„…Rosja może być albo imperium albo demokracją, ale nie może być jednocześnie i jednym i drugim…” – Zbigniew Brzeziński (1994).
Zbigniew Brzeziński (ur. 28 marca 1928 r. w Warszawie, zm. 26 maja 2017 w Falls Church/U.S.A.) – politolog, sowietolog, prof. nauk politycznych na Uniwersytecie Columbia oraz Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA w czasie prezydentury Jimmy’ego Cartera (1977-1981), wcześniej doradca prezydentów Lyndona Johnsona oraz Johna F.Kennedy’ego.
„…Z punktu widzenia kultury, historii, poczucia powiązań kulturowych czuję się częścią Polski, natomiast politycznie czuję się częścią Ameryki…” – tak dumnie powiedział w jednym z wywiadów dr Zbigniew Brzeziński.
Dr. Zbigniew Brzeziński był pierwszym w historii Polakiem — urodzonym w Polsce, który osiągnął jedno z najwyższych stanowisk w Ameryce. Jako główny doradca prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego i szef National Security Council w latach 1977-1981, miał do prezydenta stały dostęp, w tym prawo wchodzenia do Owalnego Pokoju. Brzeziński był po prezydencie człowiekiem nr 2, na wierzchołku władzy, w jednym z dwóch największych mocarstw.
Brzeziński miał duży wpływ na kierunki amerykańskiej polityki zagranicznej. Wiązała się z tym m.in. sprawa Polski, kiedy 7 grudnia 1980 r. dyrektor CIA, admirał Turner, zaalarmował Biały Dom możliwością inwazji Rosji na Polskę, w ciągu majbliższych dwóch dni. Wskazywało na to, zmasowanie dywizji rosyjskichj nad wschodnią granicą Polski. Brzeziński wpłynął na to, że amerykański rząd ostrzegł Rosję, że inwazja doprowadzi do poważnych konsekfencji. Do koalicji przeciw Rosji, wciągnął prezydenta Francji Giscard d’Estaing, brytyjską premier Margaret Thatcher i poinformował Papieża Jana Pawła II, w długiej telefonicznej rozmowie. Inwazja na Polskę została zatrzymana, co opisał w książce „Power and Principle”.
Właśnie wtedy przyjechałem do Nowego Jorku, kiedy Brzeziński był w Białym Domu doradcą prezydenta Cartera. Pierwsze osobiste spotkanie z Brzezińskim miałem w 1982, ale co ciekawe, nie ze względu na jego polityczną karierę, ale żonę rzeźbiarkę, która miała wystawę w Nowym Jorku. Brzeźiński przyjechał z żoną. Umówiłem się na zdjęcia i od tego czasu sukcesywnie spotkaliśmy się w Polskim Instytucie Naukowym, Fundacji Kościuszkowskiej...które regularnie odwiedzał. Aż wreszcie pojechał do Waszyngtonu, do jego słynnego gabinetu, gdzie zrobiłem rozmowę i unikalne zdjęcia, które potem byly wielokrotnie publikowane, a rozmowa poniżej. Pamiętam, że na zakończenie tej rozmowy, która przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Brzeziński powiedział, jak już odchodziłem – "było byczo". Zaczęłem się śmiać. Brzeziński zapytał czy powiedział coś niestosownego. Kiedy się uspokoiłem powiedziałem mu, że rozbawiło mnie słowo "byczo", którego dziś właściwie się nie używa.
Zbigniew Brzeziński urodził się w Warszawie 28 marca 1928 roku, w rodzinie polskiego dyplomaty. W 1938 roku wyjechał z rodziną do Kanady, gdzie ojciec został mianowany konsulem generalnym R.P. w Montrealu. W Montrealu Brzeziński studiował na McGill University. „...Prawie nie znając angielskiego (z wyjątkiem kilku zdań w rezultacie lekcji domowych), zostałem zapisany do szkoły angielskiej w Kanadzie i już po pierwszym roku uzyskałem I lokatę. Utrzymałem ją właściwie przez cały okres szkoły podstawowej. Po paru latach miałem też najlepszą lokatę w tej szkole, w klasie literatury angielskiej...” — co wspominał, w czasie naszej rozmowy, w swoim gabinecie, w Centrum Studiów Strategicznych w Waszyngtonie.
W 1953 roku przyjechał Brzeziński do Stanów Zjednoczonych, gdzie uzyskał doktorat na prestiżowym Harvard University. „Jak poszedłem do Harvardu, dopiero mi się otworzyły oczy i zrozumiałem, co to jest rzeczywiście doskonały uniwersytet. Muszę powiedzieć, że mój pobyt tam był jednym z dwóch najbardziej twórczych i dla mnie osobiście zadawalających okresów mojego życia. Drugi okres był oczywiście w Białym Domu. Ale pobyt w Harvardzie był okresem szalenie dynamiczym, otwierającym mi oczy na świat i wciągający jednocześnie w życie amerykańskie. Nie musiałem specjalnie ciężko pracować, bo się tak doskonale czułem i pasowałem do jego atmosfery, że właściwie bez ciężkiej pracy moja kariera naukowa szła jak po maśle. Nigdy nie miałem innej lokaty, jak tylko najwyższe, co w rezultacie spowodowało, że Harvard od razu zaczął mi dawać różnego rodzaju nagrody, stypendia, promocje i możliwości, które z kolei dały mi doskonały odskok nie tylko do kariery naukowej, ale i politycznej”.
W 1955 ożenił się z Emilie Ann Benesz, bratanicą Eduarda Benesza, prezydenta Czechosłowacji, zamordowanego przez komunistów na zamku Hradczany w 1948 roku. W 1957 r. został obywatelem Stanów Zjednoczonych.
Karierę wykładowcy uniwersyteckiego rozpoczął w 1960 r. w nowojorskim Uniwersytecie Columbia, gdzie był założycielem i pierwszym dyrektorem Institute on Communist Affairs. W latach 1973-1976 Brzeziński był dyrektorem Trilateral Commission, instytucji, w której skład wchodzili polityczni przywódcy ze Stanów Zjednoczonych, Japonii i Europy Zachodniej, zajmującej się rozwiązywaniem problemów ekonomicznych.
Jako aktywny demokrata był doradcą w sprawach polityki zagranicznej i problemów bezpieczeństwa państwa w czasie kampanii prezydenckich: J.F.Kennedy’ego, H.Humprey’a, L.Johnsona. „Udział mój w życiu akademickim (biorąc pod uwagę charakter Harvardu i głębokie zaangażowanie się tej uczelni w życie Ameryki) otwierał mi jednocześnie drogę do udziału w życiu politycznym Ameryki, aczkolwiek nigdy nie przewidywałem w tych wczesnych latach, że będę mógł osiągnąć tego rodzaju stanowisko, jakie w końcu przypadło mi w latach 70-tych. Ale już w latach 60-tych brałem udział w kampanii wyborczej Kennedy’ego, potem przez pewien czas w kampanii wyborczej Johnsona. Pracowałem przez prawie dwa lata w Waszyngtonie w Departamencie Stanu, gdzie z kolei poznałem wiceprezydenta Humphreya, który w swojej kampanii wyborczej w 1968 roku zrobił mnie swoim głównym doradcą. Czyli gdyby Humphrey został prezydentem w 1968 roku, to prawdopodobnie już wtedy zajmowałbym odpowiednie i odpowiedzialne stanowisko, ale chyba nie to, które 8 lat później otrzymałem z rąk prezydenta Cartera. Niepowodzenie wyborcze Humphreya skierowało mnie na nową drogę. Zdałem sobie sprawę w trakcie tej kampanii, że jeżeli obejmę jakieś odpowiedzialne stanowisko w dziedzinie międzynarodowej, to obejmę je z dość dobrą znajomością tematyki europejskiej, sowieckiej, ale z minimalną znajomością Azji. Było to dla mnie rzeczą całkowicie jasną, że dla polityki zagranicznej Ameryki, Azja będzie coraz ważniejsza. Dlatego spędziłem cały rok w Japonii koncentrując się szczególnie na ewentualnym wejściu Japonii w szersze życie międzynarodowe, co już wtedy przewidywałem. Po powrocie do Stanów — to były wczesne lata 70. — zostałem dyrektorem komisji, współpracując z Rockefellerem. Wciągneliśmy do niej między innymi właśnie gubernatora stanu Georgia pana Cartera, stąd moja znajomość z nim”.
