top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ Adam Hanuszkiewicz

Zaktualizowano: 16 cze


Adam Hanuszkiewicz ur. się 16 czerwca 1924 we Lwowie. Aktor, reżyser. Nie ukończył żadnej artystycznej uczelni. Egzamin aktorski zdał eksternistycznie przed komisją, w której zasiadali m.in. L. Schiller i A. Zelwerowicz (1946). Występował na scenach Krakowa, a od 1950 r. w poznańskim Teatrze Dramatycznym, gdzie zadebiutował jako reżyser („Niespokojna starość” L. Rachmanowa, 1951). Od połowy lat 50. był związany Warszawą, najpierw z Teatrem Polskim (1955-1956), potem z Teatrem Powszechnym (jako reżyser, a od 1963 r. dyrektor naczelny i artystyczny), kierował również Teatrem Narodowym (1968-1981), współpracował z Teatrami Ateneum i Studio, a od 1989 r. prowadził Teatr Nowy. Przez te wszystkie lata nie rozstawał się ze sceną Teatru Telewizji. Współtworzył jej repertuar, przybliżając klasykę literatury m.in. za inscenizację „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza otrzymał „Złoty Ekran” (1971). Wyreżyserował też pierwsze przedstawienie kryminalne „Zatrute litery” A. Christie (1956), a także „Muchy” P. Sartre’a (1956), „Amy Foster” J. Conrada (1960), „Świadkowie albo nasza mała stabilizacja” T. Różewicza (1963), „Trzy po trzy” A. Fredry (1977), „Nim przyjdzie wiosna” J. Iwaszkiewicza (1994). W 2007 r. otrzymał Nagrodę Specjalną „za ogromny dorobek telewizyjny, ze szczególnym uwzględnieniem dokonań artystycznych w Teatrze TV” na Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie.




Jednym z pierwszych głośnych przedstawień w jego reżyserii było „Wesele” S. Wyspiańskiego (1963), które w dużym stopniu zdefiniowało dalsze artystyczne poszukiwania. Po latach powiedział: „Tak, jak Antoni Czechow za klasyczną strukturę uznał wodewil, a Witold Gombrowicz - operetkę, tak ja, przepraszam za porównanie, wywodzę się z szopki. W „Weselu”, jak w szopce, postaci zjawiają się i znikają. To są narysowane prostymi kreskami genialne karykatury. Nie wolno ich grać psychologicznie. To było moje odkrycie w Teatrze Powszechnym”.


Przygotował także „Zbrodnię i karę” F. Dostojewskiego (1964), „Kolumbowie rocznik 20” R. Bratnego (1965), „Śmierć Dantona” G. Büchnera (1968). Dyrekcję w Teatrze Narodowym rozpoczął od „Nie-boskiej komedii” Z. Krasińskiego (1969), potem wyreżyserował „Hamleta” (1970) i „Makbeta” W. Szekspira (1974), „Proces” F. Kafki, „Kordiana” (1970) i słynną „Balladynę” (1974) J. Słowackiego. W repertuarze kolejnych lat przeważają sztuki J. Słowackiego, A. Mickiewicza, A. Fredry, A. Czechowa, M. Gogola. Teatrem osadzonym w klasyce sięgał do poetyki widowiska, stylistyki estrady, wprowadzał też elementy przynależne telewizyjnym realizacjom.



W latach 80. reżyserował m.in. w Finlandii i Niemczech. W 1989 r. objął Teatr Nowy, wprowadził do repertuaru ulubionych klasyków np. S. Wyspiańskiego, J. Słowackiego, G. Zapolską oraz przygotowywał nowe widowiska m.in. musical „Dulska” czy „Piąty pokój czyli tęsknota do dobrych obyczajów” wg J. Przybory (1995). W Operze Wrocławskiej wystawił „Straszny dwór” S. Moniuszki (1996) i „Traviatę” G. Verdiego (1997).



Laureat m.in. Nagrody im. Boya-Żeleńskiego (1965), „Super Wiktora” (1996), Nagrody Festiwalu Teatralnego w Tbilisi im. M.Tumaniszwiliego za „artystyczny wkład do kultury europejskiej” (1997) oraz statuetki „Gwiazda Telewizji Polskiej” przyznanej z okazji 50-lecia TVP (2002). W 2001 r. otrzymał tytuł doctora honoris causa Uniwersytetu Opolskiego. Opublikował „Psy, hondy i drabina” (1990) i „Zbyt duża różnica płci...” (2003).

