zdzisław Jan Ryn (ur. 21 października 1938 w Szczyrku, zm. 6 lutego 2022 w Krakowie) – polski dyplomata, lekarz psychiatra, profesor nauk medycznych Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, publicysta, były ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Chile i Argentynie, alpinista, podróżnik, członek The Explorers Club, znawca i eksplorator Andów. Od 2011 do 2014 roku prezes, a od 2014 roku członek honorowy Polskiego Towarzystwa Medycyny i Ratownictwa Górskiego.

W 1957 ukończył naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej, a w 1963 ukończył studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej im. Mikołaja Kopernika w Krakowie. Odbył również specjalistyczne studia z dziedziny psychiatrii I i II stopnia (odpowiednio w 1967 i 1969). W 1971 uzyskał stopień doktora (praca Zaburzenia psychiczne u alpinistów w warunkach stresu wysokogórskiego; promotor: Antoni Kępiński), a w 1979 habilitował się na podstawie pracy Układ nerwowy a wysokość. Zespół astenii wysokogórskiej. 20 października 1994 otrzymał tytuł naukowy profesora.

W latach 1961–1965 pracował w Szpitalu Miejskim Nr l w Bielsku-Białej, a od 1965 do 1967 i od 1972 do 1973 w Akademii Medycznej w Krakowie (Państwowym Szpitalu Klinicznym). Od 1970 do 1971 był też zatrudniony w Miejskim Ośrodku Matki i Dziecka w Krakowie. W 1971 został asystentem, a następnie starszym asystentem Katedry Psychiatrii AM. Od 1975 do 1979 był adiunktem, od 1979 do 1983 adiunktem habilitowanym. W 1983 został docentem.

Od 1981 do 1984 był prodziekanem Wydziału Lekarskiego, w latach 1984–1988 członkiem Kolegium Dziekańskiego Wydziału Lekarskiego, a od 1984 do 2009 kierownikiem Zakładu Patologii Społecznej w Katedrze Psychiatrii Collegium Medicum UJ. Był kierownikiem Zakładu Psychologii Klinicznej Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 1976 do 1981 pełnił obowiązki specjalisty wojewódzkiego w zakresie psychiatrii w Tarnowie. Od 1996 zatrudniony w Zakładzie Rehabilitacji w Neurologii i Psychiatrii Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie.

Na początku lat 90. rozpoczął karierę dyplomatyczną. Od 1991 do 1996 pełnił misję jako ambasador nadzwyczajny i pełnomocny RP w Chile, akredytowany jednocześnie w Boliwii. Od 1997 do 2000 był także konsulem honorowym Republiki Chile w Krakowie. Od 2007 do 2008 był ambasadorem RP w Argentynie, akredytowanym równocześnie na Paragwaj.

Był promotorem kilkudziesięciu prac magisterskich i trzech prac doktorskich. Jest autorem przeszło 450 publikacji naukowych, głównie w czasopismach zagranicznych na temat psychiatrii klinicznej, sądowej i społecznej, patologii obozów koncentracyjnych, medycyny górskiej, psychologii alpinizmu, antropologii i medycyny Indian Ameryki Południowej, a także o etyce medycznej i cierpieniu. Autor kilkuset publikacji popularnonaukowych, reportaży i esejów o tematyce górskiej, psychologicznej, biograficznej i historycznej. Autor lub konsultant kilku filmów popularnonaukowych. Brał udział w kilkuset audycjach radiowych i telewizyjnych. Wszedł w skład Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.


Wielokrotnie odznaczany i wyróżnieniany m.in.: Krzyżem Wielkim Orderu Zasługi Chile (1996), "Bene Meritus" Polskiego Towarzystwa Lekarskiego (1999); Medalem Medicina Cracoviensis (2000); Medalem Cruz del III Milenio (2004, Chile). Doktor honoris causa Universidad Cientifica del Sur (Lima - Peru). Obywatel honorowy miast: La Serena (1996, Chile) i Coquimbo (2004, Chile) oraz 7 miast w Argentynie (2007–2008). W 2001 r. otrzymał (wraz z Wojciechem Wiltosem i Władysławem Vermessym) nagrodę "Kolosa 2000" w kategorii "podróże", za wyprawę "Atacama 2000" w rejon Gór Domeyki w północnym Chile. W 2018 otrzymał Odznakę Honorową „Bene Merito”.

Uczestnik wypraw alpinistycznych w Kaukaz, Hindukusz, Andy; Wulkany Meksyku, Araukanii, Atacamy, Wyspy Wielkanocnej i Wyspy Robinsona Cruzoe. Podróżnik sześciu Kontynentów.


Prof. Ryna odwiedziłem w Krakowie w Collegium Medicum UJ 16 sierpnia 2001 r., aby zrobić mu zdjęcia i przeprowadzić z nim rozmowę do książki „LEKARZE w walce o zdrowie” tom 1, gdzie oprócz niego znaleźli się jeszcze m.in. prof.: Dziatkowiak, Noszczyk, Lew-Starowicz, Religa…


—Czesław Czapliński: Kiedy zdecydował się pan zostać lekarzem?