W latach 1977-1981 był głównym doradcą d/s bezpieczeństwa narodowego w czasie kadencji Jimmy Cartera. Stał na twrdym stanowisku przestrzegania przez Związek Sowiecki praw człowieka, uważając jednocześnie, że odprężenie jest konieczne. Swój pobyt w Biaym Domu Brzeziński opisał w książce „Power & Principle” wydanej w 1983 roku przez wydawnictwo Farrar, Strauss and Giroux.W 1981 roku powrócił do kariery akademickiej, zaczął ponownie wykładać w Uniwersytecie Columbia i został doradcą w Strategic and International Studies przy Georgetown University w Waszyngtonie.
Brzeziński był niezwykle płodnym publicystą, jego teksty często pojawiały się na opiniotwórczej stronie w prestiżowym nowojorskim dzienniku „The New York Times”, tygodnika „Newsweek” i wielu innych na całym świecie. Jako pisarz jest autorem lub współautorem ponad dziesięciu książek, większość z nich dotyczy Związku Sowieckiego i byłych państw komunistycznych: „The Soviet Bloc” (1960), „Between Two Ages” (1970), „Power and Principle” (1983), „Game Plane” (Plan gry - USA vs ZSRR), (1986), która stała się niezwykle popularna, pisano o niej wszędzie, a sam dr. Brzezinski używał jej do wykładów na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku i w Centrum Studiów Strategicznych Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie.
W Ameryce za swoją działalność, został wyróżniony członkostwem American Academy of Arts and Sciences, Guggenheim i Ford Fellowship, a w Polsce otrzymał doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego (1991), Diamentowym Laurem Umiejetności i Kompetencji (2002) oraz jest Honorowym Obywatelem miasta Przemyśla, skąd wywodzą się rodzinne korzenie Brzezińskiego.
Wielokrotnie odznaczany i wyróżniany m.in. Prezydencki Medal Wolności (Stany Zjednoczone, 1981), Order Orła Białego (1995), Order Stara Płanina (Bułgaria, 2001), Order Tomasa Garrigue Masaryka I klasy (Czechy, 1998), Order Wielkiego Księcia Giedymina I klasy (Litwa, 1998), Order Trzech Gwiazd II klasy (Łotwa), Krzyż Wielki Orderu Zasługi (Niemcy, 2009), Wielki Oficer Orderu Gwiazdy Rumunii (Rumunia, 2003), Order Za Zasługi I klasy (Ukraina, 1996), Order Księcia Jarosława Mądrego III klasy (Ukraina).
Kilka uczelni wyróżniło go tytułem Doktora honoris causa m.in. Katolicki Uniwersytet w Dublinie, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II (21 czerwca 1990), Uniwersytet Warszawski (2 maja 1991), Uniwersytet Jagieloński (16 czerwca 2000; uhonorowano go m.in. za zasługi dla zapobieżenia interwencji rosyjskiej w Polsce w latach 1980–1981 oraz zabiegi na rzecz przyjęcia Polski do NATO), Akademia Obrony Narodowej (15 marca 2002), Uniwersytet Wileński (15 października 2003).
Został honorowym obywatelem m.in. Przemyśla (1990), Lwowa (1998), Krakowa (2001), Gdańska (2002), Wilna (2003).
Był członkiem Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie oraz członkiem zagranicznym Polskiej Akademii Umiejętności (od 1991). Pełnił funkcję honorowego przewodniczącego Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. W 2006 „Gazety Wyborczej” wyróżniła go tytułem człowieka roku. Laudację na cześć laureata wygłosił były minister spraw zagranicznych Stefan Meller. Jest bohaterem filmu dokumentalnego Katarzyny Kolendy-Zalewskiej pt. Strateg (TVN-2013). W 2014 został wyróżniony Nagrodą Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Od 4 czerwca 2018 roku Zbigniew Brzeziński jest patronem ulicy na wrocłaskich Strachowicach, łączącej rondo 4 Czerwca 1989 r. z aleją Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. W uroczystości odsłonięcia tablicy z nazwą ulicy wzięli udział m.in. Mark Brzeziński, Lech Wałęsa, Leszek Balcerowicz oraz ówczesny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz.
Żona Brzezińskiego ukończyła ekskluzywny Wellesley College, jest rzeźbiarką. Mają trójkę dzieci: Iana, Marka i Mikę.
Potem jeszcze bardziej zbliżyłem się do Brzezińskiego przez moją przyjaźń z Jerzym Kosińskim, który od lat z Brzezińskim był zaprzyjaźniony. Pojechaliśmy razem do Izraela na początku 1988 r. Do dziś pamiętam unikalne zdjęcia na wzniesieniu starożytnej twierdzy Masadzie, gdzie Żydzi, aby nie dostać się do niewoli, popełnili zbiorowe samobójstwo. Jeszcze więcej o Brzezińskim dowiedziałem się od Kosińskiego, który wybrał Zbigniewa Brzezińskiego, jako jednego z kilku przyjaciół, o których opowiedział mi do książki "PASJE KOSIŃSKIEGO" jaką skończyłem na dwa tygodnie przed jego samobójczą śmiercią w maju 1991 r.
—Czesław Czapliński: To, że przyjaźnisz się z Brzezińskim od lat, nie jest tajemnicą. Jak mógłbyś określić go prywatnie?
–Jerzy Kosiński: Brzeziński jest jednym z najbardziej zrównoważonych ludzi, jakich znam, ma ogromne poczucie humoru sytuacyjnego, uwielbia towarzystwo. Cechuje go o wiele młodsze usposobienie niż wskazywałby na to jego wiek. W jego obecności często czuję się dwa razy starszy od niego, ze względu na jego radość życia i świetną formę fizyczną. Ma nieomal chłopięcą chęć poznawania, potrafi cieszyć się bez żadnego cynizmu, a zarazem odznacza się szalenie idealistycznym stosunkiem do wielu rzeczy.
—Cz.Cz.: Czy mógłbyś podać cos na poparcie swoich słów?
–J.K.: Kilka lat temu Brzeziński z żoną Muszką przyjechał do nas do Republiki Dominikańskiej, gdzie ja każdego roku grałem w polo. Nasi przyjaciele zaprosili nas na długą jazdę konną.
Brzeziński przyjął zaproszenie, mimo że do tej pory na koniu nie jeździł. Do tego wszystkiego dostał konia z temperamentem do galopu, z siodłem typu western (zachodnim). Ja miałem siodło angielskie. Różnica jest taka, że na angielskim siodle jeździec trzyma się konia obejmując go nogami. Siodła typu western przeznaczone są do długich podróży, raczej wolnych, a jeźdźcy trzymają się siodła. Brzeziński siedział bardzo prosto jak kawalerzysta, trzymając się kurczowo siodła, mimo że na pewno umierał z bólu, ale był na czele kolumny. Obserwowałem go dokładnie, wykazał ogromną silę charakteru, dojeżdżając do końca. Nie tylko nie
spadł z konia, ale nawet nie zwolnił. Parę razy pytałem, czy zatrzymać, odpowiadał przecząco. Po kilku godzinach jazdy musiał dostać taką lekcję jak nigdy przedtem, potraktował to
jednak jako nowe doświadczenie. Pamiętam, na zakończenie powiedziałem mu, że znając „siodło władzy”, nie chce oddać go zbyt łatwo – z czego śmiał się długo.