W teatrze nie można sie nudzić” – powiedział na wstępie naszej rozmowy Adam Hanuszkiewicz – 5 września 1987 r. w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Powyższe stwierdzenie oddaje rzeczywistość i przyczyny kryzysu teatru na świecie.



Musze tu dodać, że z Hanuszkiewiczem nie można nudzić się nawet na próbie. Robiłem zdjęcia podczas próby tragikomedii "Cyd” Jana Andrzeja Morsztyna wg. Pierre 'a Corneille'a w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Oglądałem przy pracy wielu znanych reżyserów: Kantora, Szajnę, ale próba u Hanuszkiewicza jest niezapomnianym przeżyciem, a dla aktorów nauką. Hanuszkiewicz co chwila przemienia sie z reżysera w aktora i na odwrót. Demonstracyjnie okazuje niezadowolenie, beszta doświadczonych aktorów, jak nowicjuszy stawiających pierwsze kroki na scenie, aby za chwile ich chwalić. Stara sie wydobyć z aktorów wszystko, co można. Leila Valkervirta pisał: "...Hanuszkiewicz jest historią samą dla siebie. Jednym z tych czarujących – czasami też denerwujących – oryginalnych, upartych maestrów, przy których aktor staje się jak rozpalone żelazo w procesie formowania…” – nic dodać, nic ująć. Rzadko się zdarza, aby doprowadzeni do skraju wytrzymałości aktorzy mieli do niego pretensję – on po prostu wie czego chce.



Po próbie, idąc z Hanuszkiewiczem na górę, gdzie mieliśmy przeprowadzić rozmowę, zapytałem go: dlaczego tak surowo oceniał poczynania aktorów? Na co Hanuszkiewicz uśmiechając się filuternie odpowiedział: "…Jak pan przyjdzie dziś wieczorem na premierę, w nowej obsadzie, z którą próbowałem, to pan zobaczy efekty…”. "Z przyjejmnościq skorzystam z zaproszenia” — odpowiedziałem — siadając w wygodnym fotelu.

–Musze przyznać, że byłem troche zaskoczony, kiedy kolega powiedział mi, że reżyseruje pan w Łodzi. A co z Teatrem Narodowym w Warszawie?



– Po czternastu latach dyrektorowania, w czasie stanu wojennego zostałem zwolniony –wspomina Hanuszkiewicz.

– Ale musze uczciwie przyznać, że nie miałem nawet cienia prześladowań. Od tego czasu reżyseruje gościnnie połowe roku w teatrach krajowych, a drugą za granicą, głównie RFN i Finlandia. Robie to, co robiłem w Teatrze Narodowym, tj. całe klasykę polską i światową...".

– Czy byłoby zbyt dużą niedyskrecją spytać, dlaczego został Pan zwolniony z Teatru Narodowego w Warszawie?

– Mnie tego do dziś nikt nie powiedział — mówi śmiejąc sie Hanuszkiewicz. — Jak się zapytałem w Ministerstwie, to nikt na to nie potrafił odpowiedzieć, gdyż ludzie, którzy mnie zwolnili, odeszli...

–Może uprawiał pan teatr polityczny?

– Teatr o tematyce politycznej nigdy specjalnie mnie nie interesował. Nieraz w okresach trudnych, kiedy publicystyka polska słabła, robiliśmy teatr publicystyczny, przejmując na siebie te funkcje. Ale uważałem zawsze podobnie jak wiele lat temu określił to Norwid, że wówczas teatr zyskuje na doraźności, ale traci na sztuce.

–Co jakiś czas wraca Pan do inscenizacji "Wesela” Wyspiańskiego, ostatnio słyszałem już o trzeciej inscenizacji. Dlaczego?

–"Wesele” jest dla mnie rodzeniem. Mamy jeszcze "Dziady” — bardzo ważny tekst, ale o charakterze politycznym i zwrócony jak gdyby na zewnątrz. Natomiast "Wesele” jest surowym i ostrym rozrachunkiem z naszą gnuśnością, gadulstwem, nieracjonalizmem, wodolejstwem. A jak przychodzi do czynu, to stoją i gapią się, a później uciekaj w taniec. Obecna wersja polega na tym, że ten taniec jest dzikim tańcem, z niemocy pójścia do powstania. Ale równocześnie pokazałem rodowód Wernyhory, czego nikt przede mną nie zrobił. Przychodzi dziadek do Wernyhory, upija sie z nim i zasypia. Zapomnieliśmy, że Wernyhora nie był żadnym Polsce przychylnym powstańcem, tylko był lirnikiem, który brał udział w rzeziach polskich. Rżnął z Kozakami Polaków i te "tysiąc koni grudy bije” to są Kozacy. Jeden Kudliński napisał, że Wernyhora mówiąc {'Czy pamiętasz krwawe łuny i rzeź krwawą i pioruny” odnosi sie do rzezi Polaków. Wyspiański miał paradoksalny pomysł, aby pokazać nieuctwo historyczne, to jest kpina z niego. Powiedziałem już w wywiadzie, że nigdy bym pod Wernyhorą do żadnego powstania narodowego nie poszedł.