Zdzisław J. Ryn: Wcześniej marzyli o tym moi rodzice, choć w dyskrecji. Moje zainteresowania skrystalizowały się w klasie maturalnej w Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej.

—CC.: Co wpłynęło na wybór zawodu?

ZJR.: Prof. Karol Pieczka uczył nas biologii i zapalił mnie do nauk przyrodniczych, a wśród nich medycyna - najbliższa człowiekowi - okazała się moją późniejszą pasją. A więc z jednej strony marzenie Rodziców, z drugiej zainteresowania przyrodnicze.

—CC.: Jakie predyspozycje są najcenniejsze u lekarza?

ZJR.: Naturalny dar empatii i altruizm.

—CC.: Czy pamięta pan pierwszy kontakt z pacjentem?

ZJR.: Nie pamiętam.

—CC.: Jaki był najbardziej dramatyczny moment w pana karierze zawodowej?

ZJR.: Byłem wówczas na kontrakcie zawodowym w Boliwii (1978-79). Wezwano mnie w nocy do Instituto Thorax w La Paz (4000 m npm) na konsultację studenta medycyny, którzy przyleciał z Santa Cruz (400 m npm), aby kontynuowac studia medyczne w stolicy. W dniu przylotu na tę wysokość stracił przytomność, został hospitalizowany. Rozpoznałem u niego objawy wysokościowego obrzeku mózgu (high altitude brain edema); stan chorego był agonalny. Zaleciłem powrót chorego na poziom morza. Wynajetą aero-taxi pilotowałem chorego w tym ryzykownym locie z powrotem do Santa Cruz. W locie nad Andami wydawało się, że chory skona w atakach padaczkowych. Gdyby tak się stało, także i mój los byłby przesądzony. Na szczęście, po obniżeniu lotu nad samą dzunglą, po rozhermetyzowaniu kabiny awionetki, stan pacjenta szybko się poprawił. Po dwóch dniach odzyskał przytomność i szybko wrócił do zdrowia. Wraz z rodziną pacjenta przeżywaliśmy radość ocalenia. Przypadek opublikowałem i do dzisiaj uchodzi on za jeden z nielicznych w świecie, kiedy udało się uratować życie w przebiegu ciężkiego wysokościowego obrzęku mózgu.

—CC.: Co uważa pan za swoje największe osiągnięcie?

ZJR.: Moją drogę z zagubionej górskiej wioski w daleki świat, poprzez wszystkie kontynenty i oceany, łącząc pasje eksplorera z zawodem lekarza.

—CC.: Lekarz jest po to, aby leczyć. Czy spotkał się pan z sytuacją, kiedy nie mógł pomóc i co wówczas powiedział pacjentowi?

ZJR.: Zawsze działałem w przekonaniu, że mogę choremu pomóc, zwłaszcza w sytuacji ekstremalnej, którą odczytuję w intencjach Pańskiego pytania.

—CC.: Czym jest dla pana śmierć?

ZJR.: W wymiarze transcendentnym naturalną koniecznością; w wymiarze ludzkim - paradoksem, gdyż człowiek umiera na ogół wtedy, jak już nauczył się żyć.

—CC.: Czy miał pan moment zwątpienia?

ZJR.: W sensie egzystencjalnym na szczęście nie!

—CC.: Ma pan do czynienia z ludzkim nieszczęściem — chorobą, śmiercią. Czy można oddzielić pracę lekarza od życia osobistego? Jak pan odpoczywa?

ZJR.: Nie sposób być lekarzem tylko w godzinach pracy. Lekarzem się jest nieustannie, także podczas wakacji, urlopu i wypoczynku. Do tej pory nie odczuwałem potrzeby wypoczynku. Urlopy spędzam żyjąc intensywniej niż w czasie pracy, na ogół na wyprawie lub w podróży.

Ale muszę powiedzieć, że bardziej niż medycyna u prof. Ryna, zafascynowały mnie jego podróże i fascynacja górami. Muszę powiedzieć, że to zupełne szaleństwo.


Mari Mari Peni (Witaj Bracie)