—Cz.Cz.: A co sądzisz o Brzezińskim jako wykładowcy i pisarzu?
–J.K.: Brzeziński jako profesor ma znakomitą metodę prowadzenia zajęć. Stwarza warunki, jakby to było autentyczne zebranie National Security Council i w ten sposób studenci podejmują decyzję. Jest szalenie zorganizowany, co dwa lata wydaje nową koncepcyjnie książkę. Według mnie, jeśli chodzi o jego umysłowość, jest on najwybitniejszym republikaninem, mimo że sytuacyjnie połączony jest z partią demokratyczną.
—Cz.Cz.: Dlaczego?
–J.K.: Być może dlatego, że partia demokratyczna jest w impasie filozoficznym.
—Cz.Cz.: Mimo pewnych różnic masz wiele wspólnego z Brzezińskim, choćby to, że obydwaj wspaniale znając język polski, piszecie po angielsku?
–J.K.: To prawda, oprócz tego interesujemy się i czynnie uprawiamy sporty, on tenis i żeglarstwo, ja narciarstwo i polo. Nasze kontakty i przyjaźń mają czysto prywatny charakter, poznałem go na początku lat sześćdziesiątych, gdy byłem doktorantem na Columbia University.
Ale w czasie jego pobytu w Białym Domu, nigdy tam nie byłem, bo z gruntu jestem apolityczny.
Mnie zresztą u wszystkich ludzi interesuje sposób myślenia, analizowania świata, stosunek do władzy, ale w kategoriach humanistycznych, a nie przynależności do partii politycznej.
Kiedy uczestniczyłem w obchodach sześćdziesiątej rocznicy jego urodzin w Waszyngtonie, sala była wypełniona osobistościami politycznymi z Białego Domu, ja nikogo z nich nie znałem.
W okresie Camp David pewne sformułowania Brzezińskiego niefortunnie przekształcone przez prasę spowodowały, że część polityków żydowskich uważała, iż Brzeziński nie rozumiał Żydów i wykazał zbytnią obojętność wobec ich problemów.
Nie ma nic bardziej błędnego, pamiętam naszą wspólną podróż do Izraela. Brzeziński pozbawiony jest jakichkolwiek uprzedzeń, zdając sobie dobrze sprawę z ogromnego wkładu, jaki Żydzi wnieśli do kultury polskiej. Dowodem tego jest atmosfera, w jakiej wyrastał. Jego ojciec dr Tadeusz Brzeziński, gdy był konsulem w Lipsku, dostał wysoką nagrodę The Jevish National Foundation Certificate, od organizacji Keren KI Izrael, za pomoc i zrozumienie spraw kolonii polsko-żydowskiej w Niemczech. Brzeziński jest twórcą nowoczesnej myśli politycznej, jednym z architektów Camp David.
Przez lata wymienialiśmy korespondencję, ostatnio coraz żadziej e-mail, aż nagle ukazała się w sumie piękna, jeśli o śmierci tak można mówić – informacja córki: „…Dzisiejszej nocy (27 V 2017) odszedł w spokoju mój ojciec. Przyjaciele nazywali go – Zbig, wnuki – Szef, a dla żony był miłością życia…” – napisała Mika Brzeziński. Podkreśliła, że dla niej był najbardziej inspirującym, kochającym i oddanym ojcem jakiego można mieć. „Kocham Cię Tato” –zakończyła wpis.
Czesław Czapliński BIG ZBIG – nowojorski mag. KARIERA (wrzesień 1991):
Ze Zbigniewem Brzezińskim spotykałem się wielokrotnie w Nowym Jorku, Waszyngtonie, a w 1987 roku wraz z Jerzym Kosińskim we trójkę byliśmy w Izraelu. Zawsze był nienagannie ubrany, nawet na szczycie Masady, gdzie wjeżdżaliśmy specjalną kolejką linową. Niezwykle ceni czas i precyzyjnie się wyraża mówiąc zarówno o polityce, jak i o sprawach błahych.
Biuro Brzezińskiego znajduje się przy szerokiej K Street, nieopodal Białego Domu, w drogiej części Waszyngtonu przypominającej trochę Park Avenue.
Obszerny gabinet urządzony jest raczej tradycyjnie — solidne fotele ze skóry, sofa, stół, duże biurko, szafy z książkami, wśród których znajduję i polskie tytuły. Na jednej ze ścian olbrzymia mapa świata, przy biurku mapa Związku Sowieckiego. Za biurkiem i dużym fotelem na ścianie zdjęcia: Brzeziński w szortach biegnie z prezydentem Carterem, Brzeziński i Carter przed Białym Domem... Brzeziński na okładkach największych magazynów: Newsweek, U.S. News & World Report, The Economist...
Kiedy zasiedliśmy wygodnie w fotelach, Brzeziński wypytał mnie, co ostatnio robię, zapytał o wspólnych znajomych z Nowego Jorku i rozmowę, jak to powiedział: aby nie tracić czasu, zaczęliśmy.
—Czesław Czapliński: Zacznijmy od Polski. Wyjechał Pan z kraju w 38. roku, kiedy pana ojciec został konsulem generalnym w Montrealu. Właściwie o tym okresie wiemy bardzo mało. Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że pamięta jako mały chłopiec defiladę 3 Maja. Czy mógłby Pan coś więcej o tym powiedzieć?
—Zbigniew Brzeziński: W tym okresie życia specjalnie nic ciekawego się nie działo. Mój ojciec między innymi był wtedy również na placówce w Charkowie. To był okres tej okropnej beriowszczyzny, więc mieszkaliśmy w Warszawie bez ojca, który co pewien czas przyjeżdżał. Mogę tylko powiedzieć, że ojciec, wbrew ogólnej wtedy opinii, która uważała, że Sowiety są kolosem na glinianych nogach, dowodził, że jednak te przemiany, jakie zachodzą w Sowietach, mimo całego terroru i zniszczenia spowodowanego przez bolszewizm, stwarzają coś bardzo potężnego i dynamicznego. Uważał, że w Polsce znaczenie tych przemian jest niedoceniane. I to jest jedno ze wspomnień. Pamiętam, ojciec mój zawsze wychodził z założenia, że polityka polska w stosunku do Ukraińców była bardzo krótkowzroczna, jednostronna i właściwie marnowała szansę pojednania i niepotrzebnie wywoływała napięcia antypolskie ze strony Ukraińców, którzy uważali, że są przez Polaków prześladowani. I co jeszcze pamięłam — ekscesy antysemickie na ulicach Warszawy i oburzenie moich rodziców. Pamiętam, że budował się COP, że Warszawa stawała na nogach, a Polska stawała się nowoczesnym państwem. Pamiętam, że po pobycie Starzyńskiego w Ameryce założono w Warszawie, zdaje się na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i 3 Maja pierwszą sygnalizację świetlną dla samochodów, dorożek, tramwajów i przechodniów. Ponieważ nikt do tego nie był przyzwyczajony, przy sygnalizacji musiał stać policjant.
–Cz.Cz.: Pan miał jeszcze dwóch braci?
–Z.B.: Jeden brat, starszy, zmarł, a młodszy żyje w Kanadzie. Jest inżynierem.