–Jednym słowem wykazał pan powszechny brak zrozumienia klasyki, do której "Wesele ” sie zalicza. Jak zachowała sie publiczność, krytyka?


– Szok. Entuzjazm młodych ludzi i speszenie starszych. W Polsce stale mamy jeszcze taką sytuacje, że ludzie zastanawiają się, czy jest czas; aby ośmieszać nasze cech. Na ja mam jedna odpowiedź: a powiedzcie mi, czy mieliśmy kiedyś taki czas i czy kiedyś będziemy mieli. W związku z tym nie grać; to jest typowy oportunizm. Podoba mi sie filozofia Czechowa — nie ma nigdy złego czasu, żeby powiedzieć prawdę.

– Mówi się dziś o ­kryzysie teatru na świecie, podobnie jak to było na początku lat 70-tych. Pamiętam jak krytyk, Rolf Michaelis, we "Frankfurter AIlgemeine Zeitung” (1971) pisał: "... Kryzys teatru? Ucieczka publiczności? Cisnąc się na przystawce w warszawskim Teatrze Narodowym myśle o tym jak o wspomnieniach z innego świata. Jeśli przed kasami 18 warszawskich teatrów i ich 24 scen nie stojq kolejki, to dlatego, że nieomal każdy spektakl jest wyprzedany na wiele dni naprzód. W żadnym innym kraju teatry nie sq wypełnione až do ostatniego miejsca publicznościę tak młodą, jak w Polsce. I po drugiej stronie rampy młodzieńczy rozmach. Młody dyrektor i główny reżyser Teatru Narodowego, Adam Hanuszkiewicz, inscenizuje tragedie Szekspira jako dramat polityczny, dramat ludzi młodych. Wydobywa w ten sposób ze sztuki nowe, buntownicze impulsy. Nigdy jeszcze 'Hamleť nie był taki młody. Poloniusz to mężczyzna w kwiecie wieku, Ofelia — jeszcze dziecko, Hamlet zaś jest studentem wahającym sie przed przejściem ze świata książek i refleksji w świat czynów...” Minęło wiele lat od tamtego czasu, wiele sie zmieniło w Polsce i na świecie. Po latach prosperity znów mówi się o kryzysie teatru.

–Jak pan z perspektywy Zachodu, gdzie często reżyseruje spektakle, widzi sytuacje teatru w Polsce?


— Jest kryzys teatru w całej Europie, do życia zaczynają dochodzić duże formy operowe, teatr literacki wysycha. Ci, którzy potrafia inscenizować, mają zajecie — ja narzekam tylko na brak czasu. Drugi kryzys jest naszym, polskim kryzysem. Myśmy mieli szczytowe osiągniecia teatralne w latach 70-tych. Jeździliśmy po całym świecie, obok Narodowego, jeździł Teatr Stary, był Dejmek, Świniarski, Jarocki. Nie mówią już o takich zjawiskach, jak Grotowski. Teraz jest jeszcze Wiśniewski, który jest popłuczyną po tamtych, raczej regres. Inscenizacje siadły, zginęła motywacja do robienia teatru, pieniędzy nie ma, jesteśmy w kryzysie. Gaże aktorskie — pozostałość trudnej sytuacji ekonomicznej, a może i niechętnego stosunku do aktorów od stanu wojennego są żenujące. Jeśli panu powiem, że najwyższa gaża wynosi 21 tysięcy złotych, to pan nie uwierzy...”.

– Jak wiec w tej sytuacji radzą sobie aktorzy?

