top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ Roman H.Hupałowski

Zaktualizowano: 8 sty 2022


„…Afryka jest inna niż wszystko, co znamy, z niczym nie porównywalna. Żaden kontynent ani żaden kraj świata nie dorównuje jej pod względem ilości i różnorodności zwierzyny. ... W języku suahllili, którym mówi 40 milionów mieszkańców Afryki, "safari" oznacza wyruszenie w pole, wyprawę na łowy... Czy myśliwy wyruszający na łowy jest bezpieczny? Jak organizuje się takie wyprawy?... Co może przydarzyć się podczas safari? Teoretycznie myśliwy może zostać rozszarpany przez lwa, staranowany przez słonia, rozdarty rogiem nosorożca, zdeptany przez hipopotama, zaatakowany przez bawołu czy lamparta i narażony na sto innych śmiertelnych zagrożeń. To jednak teoria…” – książka R.H.Hupałowski – „Porzuciłem bite drogi. Wspomnienia myśliwego” (1991).

Roman Hubert Hupałowski (1905-1990) urodził się na przedwojennych Kresach Wschodnich. Prawnik, był sędzią Sądu Grodzkiego w Złoczowie w województwie tarnopolskim. Zapalony myśliwy i aktywny członek Małopolskiego Towarzystwa Łowieckiego.

Walczył w czasie wojny 1939 r., a po ucieczce z internowania na Węgrzech trafił do Związku Radzieckiego, gdzie został uwięziony na Łubiance i skierowany do łagru. Wstąpił do 2 Korpusu Wojska Polskiego i jako żołnierz przeszedł przez Iran, a później do Włoch, gdzie walczył pod Monte Cassino. Następnie został członkiem armii brytyjskiej.

Po demobilizacji wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Hupałowskiego hobby łowieckie przerodziło się w jego zawód, organizował polowania na całym świecie. Między innymi brał udział w 26 safari myśliwskich w Afryce. Oprócz zainteresowania łowiectwem zajmował się ochroną zwierząt i ich siedlisk. Ufundował obraz św. Hubertusa, patrona myśliwych, do kościoła w Warszawie przy ulicy Łazienkowskiej. Kolekcja egzotycznych zwierząt została przywieziona do Polski ze Stanów Zjednoczonych na jego własny koszt. Ma na swoim koncie liczne medale i nagrody, w tym prestiżową nagrodę łowców złotych w Polsce.

Wystawa trofeów egzotycznych zatytułowana "Oko w oko" w Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Łazienkach Królewskich w Warszawie, prezentuje przeszło 70 spreparowanych zwierząt egzotycznych. Ma ogromne wartości poznawcze i edukacyjne. Jest jedną z większych w naszej części Europy. Składają się na nią rekordowe trofea myśliwskie i gatunki niemożliwe już dziś do pozyskania. Unikalne okazy zostały zdobyte na pięciu kontynentach. Wiele z gatunków zwierząt odnotowanych jest w Czerwonej Księdze Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody. Przyjęto podział eksponatów w układzie geograficznym. Pokazane są trzy strefy klimatyczne: okołorównikowa, umiarkowana i subarktyczna. Dzięki komputerowi z ekranem dotykowym, wkomponowanym w wystawę, można się przenieść w wirtualny świat przyrody. W trakcie zwiedzania "przeniesieniu się" w egzotyczne rejony naszego globu pomagają dźwięki z sawanny czy z tropikalnego lasu. Trzon wystawy stanowi kolekcja darowana narodowi polskiemu przez Romana Huberta Hupałowskiego.

Z Romanem Hubertem Hupałowskim spotkałem się w lipcu 1983 r. w jego firmie Safari Outfitters Inc. w centrum Chicago. Muszę powiedzieć, że było to spotkanie fascynujące, nie tylko dlatego, że sam Hupałowski był niezwykłym człowiekiem, który jak zaczął opowiadać swoje przygody, nie było końca. Ale, a może głównie dlatego, że odbywało się to w niebywałym otoczeniu, kilkudziesięciu genialnie odtworzonych trofeów myśliwskich. Jak można pochwalać kogoś, kto zabija piękne zwierzęta na wolności? No właśnie, są dwie strony tego medalu. Hupałowski opowiadał mi, jak zabiega o ochronę naturalnych siedlisk, rzadkich zwierząt. Jak również na odstrzał trzeba dostać zgodę. A z ostatniej strony, jeśli chcemy zobaczyć, jak wygląda rzadki gatunek, to można zobaczyć w muzeum.