–Cz.Cz.: Czy konsulat w Montrealu funkcjonował w czasie wojny?
–Z.B.: Bez przerwy, nie tylko w czasie wojny, ale nawet po wycofaniu uznania rządu polskiego przez rządy zachodnie w 45 roku mój ojciec utrzymał tę placówkę co najmniej jeszcze przez jeden rok rozdając paszporty ludziom aż w końcu, pod dużym naciskiem, włącznie z groźbą, że zostanie deportowany z Kanady — musiał tę placówkę zamknąć. Ale odmówił przekazania jej rządowi komunistycznemu.
–Cz.Cz.: W Montrealu Pan zaczyna studiować?
–Z.B.: Wcześniej chodziłem do kanadyjskiej szkoły podstawowej, do której zostałem zapisany nie znając słowa po angielsku.
–Cz.Cz.: Czyli zaraz po przyjeździe w 1938?
–Z.B.: Nie, to musiało być później, myśmy przyjechali jesienią 38 roku, braliśmy lekcje angielskiego w domu do jesieni 39 roku oraz korepetycje od korepetytora polskiego jako uczniowie eksterniści szkół polskich. Przez pierwszy rok pobytu w Kanadzie właściwie w dalszym ciągu pracowaliśmy według polskiego programu szkolnego. Prawie nie znając angielskiego (z wyjątkiem kilku zdań w rezultacie lekcji domowych), zostałem zapisany do szkoły angielskiej w Kanadzie i już po pierwszym roku uzyskałem 1 lokatę. Utrzymałem ją właściwie przez cały okres szkoły podstawowej. Po paru latach miałem też najlepszą lokatę w tej szkole, w klasie literatury anglojęzycznej.
–Cz.Cz.: Po uzyskaniu dyplomu w Kanadzie przenosi się Pan do Stanów?
–Z.B.: Pojechałem do Harvardu, doktorat skończyłem w ciągu trzech lat uzyskując go w roku 53, potem zostałem młodym instruktorem, to jest tytuł stosowany w szkolnictwie amerykańskim (poniżej rangi profesorskiej) i od tego zaczęła się właściwie moja kariera akademicka.
–Cz.Cz.: Uniwersytet kanadyjski jest niezły, ale przecież Harvard to jeden z najlepszych uniwersytetów na świecie?
–Z.B.: To był zupełnie odmienny poziom. Jak poszedłem do Harvardu, dopiero mi się otworzyły oczy i zrozumiałem, co to jest rzeczywiście doskonały uniwersytet. Muszę powiedzieć, że mój pobyt tam był jednym z dwóch najbardziej twórczych i dla mnie osobiście zadowalających okresów mojego życia. Drugi okres był oczywiście w Białym Domu. Ale pobyt w Harvardzie był okresem szalenie dynamicznym, otwierającym mi oczy na świat i wciągający jednocześnie w życie amerykańskie. Nie musiałem specjalnie ciężko pracować, bo się tak doskonale czułem i pasowałem do jego atmosfery, że właściwie bez ciężkiej pracy moja kariera naukowa szła jak po maśle. Nigdy nie miałem innej lokaty, jak tylko najwyższe, co w rezultacie spowodowało, że Harvard od razu zaczął mi dawać różnego rodzaju nagrody, stypendia, promocje i możliwości, które z kolei dały mi doskonały odskok nie tylko do kariery naukowej, ale i politycznej.
–Cz.Cz.: Poznał Pan zapewne masę osób?
–Z.B.: Poznałem i jednocześnie dałem się poznać, bo to jedno idzie z drugim w parze.
–Cz.Cz.: Uważa Pan więc, że w karierze typ uczelni ma ogromne znaczenie?
–Z.B.: Bezwzględnie, bo to jest doskonały punkt wyjścia do dalszej drogi życiowej, a jeżeli idzie o Stany Zjednoczone, to właściwie nic lepszego niż Harvard nie można sobie wyobrazić. Ale dla mnie kariera naukowa nigdy nie była głównym celem życia. Myślałem o karierze dyplomatycznej w polskiej służbie zagranicznej. Gdy zostało to wykluczone przez wypadki wojenne, w pewnym sensie kariera naukowa w ramach Harvardu była czymś zastępczym, co mi jednak dawało duże zadowolenie. Udział mój w życiu akademickim (biorąc pod uwagę charakter Harvardu i głębokie zaangażowanie się tej uczelni w życie Ameryki) otwierał mi jednocześnie drogę do udziału w życiu politycznym Ameryki, aczkolwiek nigdy nie przewidywałem w tych wczesnych latach, że będę mógł osiągnąć tego rodzaju stanowisko, jakie w końcu przypadło mi w latach 70-ych. Ale już w latach 60-ych brałem udział w kampanii wyborczej Kennedy'ego, potem przez pewien czas w kampanii wyborczej Johnsona. Pracowałem przez prawie 2 lata w Waszyngtonie w Departamencie Stanu, gdzie z kolei poznałem wiceprezydenta Humphreya, który w swojej kampanii wyborczej w 68 roku zrobił mnie swoim głównym doradcą. Czyli gdyby Humphrey został prezydentem w 68 roku, to prawdopodobnie już wtedy zajmowałbym odpowiednie i odpowiedzialne stanowisko, ale chyba nie to, które 8 lat później otrzymałem z rąk prezydenta Cartera. Niepowodzenie wyborcze Humphreya skierowało mnie na nową drogę. Zdałem sobie sprawę w trakcie tej kampanii, że jeżeli obejmę jakieś odpowiedzialne stanowisko w dziedzinie międzynarodowej, to obejmę je z dość dobrą znajomością tematyki europejskiej, sowieckiej, ale z minimalną znajomością Azji. Było dla mnie rzeczą całkiem jasną, że dla polityki zagranicznej Ameryki Azja będzie coraz ważniejsza. Dlatego spędziłem cały rok w Japonii koncentrując się szczególnie na ewentualnym wejściu Japonii w szersze życie międzynarodowe, co już wtedy przewidywałem. Po powrocie do Stanów — to były wczesne lata 70. — zostałem dyrektorem komisji, współpracując z Rockefellerem. Wciągnęliśmy do niej między innymi właśnie gubernatora stanu Georgia, pana Cartera, stąd moja znajomość z nim. No i dalsze dzieje są ogólnie znane.
–Cz.Cz.: Nie chcę powtarzać, że Pan był doradcą w 77-81, ale chodzi mi o sprawę Kuklińskiego, która wynikła, gdy Pan był w Białym Domu. Pan w pewnym wywiadzie powiedział, że powinien zostać odznaczony medalem, ponieważ wykonał dla Stanów Zjednoczonych i w sumie dla Polski ogromną rzecz, że uprzedził o stanie wojennym. W Polsce ta Pana wypowiedź odbiła się silnym echem. Niektórzy uważali, że właściwie trzeba by go uznać za zdrajcę, ponieważ niezależnie od tego, jakiemu rządowi czy grupie ludzi służył, to jednak zdradził Polskę.