Jego przygoda z górami zaczęła się w dzieciństwie. Urodził się w Szczyrku. „Naturalnym środowiskiem, były dla mnie zawsze góry" – mówi prof. Zdzisław Jan Ryn. W czasie studiów należał do Studenckiego Koła Przewodników Górskich, potem został ratownikiem GOPR, by w końcu trafić do Klubu Wysokogórskiego. Pierwszą przygodą wysokogórską była wyprawa na Elbrus (5642 m npm) w Kaukazie. Wtedy po raz pierwszy zetknął się z chorobą górską. Poczynione obserwacje o zachowaniu człowieka na dużych wysokościach za cenne uznał prof. Antoni Kępiński. Dzięki temu i doktorat, i habilitacja prof. Ryna związane były z funkcjonowaniem ludzkiego mózgu na dużych wysokościach. „Udało mi się szczęśliwie połączyć pasje sportowe, zwłaszcza alpinistyczne, związane z poznawaniem odległych i trudno dostępnych części świata z medycyną górską” – mówi uczony. Kolejna przygoda wiązała się z wyprawą w góry Hindukuszu. Nie tylko zebrał nowe materiały do badań naukowych i zaspokoił potrzebę zdobywania szczytów. Wtedy po raz pierwszy poczuł się eksploratorem, odkrywcą nieznanego. “W rejonie Kohe Zebak weszliśmy na szczyt, prawie sześciotysięczny, ale był to szczyt dziewiczy” – wspomina. – „Po raz pierwszy miałem uczucie, że jako pierwszy człowiek wchodzę na wierzchołek góry”. Eksplorację prof. Ryn wymienia na pierwszym miejscu wśród powodów, które pchają go w wysokie góry i inne odludne okolice. Każda z wypraw, w której brał udział zawierała element eksploracyjny. Z każdej wynikało coś odkrywczego, bądź dla medycyny górskiej, bądź dla archeologii wysokogórskiej. „Emocje towarzyszące chwili, gdy jako pierwszy człowiek wchodzę na dotychczas niezdobyte szczyty, w miejsce nieznane lub zapomniane – tak było w przypadku opuszczonego od czasów prekolumbijskich wąwozu Nascimento na pustyni Atacama - są nieporównywalne z niczym innym” – mówi prof. Ryn. Kolejnym bodźcem jest pasja sportowa – nie tylko alpinistyczna: w 60. roku życia odważył się na pierwszy lot na paralotni; od razu w Andach na wulkanach Araukanii. Wysokość jest kolejnym wyzwaniem, które „zmusza” krakowskiego uczonego do wypraw w góry. „Przebywaniu na dużej wysokości towarzyszy rodzaj szczególnego oszołomienia, kiedy ma się wrażenie bycia ponad Ziemią, niemal w kosmicznych wysokościach, gdzie granica między realnością, a mistyką ulega zatarciu”. Rzeczywistość zmienia się nagle w opisywaną w literaturze latynoamerykańskiej „rzeczywistość magiczną”. Prof. Ryn doświadczył tego wielokrotnie, m.ni. podczas samotnej jazdy motocyklem na andyjskim płaskowyżu (Altiplano) u styku granic Boliwii i Chile, na wysokości przekraczającej 4 tys. m npm. „Wielokrotnie miałem poczucie złączenia się ze wszechbytem, z przestrzenią, odczuwałem bliskość Boga. W życiu codziennym takie stany są wytworem fantazji lub specjalnej stymulacji. Na Altiplano, są czymś naturalnym, nabierają cech realności”. To doświadczenie pojawia się zazwyczaj na styku możliwości fizycznych człowieka. A wraz z wysokością stają się one coraz mniejsze: od ok. 4 tys. metrów zaczynamy odczuwać skutki choroby górskiej, rozmnażanie się na tej wysokości jest dla człowieka z nizin – nawet zaaklimatyzowanego – poważnie utrudnione; od 5 tys. zaczynają się kłopoty z percepcją i funkcjonowaniem organizmu. Powyżej 7,8 tys. m panuje strefa śmierci wysokościowej, w której normalny organizm nie jest w stanie przeżyć.

Trzecią wyprawą, przełomową, była ekspedycja w Andy Patagońskie w 1973/1974 r. Starannie przygotowane plany współpracy z andynistami chilijskimi pokrzyżował zamach stanu w Chile. Projektowana na cztery miesiące, wyprawa przeciągnęła się do ponad roku. Zamiast po chilijskiej stronie, Polacy działali po stronie argentyńskiej. „Wyspiańskim” dopłynęli – dziesięć osób, samochód Star z dziesięcioma tonami sprzętu i żywności, mikrobus i dwa sportowe motocykle – do Peru. Stamtąd przez Boliwię dotarli do Argentyny i dalej na jej najdalszy skraj - do Patagonii. Aby osiągnąć cel wyprawy - Andy Patagońskie - przejechali Starem dziewięć tysięcy kilometrów. Po czterech miesiącach, gdy formalnie wyprawa miała odpływać z powrotem do Polski, stanęli u celu. Setki kilometrów od najbliższej osady ludzkiej, w zupełnej głuszy. „W Patagonii zamierzaliśmy zdobyć Fitz Roya niemal z marszu, w ciągu dwóch tygodni” – wspomina prof. Ryn – „Tymczasem patagońskie huragany uwięziły nas na prawie dwa miesiące bez możliwości działania, walczących o przetrwanie”. Cyklony wyrywały i unosiły dwudziestometrowe drzewa, kamienie fruwały jak kartki papieru. „Nikt z nas nie zapomni widoku, jak tafla wody z Laguna Capri została przez huragan uniesiona w powietrze i rozproszyła się w chmurę deszczu”. Wkrótce skończyła się żywność. Tę samą torebkę herbaty zaparzali nawet po dwadzieścia razy. Polowanie na patagońskie owce ułatwiło im przeżycie. Oszałamiający wicher, nieustanne zagrożenie życia, samotność, oddalenie od ludzkich siedzib i brak kontaktu z kimkolwiek z zewnątrz były trudne do zniesienia. W ataku desperacji z szałasu ukrytego w zagłębieniu terenu – oddalił się w nieznane jeden z uczestników wyprawy. Na szczęście odnalazł się po kilku miesiącach w cywilizowanej okolicy. Do końca wyprawy z dziesięciu dotrwała ich tylko połowa. „To było niezwykle bogate doświadczenie, najpiękniejsza przygoda mego życia, która obfitowała i w dramatyczne sytuacje i w taką rozpiętość emocji, jakiej nigdy nie dane mi było potem przeżywać” – mówi prof. Ryn – „Do tej pory, jak przelatuję nad Andami Patagońskimi, ze ściśniętym sercem patrzę na te góry”.