– Teatr musi puszczać ich do zarobkowania w inny sposób. Wielu wyjeżdża na występy za granice, w tym też do Stanów Zjednoczonych, tak jak dla przykładu moja żona, Kucówna, z "Sublokatorką” Kralówny. Jest to ważna pomoc rodaków dla aktorów. Myślę, że jest to niezwykle pożyteczne dla obu stron, poza finansami. Aktorzy spotykają się z rodakami, pokazują kawałek żywego teatru, a równocześnie zobaczyć mogą troche świata — same plusy. Od strony władz jest przychylny stosunek. Trzeba tylko pokazywać dobre sztuki, a wówczas dostępne będą dla wszystkich. Józef Conrad mówił, że "sztuka apeluje do tych centrów duszy człowieka, które nie zależą od wykształcenia”.

– Nie należy wiec bać sie ambitnych sztuk, a tylko dbać o poziom artystyczny. Gościnnie reżyseruje pan tutaj, w Teatrze Powszechnym w Łodzi i Teatrze Studio w Warszawie. Stan wojenny za nami, sytuacja wraca do normy, czy nie powróci pan do Teatru Narodowego w Warszawie?


– Dla mnie Teatr Narodowy się spalił — ze wstydu. Chciałbym mieć swoją sale, zaangażować tylko młodych ludzi po szkole i zacząć od nowa tłumaczyć na ich generacje polską klasykę. Niby wszyscy chcą mi w tym pomóc, tylko nie ma możliwości...

– Oprócz trzeciej wersji "Wesela ", o której już wspominaliśmy, co pan ostatnio robił?

— Zrobiłem tegoż "Cyda” w Teatrze Narodowym w Finlandii. W Teatrze Studio w Warszawie robiłem z ogromnym powodzeniem Woody Allena "Zagraj to jeszcze raz”. Dla mnie Woody Allen jest nieświadomym, prawidłowym interpretatorem Czechowa. Humor Woody Allena, amerykańsko-żydowski, jest głęboko humorem polskim, on jest tutaj bardziej zrozumiały niż tam. W końcu to jest polski humor.

–A co zamierza pan robić w najbliższej przyszłości?

–Chciałbym grać Woody Allena „Bóg i śmierć”, ale nie mam finansowych praw. Za kilka tygodni robię w Baden Baden "Męża i Żonę” Fredry, „Romeo i Julię” w Niemczech. Zamówiłem u Młynarskiego i Korcza musical z "Moralności Dulskiej”.


Wieczorem, zaproszony przez Adama Hanuszkiewicza, poszedłem na premierę "Cyda ". Znakomicie dopracowana w najmniejszych detalach sztuka, przez cały czas trzyma w napięciu. Duża dynamika gry aktorskiej powoduje, że nie nudzi — mimo, że tekst należy do klasyki. Całości dopełniają jeszcze proste, a bogate zarazem dekoracje i piękne kostiumy Xymeny Zaniewskiej. Na koniec przypomina mi się jeszcze jedna sentencja Hanuszkiewcza, na temat teatru: "Dobry teatr powinien grać 'Dziady' i 'Wesele' tak jak musical, gdyż olbrzymia dynamika tkwi w tych utworach, trzeba ją tylko wydobyć”. A wówczas znowu sale teatrów bedą pełne i przestaniemy mówić o kryzysie.

Adam Hanuszkiewicz zmarł 4 XII 2011 roku, kilka dni przed otwarcie mojej monumentalnej wystawy – 7 XII 2011 – ARTYŚCI EUROPIE w Gmachu Głównym, Unii Europejskiej w Brukseli. Na otwarciu dałem jego portret na osobnej sztaludze, jak siedzi na motorze Harley Davidson, z flagą amerykańską, który zrobiłem w Jaworowym Dworze, podczas dwudniowej sesji z jego najbardziej ukochanymi aktorkami w czerwcu 2001 r. W działaniach artystycznych Hanuszkiewicza zawsze wspierały kobiety. Zarówno jego kolejne życiowe partnerki - Zofia Rysiówna, Zofia Kucówna i Magda Cwenówna, jak i aktorki, reżyserki, scenografki, słowem współtwórczynie spektakli Hanuszkiewicza. On sam zaś twierdzi, że lepiej niż na teatrze, zna się na kobietach…


Przed portretem Hanuszkiewicza w EU zbierali się ludzie i wspominali go. Nie był obojętny ani nieznany. Pamiętam, na otwarcie przyszedł m.in. Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik, z innymi samorządowcami, którego poznałem jeszcze jak był Marszałkiem Senatu i z którym się od lat przyjaźnię, długo rozmawialiśmy o Hanuszkiewiczu.









Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentários


bottom of page