–Z.B.: Mogę tylko określić tego rodzaju rozumowanie jako przykład kretynizmu. Jeżeli ktoś pracuje na rzecz Sowietów, co robiło wielu generałów, współpracując z Sowietami w przygotowaniu mitycznego wejścia wojsk sowieckich do Polski, to ci ludzie wedle tego rozumowania pracują dla Polski, a ktoś, kto naraża życie, ażeby nie dopuścić do interwencji sowieckiej w Polsce, uważany jest za zdrajcę. W ten sposób mogą rozumować jedynie kretyni albo agenci sowieccy. Reżim, który istniał w Polsce przez 40 lat, był Polsce narzucony przez NKWD i dzia łalność przeciwko temu reżimowi była wyrazem patriotyzmu. To samo się odnosi do ludzi z AK, którzy stawiali zbrojny opór Sowietom i komunistom. Takie rozumowanie jest po prostu dowodem zaniku poczucia odpowiedzialności i niezrozumienia prawdziwego interesu Polski. Ja bezwzględnie uważam, że Kukliński się dobrze Polsce zasłużył, zresztą przede wszystkim Polsce. Nie Ameryce, tylko Polsce. Powinien być za to nagrodzony i dla mnie najmniej miarodajna jest opinia ludzi, którzy w tym okresie właśnie współpracowali z Sowietami w przygotowaniu kolejnego najazdu sowieckiego na Polskę.
–Cz.Cz.: Właśnie, czy Pan uważa, że można przeszłość oddzielić tzw. grubą kreską?
–Z.B.: Uważam, że powinno się postawić na porządku dziennym problem ukarania ludzi za zbrodnie stalinowskie. Żyją w dalszym ciągu uczestnicy mordu na generale Fieldorfie, legendarnym Nilu, dowódcy Kedywu, żyją ludzie, którzy mordowali przywódców WIN-u, którzy torturowali akowców. Żyją prokuratorzy, tacy jak Zarakowski czy też były ubek pułkownik Dusza, który specjalizował się w ciężkich badaniach śledczych różnych przywódców podziemia. Te osoby powinny być moim zdaniem postawione przed sądem, tak jak się sądzi również różnego rodzaju zbrodniarzy hitlerowskich. Dla zbrodniarzy hitlerowskich nie ma amnestii, nie powinno być amnestii dla zbrodniarzy stalinowskich, którzy w Polsce jeszcze żyją, korzystają z emerytur, mają dobre mieszkania. Sędzia, który skazywał Nila na śmierć, żyje w mieszkaniu dla uprzywilejowanych, prokurator, który brał udział w mordzie, pracuje w jakiejś spółce adwokackiej, różni byli członkowie UB, którzy torturowali ludzi, są na emeryturze. Moim zdaniem wszyscy powinni być postawieni przed sądem. Odcinam się od koncepcji całkowitego zapomnienia i przebaczenia wszystkiego, co się działo. Natomiast uważam, że powinno się odróżnić to, co było nieuniknione i w pewnym sensie nawet ludzkie: pewnego rodzaju kolaborację, współpracę i nawet ewentualnie pewnego rodzaju działalność agenturalną pod naciskiem, ale nie specjalnie szkodliwą. Bo to się odnosi do tysięcy ludzi. Natomiast jednostki, które jeszcze na rękach mają krew niewinnych, które brały udział w mordowaniu czy torturowaniu tych, którzy się za Polskę poświęcali, moim zdaniem powinny być jako osoby zhańbione pociągnięte do odpowiedzialności karnej, i to w sposób bezwzględnie surowy.
–Cz.Cz.: Wróćmy jeszcze do Pana spraw. Kiedy Pan był doradcą Cartera, przypominano Pana polskie korzenie i uważano, że to była przyczyna przychylnych decyzji w sprawach Europy Wschodniej.
–Z.B.: Uważałem i zawsze to podkreślałem, że tego rodzaju insynuacje są nieuzasadnione. Choć biorąc pod uwagę, że Ameryka jest właściwie mozaiką ludzi różnego pochodzenia, tego rodzaju uwagi są nieuniknione. Jednocześnie starałem się podkreślić, że moje twarde stanowisko np. w sprawie Sowietów jest popierane przez około 80% Amerykanów. A 80% Amerykanów nie jest pochodzenia polskiego. Zbieżność moich poglądów z poglądami większości Amerykanów wynika widocznie z innych względów niż tylko z mego polskiego pochodzenia.
–Cz.Cz.: W ostatnim „The New York Timesie” czytałem Pana wypowiedź na temat wojny w Iraku. Słyszałem też Pana wypowiedzi w TV przed wybuchem wojny. Czy nadal utrzymuje Pan, że sankcje byłyby lepsze?
–Z.B.: Uważałem i w dalszym ciągu uważam, nie mając nic przeciwko użyciu siły, kiedy ona jest potrzebna, że w tym wypadku bardziej oględne po stępowanie ze strony Ameryki byłoby korzystniejsze. Uważam, że użycie broni było przedwczesne, i że zawiera w sobie niebezpieczeństwo wciągnięcia USA w bagno Bliskiego Wschodu – w ten cały kompleks zagadnień, z których bardzo trudno będzie się Ameryce wyciągnąć. W dalszym ciągu wyrażam obawę, że w rezultacie Ameryka będzie w znacznie trudniejszej sytuacji z punktu widzenia swej polityki międzynarodowej, będzie jej trudniej prowadzić politykę światową, kiedy jednocześnie będzie tak głęboko zaabsorbowana kwestią Bliskiego Wschodu.
–Cz.Cz.: Czy ma Pan takich polityków w historii, którzy Pana fascynują?
–Z.B.: Tak, to może będzie dla pana bardzo zabawne — trzy osoby mnie fascynują, może więcej, właściwie cztery: Hannibal, Dżyngis-chan, Napoleon i Piłsudski.
–Cz.Cz.: Czy Ameryka stała się Pana ojczyzną?
–Tak. Z punktu widzenia kultury, historii, poczucia powiązań kulturowych czuję się częścią Polski, natomiast politycznie czuję się częścią Ameryki.
–Cz.Cz.: Miał Pan ogromne szanse zostać prezydentem w Polsce…
–Z.B.: Gdybym został, to byłbym witany owacyjnie na Okęciu, a jednocześnie wszyscy by zerkali jednym okiem na bagażnik, czy te miliardy dolarów już są wyładowywane. Po trzech miesiącach byłby wielki zawód, że one w ogóle nie napływają, a jakiekolwiek próby z mej strony przekonania ludzi, że muszą się poświęcać, by wyciągnąć Polskę z kryzysu, byłoby uważane za nieprzekonujące, gdyż pochodzą od człowieka, który sobie żył wygodnie w Ameryce. Natomiast kiedy to mówi Wałęsa, to ma zupełnie inną wymowę.
–Cz.Cz.: Dziękuję za rozmowę.
PORTRAIT with HISTORY Zbigniew Brzeziński
“…Russia can be an empire or a democracy, but it cannot be both…” – Zbigniew Brzeziński (1994).
Zbigniew Brzeziński (born March 28, 1928 in Warsaw, died May 26, 2017 in Falls Church / U.S.A.) - political scientist, sovietologist, prof. Political Science at Columbia University and Johns Hopkins University, US National Security Advisor during Jimmy Carter's presidency (1977-1981), former advisor to Presidents Lyndon Johnson and John F. Kennedy.
"From the point of view of culture, history, and sense of cultural connections, I feel part of Poland, while politically I feel part of America," said Dr. Zbigniew Brzezinski in one of his interviews.
Dr. Zbigniew Brzeziński was the first Pole in history - born in Poland, who achieved one of the highest positions in America. As President Carter's chief adviser on national security and head of the National Security Council in 1977-1981, he had permanent access to the president, including the right to enter the Oval Room. Brzezinski was the second man after the president, on top of power, in one of the two largest powers.
Brzezinski had a great influence on the directions of American foreign policy. It was connected with, among others Poland's case, when on December 7, 1980 the CIA director, Admiral Turner, alerted the White House to the possibility of Russia invading Poland in the next two days. This was indicated by the massaging of the Russian divisions over Poland's eastern border. Brzezinski influenced the US government to warn Russia that the invasion would lead to serious consequences. He joined the French president Giscard d’Estaing, British Prime Minister Margaret Thatcher, to coalition against Russia and informed Pope John Paul II in a long telephone conversation. The invasion of Poland was stopped, as he described in the book "Power and Principle".