Ta przygoda rozpoczęła niezwykłe związki krakowskiego psychiatry z Ameryką Łacińską. Wyjeżdżając w 1973 r. z Polski nie znał hiszpańskiego. Przez kilka tygodni podróży statkiem z rozmówek hiszpańskich nauczył się podstawowych zwrotów. Doskonalił język w rozmowach z uczonymi na uniwersytetach oraz z indiańskimi tubylcami. Gdy wyjeżdżał po ponad rocznym pobycie na tym kontynencie, swobodnie porozumiewał się w języku hiszpańskim. Od tamtej pory wszystkie ważniejsze wyprawy eksploracyjne i naukowe związane były z Ameryką Łacińską. Odbywał długie staże naukowe w Boliwii i Meksyku – zajmował się wówczas tradycyjną medycyną indiańską. Poświęcił jej książkę "Los Andes y la Medicina" wydaną w Boliwii. Na meksykańskim Jukatanie poznawał tajemnice curranderos - indiańskich uzdrawiaczy-magów. Dla kolegów botaników i farmaceutów zbierał lecznicze zioła, wykorzystywane przez tradycyjną medycynę rdzennej ludności Ameryki. Sam interesował się psychicznymi relacjami między curanderos i ich pacjentami. „Magiczna część medycyny indiańskiej polega na wykorzystaniu siły oddziaływania psychoterapeutycznego na człowieka dotkniętego lękiem przed siłami natury” – konkluduje lata obserwacji i badań. „Czy nie jest to szarlataneria?” – pytam. „Gdyby to była tylko szarlataneria, zostawiłbym to innym specjalistom” – odpowiada uczony – „Jako psychiatra widzę w tym mądrość wynikającą z wielowiekowych doświadczeń”. Powoli wkradał się w łaski indiańskich magów. Przełamywanie barier szło opornie. „Dopiero, gdy curanderos spostrzegali, że znam niektóre ich tajemnice, że moja wrażliwość emocjonalna funkcjonuje na podobnym poziomie, bariera nieufności pękała”. Poznanie medycyny indiańskiej to jeden z głównych motywów jego kontaktów z tubylcami.

Najbardziej fascynującą przygodę przeżył w Chile, w krainie niepokonanych Araukanów – jedynego plemienia, które nie uległo naporowi Inków, ani nie poddało się konkwiście hiszpańskiej. Legendarna rzeka Bio Bio stanowi do dzisiaj północną granicę Araukanii, ziemi Mapuczów (Ludzi Ziemi, w j. mapudungún).


W porze deszczowej prof. Ryn jechał w towarzystwie zaprzyjaźnionych antropologów z katolickiego uniwersytetu w Temuco na spotkanie z dwunastoma kacykami Mapuchów. W strugach deszczu terenowy samochód dotarł do Pueblo Rulo. Pod wielkim szałasem, wśród dymu ogniska kłębił się tłum Indian - oprócz zaproszonych kacyków były ich rodziny i zwierzęta. Rozpoczęła się ceremonia powitalna. Szałas wypełnił rytm bębnów i dym rytualnych kadzideł. Pito chichę – picie napojów alkoholowych to rytuał pojednania - strząsając krople dla przodków. Polski uczony odpowiedział na ten gest butelką żubrówki, która na nienawykłych do mocnych trunków Mapuchach zrobiła piorunujące wrażenie. W końcu wręczył wodzom egzemplarze hiszpańskiej edycji monografii "Araukania i jej mieszkańcy" napisanej w 1845 r. przez Ignacego Domeykę. Towarzyszący prof. Rynowi antropolodzy wytłumaczyli Indianom, że oto przybysz z dalekiego kraju przywiózł im historię ich plemienia sprzed 150 lat. Powstało nagłe zamieszanie. Indianie uznali za coś niezwykłego fakt, że istnieje spisana historia ich ludu - mapudungún to jeden z nielicznych języków, który nie ma wersji pisanej. Człowieka, który przywiózł im taki podarunek, uznano za wysłannika z innego wymiaru. Kurtuazyjna wizyta polskiego ambasadora przekształciła się niespodziewanie w ceremoniał Mari Mari Peni (Witaj Bracie), podczas którego Zdzisław Ryn został uznany za białego brata Mapuchów. „Byłem tym wszystkim oszołomiony – dym ogniska, rytm bębnów i rytualne recytacje miejscowych machi, sprawiały niezwykłe wrażenie. Potraktowałem to początkowo jako folklor” – przyznaje. Okazało się jednak, że była w tej ceremonii niezwykła powaga i siła, która do dziś nakazuje mu utrzymywać z Mapuchami kontakty – wkrótce jeden z nich, za sprawą prof. Ryna, przyjedzie do Krakowa na studia rolnicze.