Kilka miesięcy później moja rozmowa ukazała się w Nowym Jorku – Czesław Czapliński „ZŁOM” „Przegląd Polski”, 16 lutego 1984 r.

„Złom” jest najwyższym odznaczeniem Polskiego Związku Łowieckiego. W czerwcu 1983 roku Roman Hubert Hupałowski otrzymał je podczas otwarcła Muzeum Łowieckiego w odrestaurowanych koszarach kadetów w Łazienkach w Warszawie, Myśliwy przekazał wówczas 19 trofeów do zbiorów Muzeum, PZL powstał w 1923 roku; Roman Hupałowski był jego współzałożycielem. Na przestrzeni 60 lat Związek przyznał tylko 60 odznaczeń.

Rozmawiam z Romanem Hupałowskim w jego firmie Safari Outfitters Inc. w centrum Chicago. Biuro przypomina muzeum historii naturalnej wszędzie stoją wypchane zwierzęta, a ściany pokryte są skórami, głowami i rogami różnych kształtów i rozmiarów. Niektóre z trofeów należą do bezcennych; myśliwy otrzymał za nie liczne nagrody; wzmiankują je księgi rekordów myśliwskich. Myślistwo jest popularne w Stanach Zjednoczonych. Szacuje się, że jest ponad 20 milionów myśliwych. Safari Club International, którego Hupałowski był przewodniczącym, ma 12 tysięcy członków.

Roman Hubert Hupałowski (drugie imię dołączył przyjmując obywatelstwo amerykańskie: św. Hubert jest patronem myśliwych) urodził się w 1905 roku w Złoczowie koło Tarnopola. Rodzice mieli posiadłość w górach Woroniakach; tam właśnie od 8 roku życia zaprawiał się w polowaniach. Początkowo była to drobna zwierzyna: głuszce, cietrzewie, zające. Potem: wilki, dziki, jelenie. Myślistwo stało się pasją jego życia.

Po ukończeniu prawa na Uniwersytecie Lwowskim został sędzią powiatowym oraz prezesem spółkl myśliwskiej, która posiadała wspaniale tereny łowieckie. Korzystali z nich nawet członkowie ambasady amerykańskiej w Warszawie. Hupałowski zaprzyjaźnił się wówczas z synem ambasadora Shultzem.

„Wszystkie moje przedwojenne trofea myśliwskie zaginęły – mówi Roman H. Hupałowski – pozostały tylko dzięki nieprawdopodobnie szczęśliwemu zbiegowi okoliczności dwie szable dzicze: miałem ich 36. Pamiętam, kiedy w czasie mroźnej zimy, bodajże w 1935 roku, goniłem na nartach dzika. Gdy osiągnąłem dogodną odległość strzelecką, złożyłem się szybko i oddałem strzał z kuli. Rozjuszony dzik zaszarżował na mnie: odczekałem chwilę i wygarnąłem do niego z bliska ze śrutu: trafiony dzik siłą rozpędu upadł na mnie. Przez jakiś czas marzłem pod dzikiem, gdyż po uciążliwej gonitwie byłem zmęczony i nie mogłem wydostać się spod niego. Towarzyszący mi ludzie bali się podejść, myśląc. że dzik żyje."

Po kampanii wrześniowej Roman H. Hupałowski znalazł się w obozie wojskowym na Węgrzech. Wracając do Polski, podczas przeprawy przez Kraków wpadł w ręce Rosjan i został wywieziony do łagru, skąd wydostał się, wstępując do armii gen. Andersa. W armii wchodził w skład sędziów II Korpusu. Odbył cały szlak bojowy. Po zakończeniu wojny znalazł się w Anglii, gdzie pracował od 1949 roku jako oficer Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Po demobilizacji wyjechał do Paryża, a na stałe osiedlił się w 1949 roku w Kalifornii.

Za pierwsze zarobione dwa tysiące dolarów udał się w Góry Skaliste, aby ustrzelić wielkorogiego barana. Wspomina:

"…Na odstrzał wielkorogiego barana Gór Skalistych, uchodzącego za American’s No 1 Big Game Trophy otrzymałem zezwolenie wyszczególmające dokładnie rejon górski na wschód od miasta Jackson. Podstawowym warunkiem powodzenia w łowach na wielkorogiego barana jest wypatrzenie go, zanim on zobaczy myśliwego. Znając dobrze zwyczaje baranów i wiedząc, jak dobry mają wzrok, czołgaliśmy się i co jakiś czas lustrowaliśmy teren. Przez trzy dni próbowaliśmy bezskutecznie, Słońce kryło się za dalekimi szczytami, gdy dosiedliśmy koni do powrotnej drogi, zniechęceni niepowodzeniem. Nagle zwróciłem uwagę na plamkę, odróżniającą się nieco od otoczenia. Wysoka – nad zboczem, pod wałem skalnej ściany. Wśród rozrzuconych tam krzaków, podobnych do naszego jałowca, spostrzegłem jeszcze kilka takich plam. Rozpoznałem w tych plamach sylwetki baranów po ich wielkich rogatych łbach. Na szczęście nie uciekały, lecz patrzyły na nas spokojnie. bo widok koni kojarzył im się pewnie ze znanymi im dobrze jeleniami, których bać się nie mają potrzeby, Szybko zeskoczyłem z konia, przygotowałem się do strzału. podczas gdy przewodnik wypatrywał. który z baranów najkorzystniej się prezentował.

Padły słowa komendy: "Odległość 350 jardów. cel – ostatni baran z prawej strony,” Chwyciłem go w krzyż lunety i stwierdziłem, że miał rzeczywiście bardzo grube rogi. Lecz właśme w tej chwili usłyszałem: "Stop, drugi baran od lewej lepszy.” Tymczasem barany, już zaniepokojone, starają się kryć, niektóre zdradzają chęć do ucieczki. Chwytam w lunetę tego drugiego z lewej, posyłam mu kulę. Baranem zarzuciło, lecz nie upadł, ale postąpił krok naprzód, wykręcił na lewo odsłaniając w ten sposób doskonale cały swój bok do następnego strzału: tym razem w łopatkę, po którym zwalił się, martwy. Było Już ciemno, gdy ruszyliśmy w powrotną drogę.”

Po tym pierwszym polowaniu w Stanach Zjednoczonych były następne w ponad 40 krajach, na Alasce, na Syberii, w Mongolii w Afryce. w Indiach.

W 1955 roku Hupałowski przeniósł się do Chicago, gdzie założył firmę Safari Outfitters Inc., która organizuje polowania na całym świecie, wyłączność na Mongolię. Organizuje także połowy ryb w egzotycznych krajach i "safari fotograficzne".

"W czasie ponad 20-letniejdziałalności firmy miałem sporo ciekawych przeżyć. Wiele znanych osobistości korzystało z moich usług – mówi Roman H. Hupałowski. – Pewnego razu byłem ze swoim klientem. sędzią sądu najwyższego z Waszyngtonu, na Alasce, aby upolować białego niedzwiedzia. Jest to bardzo kosztowne polowanie; potrzebne są dwa samoloty. Lecieliśmy nad Morzem Beringa i na zamarzniętych taflach lodowych wypatrywaliśmy niedźwiedzia. Pojawił się ruchomy punkt, samoloty zniżyły lot. Tak, to niedźwiedź. Ustaliłem kierunek jego marszu i zarządziłem lądowanłe w dogodnej odległości przed idącym niedźwiedziem; nie jest to łatwe zadanie dla pilota, gdyż lód nie jest jednolity. W końcu bezpiecznie siedliśmy. Podczas gdy przygotowywaliśmy broń, drugi samolot dużym łukiem leciał za niedzwiedziem i napędzał go na nas. Staliśmy w siarczystym mrozie z bronią gotową do strzału, niedźwiedź zbliżał się powoli. Gdy był w odległości mniej więcej 150 kroków,powiedziałem do mojego klienta, aby strzelał, gdyż odległość jest najbardzłej dogodna. Ale on był tak zdenerwowany. że spudłował. Sytuacja stawała się krytyczna, wycelowałem więc i położyłem niedzwiedzia od pierwszego strzału. Po wyprawiemu skóry, a następnie wypchaniu ozdabiał moje biuro. Obecnie przekazałem go do Muzeum ł,owieckiego w Warszawie, gdzie wzbudza prawdziwą sensację.”

Trudno byłoby wymienić wszystkie upolowane zwierzęta i kraje, w których polował Roman H. Hupałowski. Jego nazwisko często wymieniane jest w księgach rekordów, a on sam otrzvmał wiele zaszczytnych, między innymi drugie w historii Ameryki w 1982 roku „C.J. McElroy International Trophy”.

Oprócz tego uczestniczył w pracach związku myśliwych – będąc przez wiele lat jego przewodniczącym. Dzielił się swymi doświadczeniami w biuletynie myśliwskim rozesłanym do wielu krajów bogato ilustrowanymi oryginalnymi zdjęciami.

Ostatnie polowanie odbył w Tanzanii 5 lat temu. Teraz skupia się na opracowaniu ogromnego materiału zdjęciowego, filmów i wspomnień i prowadzi swoją firmę.