It was then that I came to New York when Brzezinski was an adviser to President Carter in the White House. I had my first personal meeting with Brzezinski in 1982, but interestingly, not because of his political career, but his wife a sculptor who had an exhibition in New York. Brzeźiński came with his wife. I agreed to take pictures and since then we have successively met at the Polish Scientific Institute, Kosciuszko Foundation ... which he regularly visited. And finally he went to Washington, to his famous study, where I made a conversation and unique photos that were later published many times, and the conversation below. I remember that at the end of this conversation, which took place in a very nice atmosphere. Brzezinski said, when I left - "it was bullish". I started to laugh. Brzezinski asked if he said something inappropriate. When I calmed down, I told him that I was amused by the word "bullish" which is not actually used today. Zbigniew Brzeziński was born in Warsaw on March 28, 1928, in the family of a Polish diplomat. In 1938 he went to Canada with his family, where his father was appointed consul general of R.P. in Montreal. In Montreal, Brzeziński studied at McGill University. "... Almost not knowing English (except for a few sentences as a result of home lessons), I was enrolled in an English school in Canada and after the first year I obtained the first place. I maintained it throughout the entire primary school. After a few years I also had the best place in this school, in the English literature class ... "- which he recalled during our conversation, in his office, at the Center for Strategic Studies in Washington.
In 1953, Brzezinski came to the United States, where he obtained a doctorate at the prestigious Harvard University. "When I went to Harvard, I just opened my eyes and understood what an excellent university really is. I must say that my stay there was one of the two most creative and for me personally satisfying periods of my life. The second period was of course in the White House. But staying at Harvard was an extremely dynamic period, opening my eyes to the world and engaging in American life at the same time. I didn't have to work very hard because I felt so well and suited his atmosphere that, without hard work, my scientific career went smoothly. I have never had a deposit other than the highest, which resulted in the fact that Harvard immediately began to give me various awards, scholarships, promotions and opportunities, which in turn gave me a great bounce not only for a scientific but also a political career. " In 1955 he married Emilie Ann Benesz, niece of Eduard Benesz, president of Czechoslovakia, murdered by communists at the castle of Hradčany in 1948. In 1957 he became a US citizen.
He started his university lecturer in 1960 at Columbia University in New York, where he was the founder and first director of the Institute on Communist Affairs. In 1973-1976, Brzezinski was the director of the Trilateral Commission, an institution that included political leaders from the United States, Japan and Western Europe, dealing with solving economic problems. As an active democrat, he was an adviser on foreign policy issues and state security problems during the presidential campaigns of J. F. Kennedy, H. Humprey, and L. Johnson. "My participation in academic life (taking into account the nature of Harvard and the deep involvement of this university in American life) simultaneously opened the way for me to participate in American political life, although I never expected in those early years that I would be able to achieve this kind of position, which finally happened to me in the 70's. But in the 1960s I was involved in Kennedy's election campaign, then for a while in Johnson's election campaign. I worked in Washington State Department for almost two years, where I met Vice President Humphrey, who made me his chief adviser in his 1968 election campaign. So if Humphrey became president in 1968, I would probably already have an appropriate and responsible position, but probably not the one that I received from President Carter eight years later. Humphrey's electoral failure directed me on a new path. I realized during this campaign that if I took a responsible position in the international field, I would take it with a fairly good knowledge of European, Soviet, but minimal knowledge of Asia. It was perfectly clear to me that for America's foreign policy, Asia will be increasingly important. That is why I spent the whole year in Japan focusing especially on the possible entry of Japan into the wider international life, which I already predicted at that time. After returning to the States - it was the early '70s - I became the director of the commission, working with Rockefeller. Among other things, we pulled in her Georgia Governor Mr. Carter, hence my acquaintance with him. "
In 1977-1981 he was the main national security advisor during Jimmy Carter's term of office. He stood in a firm position that the Soviet Union respected human rights, while at the same time he felt that relaxation was necessary. Brzezinski described his stay at the White House in the book Power & Principle published in 1983 by Farrar, Strauss and Giroux. In 1981 he returned to academic career, began to lecture again at Columbia University and became an adviser at Strategic and International Studies at Georgetown University of Washington. Brzezinski was an extremely prolific journalist, his texts often appeared on the opinion-forming website in the prestigious New York Times, Newsweek and many others around the world. As a writer, he is the author or co-author of over ten books, most of them concern the Soviet Union and former communist states: "The Soviet Bloc" (1960), "Between Two Ages" (1970), "Power and Principle" (1983), "Game Plane "(Game Plan - USA vs USSR), (1986), which became extremely popular, was written about it everywhere, and dr. Brzezinski used it for lectures at Columbia University in New York and at the Center for Strategic Studies at Georgetown University in Washington. In America, for his activities, he was awarded the membership of the American Academy of Arts and Sciences, Guggenheim and Ford Fellowship, and in Poland he received an honorary doctorate from the University of Warsaw (1991), the Diamond Laurel of Skills and Competence (2002) and is an Honorary Citizen of the City of Przemyśl, from where they come family roots of Brzezinski.
He has been awarded and distinguished many times, incl. Presidential Medal of Freedom (United States, 1981), Order of the White Eagle (1995), Order of the Old Plane (Bulgaria, 2001), Order of Tomas Garrigue Masaryk, 1st class (Czech Republic, 1998), Order of Grand Duke Gediminas, 1st class (Lithuania, 1998), Order of the Three Stars, 2nd class (Latvia), Grand Cross of the Order of Merit (Germany, 2009), Grand Officer of the Order of the Star of Romania (Romania, 2003), Order of Merit, 1st class (Ukraine, 1996), Order of Prince Yaroslav the Wise, 3rd class (Ukraine) .
Several universities awarded him with the title of Doctor Honoris Causa, incl. Catholic University in Dublin, John Paul II Catholic University of Lublin (June 21, 1990), University of Warsaw (May 2, 1991), Jagiellonian University (June 16, 2000; he was honored, among others, for his contribution to preventing Russian intervention in Poland in 1980–2019). 1981 and efforts to admit Poland to NATO), National Defense Academy (March 15, 2002), Vilnius University (October 15, 2003).
He became an honorary citizen of, among others Przemyśl (1990), Lviv (1998), Kraków (2001), Gdańsk (2002), Vilnius (2003).
He was a member of the Polish Scientific Society Abroad and a foreign member of the Polish Academy of Learning (since 1991). He was the honorary chairman of the College of Eastern Europe Jan Nowak-Jeziorański. In 2006, Gazeta Wyborcza awarded him with the title of the man of the year. The laudation in honor of the laureate was delivered by former Foreign Minister Stefan Meller. He is the protagonist of Katarzyna Kolenda-Zalewska's documentary Strateg (TVN-2013). In 2014, he was awarded the Jan Nowak-Jeziorański Prize. Since June 4, 2018, Zbigniew Brzeziński has been the patron of a street in Wrocław's Strachowice, connecting the roundabout on June 4, 1989 with Aleja Prezy Prezydent Ryszard Kaczorowskiego. The ceremony of unveiling the plaque with the name of the street was attended, among others, by Mark Brzeziński, Lech Wałęsa, Leszek Balcerowicz and the then president of Wrocław, Rafał Dutkiewicz.
Brzezinski's wife graduated from the exclusive Wellesley College, is a sculptor. They have three children: Ian, Marek and Mika.