Ulubionym krajem Ameryki Łacińskiej jest Boliwia. Tam przeżył swoje najbardziej fascynujące spotkania. Do dziś właśnie tam można spotkać autentyczną indiańską Amerykę. „Człowiek zatapia się tam w samo życie, w naturę, a kontakty z tubylcami mają tam cechy pierwotnej naturalności, niewinności.” Do tego dochodzi niezwykła przyroda – z niebotycznych, pokrytych wiecznym śniegiem Andów w ciągu dwóch dni można zjechać do dyszącej gorącem i wilgocią tropikalnej dżungli amazońskiej.

Podróże po bezdrożach wiążą się nieraz z ryzykiem. Związane jest ono nie tylko z surowością natury. Podczas jednej z wypraw jeepem dookoła jeziora Titicaca trafił ze swoim towarzyszem do niewielkiego puebla, zagubionego na pograniczu peruwiańsko-boliwijskim. „Zostaliśmy niespodziewanie ostrzelani przez jakichś pijanych bandziorów i nocą ze zgaszonymi reflektorami musieliśmy salwować się ucieczką” – wspomina. Także wspinaczce towarzyszy ryzyko. Podczas wyprawy na Aconcagua prof. Ryn stoczył się 90 metrów po lodowcu. Cudem uniknął śmierci. Spośród około 80 towarzyszy jego górskich wypraw, 35 straciło w górach życie. „Myślę, że w tej chwili inaczej niż przeciętny człowiek podchodzę do sytuacji niebezpiecznych” – mówi.

Dziesięć lat swego życia spędził w Ameryce Łacińskiej. Przebył tam kilkaset tysięcy kilometrów, od Meksyku, po Ziemię Ognistą i Antarktydę. „To jest bagaż doświadczeń, który kompensuje pięćdziesiąt lat życia tutaj. Tam jest moja druga ojczyzna, kto wie, czy emocjonalnie nie ważniejsza. Znam ten kontynent lepiej niż Polskę czy Europę”. Nieoczekiwanym dla niego samego przypieczętowaniem latynoskich fascynacji była ponad pięcioletnia misja dyplomatyczna w Chile i Boliwii. Otrzymał za nią najwyższe odznaczenie przyznawane cudzoziemcom - Krzyż Wielki Orderu Zasługi Chile. Nadal co roku odwiedza Chile – jako inspirator wypraw w tamte strony: na Atacamę, w Kordylierę Domeyki, do Araukanii lub jako uczestnik kongresów naukowych. Utrzymuje kontakty naukowe z uniwersytetami i towarzystwami naukowymi. W najbliższym czasie zamierza odwiedzić – kolejny raz – Wyspę Wielkanocną i Wyspę Robinsona Cruzoe. "Zastanawiamy się z żoną czy naturalną konsekwencją naszych kontaktów z Ameryką Południową nie powinno być przeniesienie się tam na stałe”.


PORTRAIT with HISTORY

"The emotions accompanying the moment when I am the first person to climb the so far unconquered peaks, to an unknown or forgotten place - this was the case of the Nascimento gorge in the Atacama desert, abandoned since pre-Columbian times - are incomparable to anything else" - says Prof. Ryn.


Prof. Zdzisław Jan Ryn (born October 21, 1938 in Szczyrk, died February 6, 2022 in Krakow) - Polish diplomat, psychiatrist, professor of medical sciences at the Collegium Medicum of the Jagiellonian University, journalist, former ambassador of the Republic of Poland in Chile and Argentina, mountaineer, traveler, member of The Explorers Club, expert and explorer of the Andes. From 2011 to 2014, he was the president, and from 2014 an honorary member of the Polish Society of Mountain Medicine and Rescue.

In 1957 he graduated from the Liceum Ogólnokształcące im. Adam Asnyk in Bielsko-Biała, and in 1963 he graduated from the Faculty of Medicine at the Medical Academy. Nicolaus Copernicus in Krakow. He also completed specialist studies in the field of first and second degree psychiatry (in 1967 and 1969, respectively). In 1971 he obtained a doctoral degree (work Mental disorders in mountaineers under conditions of high mountain stress; supervisor: Antoni Kępiński), and in 1979 he obtained his postdoctoral degree on the basis of the work The nervous system and height. Mountain asthenia syndrome. On October 20, 1994 he was awarded the academic title of professor.

In the years 1961–1965 he worked at the Municipal Hospital No. 1 in Bielsko-Biała, and from 1965 to 1967 and from 1972 to 1973 at the Medical Academy in Krakow (State Clinical Hospital). From 1970 to 1971, he was also employed at the Municipal Mother and Child Center in Krakow. In 1971 he became an assistant and then a senior assistant in the Department of Psychiatry at the Medical Academy. From 1975 to 1979 he was an assistant professor, and from 1979 to 1983 he was a postdoctoral assistant professor. In 1983 he became an associate professor.