PORTRAIT with HISTORY Roman H.Hupałowski (1905-1990)

“… Africa is different from everything we know, nothing to compare with. No continent or country in the world can match it in terms of the amount and variety of game. ... In Swahllili, spoken by 40 million people in Africa, "safari" means going out into the field, going on a hunting trip ... Is a hunter going out to hunt safe? How are such trips organized? ... What can happen on a safari? In theory, a hunter could be torn apart by a lion, rammed by an elephant, torn by a rhino's horn, trampled by a hippo, attacked by a buffalo or leopard, and exposed to a hundred other deadly threats. It is, however, a theory ... "- book by R.H. Hupałowski -" I abandoned the beaten roads. Memoirs of a Hunter ”(1991).

Roman H. Hupałowski (1905-1990) was born in the pre-war Eastern Borderlands. Lawyer, he was a judge of the Municipal Court in Złoczów in the Tarnopol Province. An avid hunter and an active member of the Małopolska Hunting Society.

He fought during the war in 1939, and after escaping internment in Hungary, he was sent to the Soviet Union, where he was imprisoned in Lubyanka and sent to a labor camp. He joined the 2nd Corps of the Polish Army and, as a soldier, he crossed Iran, and later to Italy, where he fought at Monte Cassino. Then he became a member of the British Army.

After demobilization, he left for the United States. Hupałowski's hunting hobby turned into his profession, he organized hunting all over the world. Among other things, he took part in 26 hunting safaris in Africa. In addition to his interest in hunting, he was involved in the protection of animals and their habitats. He funded a painting of St. Hubertus, the patron saint of hunters, to the church in Warsaw at Łazienkowska Street. The collection of exotic animals was brought to Poland from the United States at his own expense. He has won numerous medals and awards, including the prestigious award of gold hunters in Poland.

The exhibition of exotic trophies entitled "Eye to eye" at the Museum of Hunting and Horsemanship in Łazienki Królewskie in Warsaw presents over 70 exotic prepared animals. It has great cognitive and educational value. It is one of the largest in our part of Europe. It consists of record hunting trophies and species that are impossible to obtain today. Unique specimens have been captured on five continents. Many of the animal species are listed in the Red Book of the International Union for Conservation of Nature. The geographical division of the exhibits was adopted. Three climatic zones are shown: equatorial, temperate and sub-arctic. Thanks to a computer with a touch screen, integrated into the exhibition, you can move into the virtual world of nature. During the tour, "moving" to the exotic regions of our globe is helped by sounds from the savannah or tropical forest. The core of the exhibition is a collection donated to the Polish nation by Roman Hubert Hupałowski.

I met Roman Hubert Hupałowski in July 1983 at his company Safari Outfitters Inc. in downtown Chicago. I must say that it was a fascinating meeting, not only because Hupałowski himself was an extraordinary man who, as he began to tell his adventures, was endless. But, or maybe mainly because it took place in an extraordinary environment, several dozen of brilliantly recreated hunting trophies. How can you praise someone who kills beautiful animals in the wild? Well, there are two sides to this coin. Hupałowski told me how he strives to protect natural habitats and rare animals. You must also get permission to shoot. On the last hand, if you want to see what a rare species looks like, you can see it in the museum.

A few months later my conversation appeared in New York - Czesław Czapliński "ZŁOM" "Przegląd Polski", February 16, 1984.

"Złom" is the highest award of the Polish Hunting Association. In June 1983, Roman Hubert Hupałowski received them during the opening of the Hunting Museum in the restored cadet barracks in Łazienki in Warsaw. The hunter then donated 19 trophies to the Museum's collection, PZL was established in 1923; Roman Hupałowski was its co-founder. Over the last 60 years, the Association has awarded only 60 awards.

I am talking to Roman Hupałowski in his company Safari Outfitters Inc. in downtown Chicago. The office is like a natural history museum, stuffed animals stand everywhere and the walls are covered with skins, heads and horns of various shapes and sizes. Some of the trophies are priceless; the hunter received numerous awards for them; they are mentioned in the hunting records books. Hunting is popular in the United States. It is estimated that there are over 20 million hunters. Safari Club International, of which Hupałowski was the chairman, has 12,000 members.

Roman Hubert Hupałowski (he joined his middle name by accepting American citizenship: St. Hubert is the patron saint of hunters) was born in 1905 in Złoczów near Tarnopol. My parents had an estate in the Woroniaki Mountains; there, from the age of 8, he practiced hunting. Initially, it was small game: capercaillies, black grouse, hares. Then: wolves, boars, deer. Hunting became the passion of his life.