Then I got even closer to Brzezinski through my friendship with Jerzy Kosiński, who had been friends with Brzezinski for years. We went together to Israel in early 1988. To this day I remember unique photos on the hill of the ancient Masada fortress, where Jews, in order not to be captured, committed mass suicide. I learned more about Brzezinski from Kosiński, who chose Zbigniew Brzezinski as one of the few friends he told me about the book "Kosiński's Passions" which I finished two weeks before his suicide in May 1991.
–Czesław Czapliński: That you have been friends with Brzezinski for years is no secret. How could you define it privately?
–Jerzy Kosiński: Brzezinski is one of the most balanced people I know, he has a great sense of situational humor, he loves company. He has a much younger disposition than his age would indicate. In his presence I often feel twice the age of him because of his joy of life and great physical form. He has almost a boyish desire to learn, he can enjoy himself without any cynicism, and at the same time he has an extremely idealistic attitude to many things.
–Cz.Cz.: Could you give something to support your words?
–J.K .: A few years ago Brzeziński and his wife Muszka came to us in the Dominican Republic, where I played polo every year. Our friends invited us for a long horse ride.
Brzezinski accepted the invitation, even though he had never ridden a horse. In addition, he got a horse with a gallop temperament, with a western saddle. I had an English saddle. The difference is that on the English saddle the rider clings to the horse with his arms around him. Western saddles are designed for long journeys, rather slow, and riders stick to the saddle. Brzezinski sat very straight like a cavalryman, clutching to his saddle, although he was certainly dying of pain, but he was at the head of the column. I watched him closely, showed a great strength of character, reaching the end. Not just not he fell off his horse but did not even slow down. I asked several times whether to stop, he answered in the negative. After a few hours of driving he had to get a lesson like never before, he treated it however, as a new experience. I remember at the end I told him that knowing the "saddle of power", he did not want to give it away too easily - which he laughed for a long time.
–Cz.Cz.: And what do you think about Brzezinski as a lecturer and writer?
–J.K.: Brzezinski as a professor has an excellent method of conducting classes. It creates conditions as if it were an authentic meeting of the National Security Council and in this way students make a decision. He is extremely organized, every two years he publishes a new conceptual book. In my mind, he is the greatest Republican when it comes to his mentality, although he is situationally connected to the democratic party.
–Cz.Cz.: Why?
–J.K .: Perhaps because the democratic party is in a philosophical impasse.
–Cz.Cz .: Despite some differences, you have a lot in common with Brzezinski, even if you both know Polish well, you write in English?
–J.K .: It's true, besides, we're interested in and actively doing sports, he tennis and sailing, I like skiing and polo. Our contacts and friendship are purely private, I met him in the early sixties when I was a PhD student at Columbia University. But during his stay in the White House, I have never been there, because I'm fundamentally apolitical. Anyway, I am interested in all people's way of thinking, analyzing the world, attitude to power, but in terms of humanities and not belonging to a political party. When I attended the sixtieth anniversary of his birth in Washington, the hall was filled with political figures from the White House, I knew none of them. During Camp David, some of Brzezinski's formulations, unfortunately transformed by the press, caused some Jewish politicians to believe that Brzezinski did not understand Jews and showed too much indifference to their problems. There is nothing more wrong, I remember our trip to Israel together. Brzeziński is devoid of any prejudices, being well aware of the enormous contribution, that Jews brought to Polish culture. Evidence of this is the atmosphere in which he grew up. His father, Dr. Tadeusz Brzezinski, when he was a consul in Leipzig, received a high award from The Jevish National Foundation Certificate from the organization Keren KI Izrael for help and understanding of the matters of the Polish-Jewish colony in Germany. Brzezinski is the creator of modern political thought, one of the architects of Camp David.
Over the years, we exchanged correspondence, recently more and more often e-mail, until suddenly appeared in total beautiful, if you can talk about death so - daughter information: "Tonight (27 May 2017) my father passed away in peace. Friends called him - Zbig, grandchildren - Boss, and for his wife he was the love of life, "wrote Mika Brzeziński. She emphasized that for her he was the most inspiring, loving and devoted father you can have. "I love you Dad" - she finished the post.
Czesław Czapliński BIG ZBIG - New York mag. CAREER (September 1991):
I met Zbigniew Brzeziński many times in New York and Washington, and in 1987, together with Jerzy Kosiński, the three of us went to Israel. He was always impeccably dressed, even at the top of Masada, where we used a special cable car. He values time extremely and expresses himself precisely when he talks about politics as well as trivial matters.
Brzezinski's office is located on the wide K Street, near the White House, in an expensive part of Washington, reminiscent of Park Avenue.
The spacious study is rather traditional - solid leather armchairs, a sofa, a table, a large desk, book wardrobes, including Polish titles. On one of the walls there is a huge map of the world, by the desk there is a map of the Soviet Union. Behind the desk and a large armchair on the wall photos: Brzeziński in shorts running with President Carter, Brzeziński and Carter in front of the White House ... Brzeziński on the covers of the largest magazines: Newsweek, U.S. News & World Report, The Economist ...
When we sat down comfortably in the armchairs, Brzezinski asked me what I was doing lately, asked about my mutual friends from New York and the conversation, as he said: in order not to waste time, we started.
—Czesław Czapliński: Let's start with Poland. You left the country in AD 38, when your father became Consul General in Montreal. We actually know very little about this period. You said in one of the interviews that you remember as a little boy the May 3rd parade. Could you please say something more about it?
—Zbigniew Brzeziński: Nothing interesting happened in this period of his life. My father was also at the facility in Kharkiv at that time. It was the period of this terrible Beriowszczyzna, so we lived in Warsaw without our father, who came from time to time. I can only say that my father, contrary to the then-general opinion that the Soviets were a giant on clay feet, argued that the changes taking place in the Soviets, despite all the terror and destruction caused by Bolshevism, created something very powerful and dynamic. . He believed that the significance of these changes was underestimated in Poland. And that is one of the memories. I remember that my father always assumed that Polish policy towards Ukrainians was very short-sighted, one-sided and actually wasted any chance for reconciliation and unnecessarily caused anti-Polish tensions on the part of Ukrainians who believed that they were being persecuted by Poles. And what else - anti-Semitic excesses in the streets of Warsaw and the indignation of my parents. I remember that the COP was building, Warsaw was on its feet, and Poland was becoming a modern state. I remember that after Starzyński's stay in America, they were established in Warsaw, at the intersection of Al. Jerozolimskie and on 3 Maja, the first traffic lights for cars, carriages, trams and pedestrians. As no one was used to it, a policeman had to stand at the signaling.
–Cz.Cz .: Did you have two more brothers?
–Z.B.: One brother, the older one, died and the younger one lives in Canada. He is an engineer.
–Cz.Cz .: Was there a consulate in Montreal during the war?
–Z.B.: All the time, not only during the war, but even after the recognition of the Polish government was withdrawn by Western governments in 45, my father kept this post for at least one more year, distributing passports to people until finally, under great pressure, including the threat that he would be deported from Canada - he had to close this facility. But he refused to hand it over to the communist government.
–Cz.Cz.: In Montreal, are you starting to study?
–Z.B.: Earlier, I attended a Canadian elementary school, which I enrolled in without knowing a word of English.
–Cz.Cz.: So right after arriving in 1938?
–Z.B.: No, it had to be later, we came in the fall of 38, we took English lessons at home until the fall of 39 and tutoring from a Polish tutor as extramural students of Polish schools. During the first year of our stay in Canada, we actually continued to work according to the Polish school curriculum. Hardly knowing English (with the exception of a few sentences as a result of home lessons), I was enrolled in an English school in Canada and after the first year I got 1st place. I kept it properly throughout the primary school period. After a few years, I was also the best at this school, in the English literature class.