From 1981 to 1984 he was the vice-dean of the Faculty of Medicine, in the years 1984-1988 he was a member of the Dean's College of the Faculty of Medicine, and from 1984 to 2009 he was the head of the Department of Social Pathology at the Department of Psychiatry at the Collegium Medicum of the Jagiellonian University. He was the head of the Department of Clinical Psychology at the Institute of Psychology of the Jagiellonian University. From 1976 to 1981 he was a voivodship specialist in psychiatry in Tarnów. Since 1996, he has been employed at the Department of Rehabilitation in Neurology and Psychiatry of the Academy of Physical Education in Krakow.

In the early 1990s, he began his diplomatic career. From 1991 to 1996, he served as the Ambassador Extraordinary and Plenipotentiary of the Republic of Poland to Chile, simultaneously accredited in Bolivia. From 1997 to 2000 he was also the honorary consul of the Republic of Chile in Krakow. From 2007 to 2008, he was the Polish ambassador to Argentina, accredited to Paraguay at the same time.

He was the supervisor of several dozen MA theses and three doctoral theses. He is the author of over 450 scientific publications, mainly in foreign journals, on clinical, forensic and social psychiatry, concentration camp pathology, mountain medicine, mountaineering psychology, anthropology and medicine of South America Indians, as well as on medical ethics and suffering. Author of several hundred popular science publications, reportages and essays on mountain, psychological, biographical and historical topics. Author or consultant of several popular science films. He took part in several hundred radio and TV broadcasts. He became a member of the Committee for the Defense of the Good Name of Poland and Poles.


He has been awarded and honored many times, including: the Grand Cross of the Order of Merit of Chile (1996), "Bene Meritus" of the Polish Medical Society (1999); Medicina Cracoviensis Medal (2000); The Cruz del III Milenio medal (2004, Chile). Doctor honoris causa of the Universidad Cientifica del Sur (Lima - Peru). Honorary citizen of the cities: La Serena (1996, Chile) and Coquimbo (2004, Chile) and 7 cities in Argentina (2007–2008). In 2001 he received (together with Wojciech Wiltos and Władysław Vermessy) the "Kolosa 2000" award in the "travels" category for the "Atacama 2000" expedition to the Domeyko Mountains region in northern Chile. In 2018 he was awarded the "Bene Merito" Honorary Badge.

Participant of mountaineering expeditions in the Caucasus, Hindu Kush, Andes; Volcanoes of Mexico, Araucania, Atacama, Easter Island and Robinson Crusoe Island. A traveler of six continents.


Prof. I visited Ryn in Krakow at the Collegium Medicum of the Jagiellonian University on August 16, 2001, to take pictures of him and interview him for the book "DOCTORS in the fight for health", volume 1. prof.: Dziatkowiak, Noszczyk, Lew-Starowicz, Religa ...


—Czesław Czapliński: When did you decide to become a doctor?

Zdzisław J. Ryn: My parents dreamed about it before, although in secrecy. My interests crystallized in the final year of high school in Liceum Ogólnokształcące im. Adam Asnyk in Bielsko-Biała.

—CC .: What influenced the choice of profession?

ZJR .: Prof. Karol Pieczka taught us biology and inspired me to study the natural sciences, and among them, medicine - the closest to man - turned out to be my later passion. So, on the one hand, the parents' dream, and on the other - their natural interests.

—CC .: What are the most valuable predispositions for a doctor?

ZJR .: Natural gift of empathy and altruism.

—CC .: Do you remember your first contact with a patient?

ZJR .: I don't remember.

—CC .: What was the most dramatic moment in your professional career?

ZJR .: At that time I was on a professional contract in Bolivia (1978-79). At night I was called to Instituto Thorax in La Paz (4000 m) for a consultation with a medical student who had come from Santa Cruz (400 m) to continue his medical studies in the capital. On his arrival at this altitude, he lost consciousness and was hospitalized. I recognized that he had symptoms of high altitude brain edema; the patient's condition was agonizing. I recommended that the patient be returned to sea level. With a hired aero-taxi, I piloted a sick man on this risky flight back to Santa Cruz. During the flight over the Andes, it seemed that the patient would die in epileptic seizures. If that had happened, my fate would also be doomed. Fortunately, after lowering the flight above the jungle itself, after depressurizing the aircraft cabin, the patient's condition quickly improved. After two days, he regained consciousness and quickly recovered. Together with the patient's family, we experienced the joy of being saved. I published the case and to this day it is considered one of the few in the world where a life was saved in the course of severe high-altitude cerebral edema.

—CC .: What do you consider your greatest achievement?

ZJR .: My way from a lost mountain village to the distant world, across all continents and oceans, combining the explorer's passion with the profession of a doctor.

—CC .: A doctor is there to heal. Have you encountered a situation where you could not help and what did you say to the patient then?

ZJR .: I was always convinced that I could help the sick person, especially in the extreme situation, which I read for your question.

—CC .: What is death for you?

ZJR .: In the transcendent dimension it is a natural necessity; in the human dimension - a paradox, because man usually dies after he has already learned to live.

—CC .: Did you have a moment of doubt?

ZJR .: In an existential sense, fortunately not!

—CC .: You are dealing with human misfortune - disease, death. Is it possible to separate the work of a doctor from your personal life? How are you resting?