After graduating from the law at the University of Lviv, he became a district judge and president of the hunting club, which had a great hunting grounds. Even members of the American Embassy in Warsaw used them. Hupałowski then befriended the son of the ambassador, Shultz.

“All my pre-war hunting trophies were lost - says Roman H. Hupałowski - only thanks to an unbelievably lucky coincidence, two wild swords were left: I had 36 of them. I remember when, during a cold winter, probably in 1935, I was chasing a boar on skis. Once I had reached a convenient shooting distance, I folded up quickly and fired the bullet. The enraged boar charged at me: I waited a moment and grabbed it from the shot up close to him: the boar hit by the force of momentum fell on me. For some time I was freezing under the boar, because after the strenuous race I was tired and I could not get out from under it. The people who accompanied me were afraid to approach, thinking. that the boar is alive. "

After the September campaign, Roman H. Hupałowski found himself in a military camp in Hungary. Returning to Poland, during the crossing of Krakow, he fell into the hands of the Russians and was taken to a labor camp, from where he escaped, joining the army of General Anders. In the army, he was a judge of the 2nd Corps. He completed the entire combat trail. After the end of the war, he found himself in England, where he worked from 1949 as an officer of the Polish Resettlement Corps and Arrangements. After demobilization, he went to Paris and settled permanently in California in 1949.

For the first two thousand dollars he earned, he went to the Rocky Mountains to shoot a large-horned ram. He recalls: "... To shoot a large-horned ram of the Rocky Mountains, of America's No 1 Big Game Trophy, I have received a permit detailing the exact mountain region east of Jackson City. The basic condition for success in hunting a large-horned ram is to spot it before it sees the hunter. Knowing well the habits of rams and knowing how good their eyesight they have, we crawled and surveyed the area from time to time. For three days we tried unsuccessfully, the sun was hiding behind distant peaks as we got our horses back on the way back, discouraged by our failure. Suddenly I noticed a speck that was slightly different from its surroundings. High - above the slope, under the rock wall. Among the scattered bushes, similar to our juniper, I noticed a few more such spots. In these spots I recognized the rams by their great horned heads. Fortunately, they did not run away, but looked at us calmly. because they probably associated the sight of horses with deer they know well, which they do not need to fear. I quickly jumped off my horse and prepared to shoot. while the guide watched. which of the rams presented themselves best. The command was: "350 yards away. Target - last ram on the right," I grasped it at the cross of the scope and found that it did have very thick horns. Meanwhile, the rams, already worried, try to hide, some show the will to run away. I grab the other one on the left with the spyglass and send him the ball. The ram was tossed, but he did not fall, but he took a step forward, twisted to the left, thus perfectly revealing his entire side for the next shot: this time at the shoulder, on which he fell, dead. It was already dark when we started our way back. "

After that first hunt in the United States, there were others in over 40 countries, in Alaska, Siberia, Mongolia, and Africa. in India. In 1955, Hupałowski moved to Chicago, where he founded Safari Outfitters Inc., which organizes hunts all over the world, exclusive to Mongolia. It also organizes fishing in exotic countries and "photo safaris".

"During over 20 years of operation of the company, I had a lot of interesting experiences. Many famous personalities used my services," says Roman H. Hupałowski. "Once, I was with my client, a judge of the highest court from Washington, Alaska, to hunt a white bear. this is a very expensive hunt; two planes are needed. We flew over the Bering Sea and looked for a bear on the frozen ice sheets. There was a moving point, the planes lowered flight. Yes, it's a bear. it is not an easy task for the pilot, because the ice is not uniform. Finally we sat safely. While we were preparing the gun, the second plane flew in a large arc behind the bear and propelled it at us. We were standing in freezing frost with the weapon ready to shoot, the bear was approaching slowly. When he was about 150 paces away, I told my client to shoot, for the distance is most convenient. But he was so upset. that he missed. The situation was getting critical, so I took aim and put the bear down from the first shot. After tanned leather and then stuffed, it adorned my office.

Currently, I have handed it over to the sheep museum in Warsaw, where it causes a real sensation. " It would be difficult to list all the hunted animals and the countries where Roman H. Hupałowski hunted. His name is often mentioned in the books of records, and he has received many honors, including the second in American history in 1982, "C.J. McElroy International Trophy ”.

In addition, he participated in the work of the hunters' union - being its chairman for many years. He shared his experiences in a hunting newsletter sent to many countries richly illustrated with original photos. He did his last hunt in Tanzania 5 years ago. Now he focuses on developing massive photos, videos and memories and runs his business.


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page