–Cz.Cz.: After graduating in Canada, do you move to the States?
–Z.B .: I went to Harvard, finished my doctorate in three years, getting it in 53, then I became a young instructor, it is a title used in American education (below the rank of professor) and this is where my academic career began.
–Cz.Cz.: Canadian University is good, but Harvard is one of the best universities in the world?
–Z.B.: It was a completely different level. When I went to Harvard, my eyes just opened and I realized what an excellent university really was. I must say that my stay there was one of the two most creative and personally satisfying periods of my life. The second period was, of course, at the White House. But my stay at Harvard was an extremely dynamic period, opening my eyes to the world and drawing me into American life at the same time. I didn't have to work very hard, because I felt so well and fit into its atmosphere that without hard work, my scientific career was going smoothly. I have never had a position other than the highest, which resulted in Harvard immediately giving me all kinds of awards, scholarships, promotions and opportunities, which in turn gave me a great jump not only into a scientific career, but also in politics.
–Cz.Cz.: You've probably met a lot of people?
–Z.B.: I got to know and at the same time I let myself be known, because the same goes hand in hand with the other.
–Cz.Cz.: So do you think that the type of university is of great importance in a career?
–Z.B.: Absolutely, because it is an excellent starting point for the next life path, and when it comes to the United States, nothing better than Harvard can be imagined. But for me, a scientific career has never been the main goal of my life. I was thinking about a diplomatic career in the Polish foreign service. When this was ruled out by the accidents of war, in a way, a career in science at Harvard was something of a substitute, but I was very happy about it. My participation in academic life (taking into account the nature of Harvard and its deep commitment to America) also opened the way for me to participate in the political life of America, although I never foresaw in those early years that I would be able to attain the kind of position that finally it happened to me in the 70's. But back in the 1960s, I took part in Kennedy's election campaign, then in Johnson's election campaign for a while. I worked for almost two years in Washington, D.C., at the State Department, where I met Vice President Humphrey, who made me his chief adviser in his 68 election campaign. So if Humphrey had become president in '68, I would probably have already held an appropriate and responsible position, but probably not the one I received from President Carter eight years later. Humphrey's election failure put me on a new path. I realized during this campaign that if I took up a position of responsibility in the international field, I would take it with a fairly good knowledge of European, Soviet issues, but with minimal knowledge of Asia. It was quite clear to me that Asia would become increasingly important to America's foreign policy. That is why I spent the whole year in Japan, focusing especially on the possible entry of Japan into wider international life, which I already anticipated. Back in the States - it was the early 1970s - I became director of the committee, working with Rockefeller. Among other things, we enlisted the governor of Georgia, Mr. Carter, hence my acquaintance with him. And what happens next is generally known.
–Cz.Cz.: I do not want to repeat that you were an advisor in 77-81, but I mean the case of Kuklinski, which arose when you were in the White House. In an interview, the Lord said that he should be awarded a medal because he had done a great thing for the United States and, in general, for Poland, that he warned about martial law. In Poland, your statement echoed strongly. Some believed that he should actually be considered a traitor, because no matter what government or group of people he served, he betrayed Poland.
–Z.B.: I can only describe this kind of reasoning as an example of cretinism. If someone works for the Soviets, as many generals did, cooperating with the Soviets in preparing the mythical entry of Soviet troops to Poland, then these people work for Poland according to this reasoning, and someone who risks their life to prevent Soviet intervention in Poland he is considered a traitor. Only morons or Soviet agents can reason in this way. The regime, which existed in Poland for 40 years, was imposed on Poland by the NKVD and the activity against this regime was an expression of patriotism. The same applies to people from the Home Army who put up armed resistance to the Soviets and communists. Such reasoning is simply proof of the disappearance of the sense of responsibility and misunderstanding of the true interest of Poland. I absolutely believe that Kuklinski has done well to Poland, especially to Poland. Not America, but Poland. He should be rewarded for that, and for me the opinion of the people who at that time collaborated with the Soviets in the preparation of the next Soviet invasion of Poland is the least authoritative.
–Cz.Cz.: Yes, do you think that the past can be separated, the so-called a thick line?
–Z.B.: I believe that the problem of punishing people for Stalinist crimes should be put on the agenda. The participants of the murder of General Fieldorf, the legendary Nile, the commander of the Kedyw, are still alive, and there are still people who murdered the leaders of WIN, who tortured the Home Army. There are still prosecutors, such as Zarakowski, or the former security officer, Colonel Soul, who specialized in heavy investigative research of various underground leaders. In my opinion, these people should be brought to trial, just as various kinds of Nazi criminals are also believed. There is no amnesty for Nazi criminals, there should be no amnesty for Stalinist criminals who still live in Poland, benefit from pensions and have good housing. The judge who sentenced Nil to death lives in an apartment for the privileged, the prosecutor who participated in the murder, works in some law firm, various former members of the Security Office who tortured people are retired. In my opinion, everyone should be brought to trial. I dissociate myself from the concept of completely forgetting and forgiving everything that has happened. On the other hand, I believe that one should distinguish what was inevitable and, in a sense, even human: some kind of collaboration, collaboration and even possibly some kind of espionage under pressure, but not particularly harmful. Because it is true for thousands of people. On the other hand, individuals who still have the blood of the innocent on their hands, who participated in the murder or torture of those who sacrificed themselves for Poland, in my opinion should be held criminally responsible as disgraced persons, and in an absolutely severe manner.
–Cz.Cz.: Let's come back to your affairs. When you were Carter's advisor, you were reminded of your Polish roots and it was believed that this was the reason for favorable decisions in matters of Eastern Europe.
–Z.B.: I thought, and I have always emphasized it, that this kind of innuendo is unfounded. While America is actually a mosaic of people of all origins, such remarks are inevitable. At the same time, I tried to emphasize that my tough position, for example on the Soviets, is supported by about 80% of Americans. And 80% of Americans are not of Polish descent. The convergence of my views with the views of the majority of Americans is apparently due to reasons other than my Polish origin.
–Cz.Cz.: In the last "The New York Times" I read your statement about the war in Iraq. I also heard your statements on TV before the outbreak of the war. Do you still maintain that sanctions would be better?
–Z.B .: I thought and still do not mind using force when it is needed that in this case a more cautious approach on the part of America would be more favorable. I believe that the use of weapons was premature, and that there was a danger of dragging the US into the Middle East swamp - a whole complex of issues from which it will be very difficult for America to pull itself out. I still express my concern that as a result America will be in a much more difficult situation from the point of view of its international politics, it will be more difficult for it to conduct world politics, while at the same time it will be so deeply preoccupied with the issue of the Middle East.
–Cz.Cz.: Do you have such politicians in your history who fascinate you?
–Z.B.: Yes, it might be very funny for you - three people fascinate me, maybe more, actually four: Hannibal, Genghis Khan, Napoleon and Piłsudski.
–Cz.Cz.: Has America become your homeland?
-Yes. From the point of view of culture, history and sense of cultural ties, I feel part of Poland, but politically I feel part of America.
–Cz.Cz.: You had great chances to become president in Poland ...
–Z.B.: If I stayed, I would be greeted with ovation at Okęcie, and at the same time everyone would look at the trunk with one eye to see if these billions of dollars are already being unloaded. After three months it would be a great disappointment that they did not come at all, and any attempt on my part to convince people that they must sacrifice themselves in order to get Poland out of the crisis would be considered unconvincing, as they come from a man who lived comfortably in America. However, when Wałęsa says it, it has a completely different meaning.
–Cz.Cz.: Thank you for the interview.
Comments