ZJR .: It is impossible to be a doctor only during working hours. One is a doctor all the time, also during holidays, holidays and rest. So far, I have not felt the need to rest. I spend my holidays living more intensely than during work, usually on an expedition or on a trip.

But I have to say that more than the medicine of prof. Ryn, I was fascinated by his travels and fascination with the mountains. I have to say this is completely insane.


Mari Mari Peni (Hello Brother)

His adventure with the mountains began in childhood. He was born in Szczyrk. "Mountains have always been the natural environment for me" - says Prof. Zdzisław Jan Ryn. During his studies he was a member of the Student Mountain Guides Association, then he became a rescuer of the Mountain Rescue Service, and finally ended up in the Mountaineering Club. The first alpine adventure was an expedition to Elbrus (5642). m above sea level) in the Caucasus. It was then that he encountered mountain sickness for the first time. "I was able to happily combine my passion for sports, especially mountaineering, related to exploring distant and inaccessible parts of the world with mountain medicine" - says the scientist. Another adventure involved a trip to the Hindu Kush mountains. satisfied the need to conquer the peaks, it was then that he felt for the first time an explorer, discoverer of the unknown. ”In the area of ​​Kohe Z ebak, we reached the summit, almost six thousand, but it was a virgin summit ”- he recalls. "For the first time, I had the feeling that I was the first person to climb a mountain." The exploration of prof. Ryn ranks first among the reasons that push him into high mountains and other secluded areas. Each of the expeditions in which he participated contained an exploratory element.

Each resulted in something innovative, either for mountain medicine or for alpine archeology. "The emotions accompanying the moment when I am the first person to climb the so far unconquered peaks, to an unknown or forgotten place - this was the case of the Nascimento gorge in the Atacama desert, abandoned since pre-Columbian times - are incomparable to anything else" - says Prof. Ryn. Another stimulus is his passion for sports - not only mountaineering: in the age of 60, he ventured to paraglide for the first time; right away in the Andes on the volcanoes of Araucania. Height is another challenge that "forces" the Krakow scientist to travel to the mountains. "Being at a high altitude is accompanied by a kind of special bewilderment, when you have the feeling of being above the Earth, almost cosmic heights, where the line between reality and mysticism is blurred." The reality suddenly changes into the "magical reality" described in Latin American literature. Prof. Ryn has experienced this many times, including but not limited to while driving a motorcycle alone on the Andean plateau (Altiplano) at the border of Bolivia and Chile, at an altitude of more than 4 thousand. m.a.s.l. “Many times I have had a feeling of being connected with the omnipotence, with space, I have felt the closeness of God. In everyday life, such states are the product of fantasy or special stimulation. On the Altiplano, they are something natural, they take on the features of reality ”. This experience usually occurs at the interface between a person's physical capabilities. And with the height they get smaller: from approx. 4 thousand. meters, we begin to feel the effects of mountain sickness, reproduction at this altitude is seriously difficult for a man from the lowlands - even if acclimatized; from 5,000 problems with the perception and functioning of the body begin. Over 7.8 thousand m there is a high-altitude death zone in which a normal organism cannot survive.

The third, groundbreaking expedition was the expedition to the Andes of Patagonia in 1973/1974. Carefully prepared plans for cooperation with Chilean Andinists were thwarted by the coup d'état in Chile. Designed for four months, the expedition lasted over a year. Instead of on the Chilean side, Poles acted on the Argentine side. The "Wyspiański" boats - ten people, a Star car with ten tons of equipment and food, a minibus and two sports motorcycles - arrived in Peru. From there, via Bolivia, they reached Argentina and then to its farthest edge - Patagonia. In order to achieve the goal of the expedition - the Patagonian Andes - they traveled 9000 kilometers in Stare. After four months, when the expedition was formally supposed to depart back to Poland, they reached the goal. Hundreds of kilometers from the nearest human settlement, in complete wilderness. "In Patagonia, we were going to get the Fitz Roy almost on the move, within two weeks" - recalls prof. Ryn - "Meanwhile, Patagonian hurricanes imprisoned us for almost two months with no possibility of action, struggling to survive." Cyclones were uprooting and lifting twenty meters tall trees, stones flying like sheets of paper. "None of us will forget the sight of the Laguna Capri surface being lifted into the air by the hurricane and dispersed into a cloud of rain." Food ran out soon. They brewed the same teabag up to twenty times. The hunting of Patagonian sheep made their survival easier. The dizzying wind, constant danger to life, loneliness, distance from human settlements and the lack of contact with anyone from outside were difficult to bear. In an attack of desperation from a hut hidden in a hollow in the area, one of the participants of the expedition withdrew into the unknown. Fortunately, after a few months he found himself in a civilized neighborhood. Only half of them survived until the end of the expedition. "It was an extremely rich experience, the most beautiful adventure of my life, which was full of dramatic situations and such a range of emotions that I never had the chance to experience" - says prof. Ryn - "Until now, when I fly over the Patagonian Andes, I look at these mountains with a squeezed heart."

This adventure started the extraordinary relationship of a psychiatrist from Krakow with Latin America. When he left Poland in 1973, he did not speak Spanish. During the several weeks of the boat trip, he had learned some basic phrases from the Spanish phrasebook. He perfected the language in conversations with scholars at universities and with Indian natives. When he traveled after more than a year's stay in this continent, he communicated freely in Spanish. Since then, all major exploration and scientific expeditions have been linked to Latin America. He completed long scientific internships in Bolivia and Mexico - at that time he was dealing with traditional Indian medicine. He dedicated to her the book "Los Andes y la Medicina" published in Bolivia. In the Mexican Yucatan, he learned the secrets of curranderos - Indian magician healers. He collected medicinal herbs for fellow botanists and pharmacists, used by traditional medicine of the Native American people. He himself was interested in the psychic relationship between the curanderos and their patients. "The magical part of Indian medicine is based on the use of the power of psychotherapeutic influence on a person affected by fear of the forces of nature" - concludes years of observation and research. "Isn't that quackery?" - I'm asking. "If it were just quackery, I would leave it to other specialists" - replies the scientist - "As a psychiatrist, I see wisdom in it resulting from many centuries of experience". He was slowly creeping into the favors of the Indian magicians. Breaking down the barriers was slow. "It was only when the curanderos realized that I knew some of their secrets, that my emotional sensitivity functioned on a similar level, that the distrust barrier broke." Getting to know Indian medicine is one of the main motives of his contacts with the natives.

He experienced his most fascinating adventure in Chile, in the land of the invincible Araucans - the only tribe that did not succumb to the Inca pressure, nor surrendered to the Spanish conquest. To this day, the legendary Bio Bio River forms the northern border of Araucania, the land of the Mapucheas (Mapudungún).

In the rainy season, prof. Ryn traveled with his anthropologists from the Catholic University of Temuco to meet twelve Mapuchs' kacyks. In pouring rain, the off-road car reached Pueblo Rulo. Under the great hut, among the smoke of the fire, there was a crowd of Indians - apart from the invited kacyki there were their families and animals. The welcome ceremony has started. The hut filled the rhythm of drums and the smoke of ritual incense. People drank chicha - drinking alcoholic beverages is a ritual of reconciliation - shaking off drops for ancestors. The Polish scientist responded to this gesture with a bottle of Żubrówka, which made an electrifying impression on Mapuchach, who was not used to strong drinks. Finally, he handed over to the chiefs copies of the Spanish edition of the monograph "Araukania and its inhabitants" written in 1845 by Ignacy Domeyka. Accompanying prof. Ryn anthropologists explained to the Indians that a visitor from a distant country brought them the history of their tribe from 150 years ago. Sudden confusion ensued. The Indians found it unusual that there was a written history of their people - mapudungún is one of the few languages ​​that does not have a written version. The man who brought them such a gift was considered a messenger from another dimension. The courtesy visit of the Polish ambassador unexpectedly turned into the Mari Mari Peni (Hello Brother) ceremony, during which Zdzisław Ryn was recognized as the white brother of the Mapuchs. “I was stunned by all this - the smoke of the fire, the rhythm of the drums and the ritual recitation of the local machi made an extraordinary impression. Initially, I treated it as folklore, ”he admits. It turned out, however, that there was an extraordinary seriousness and strength in this ceremony, which requires him to maintain contacts with the Mapuchs to this day - soon one of them, thanks to prof. Ryn, will come to Krakow to study agriculture.

The favorite country of Latin America is Bolivia. There he experienced his most fascinating meetings. To this day, it is there that you can find authentic Indian America. "Man sinks into life itself, into nature, and contacts with natives have features of primal naturalness, innocence." Added to this is the extraordinary nature - from the sky-high Andes, covered with eternal snow, it takes two days to go down to the tropical Amazon jungle panting with heat and moisture.

Traveling off-road is sometimes associated with risks. It is related not only to the severity of nature. During one of his jeep trips around Lake Titicaca, he and his companion ended up in a small pueblo, lost on the Peruvian-Bolivian border. "We were unexpectedly shot at by some drunk thugs and had to escape at night with the headlights turned off," he recalls. Climbing is also risky. During the expedition to Aconcagua, prof. Ryn rolled 90 meters down the glacier. He miraculously escaped death. Of about 80 companions on his mountain expeditions, 35 lost their lives in the mountains. "I think right now I approach dangerous situations differently than the average person," he says.

He spent ten years of his life in Latin America. He traveled several hundred thousand kilometers there, from Mexico to Tierra del Fuego and Antarctica. “This is a baggage of experience that compensates for fifty years of living here. There is my second homeland, who knows if it is emotionally more important. I know this continent better than Poland or Europe ”. An unexpected seal of his Latin fascination for himself was a five-year diplomatic mission in Chile and Bolivia. For it, he received the highest distinction awarded to foreigners - the Grand Cross of the Order of Merit of Chile. He still visits Chile every year - as an inspiration for expeditions there: to Atacama, Cordillera Domeyko, Araucania, or as a participant in scientific congresses. Maintains scientific contacts with universities and scientific societies. In the near future, he intends to visit - again - Easter Island and Robinson Crusoe Island. "My wife and I are wondering whether it shouldn't be a natural consequence of our contacts with South America to move there permanently."



Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page