top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraCzesław Czapliński

PORTRET z HISTORIĄ Jan Sawka

Zaktualizowano: 8 sty 2022


W Samuel Dorsky Museum of Art (State University of New York at New Paltz) od 8 lutego do 12 lipca 2020 r. będzie wystawa pt.: JAN SAWKA: The Place of Memory (The Memory of Place), której kuratorami są Hanna Maria Sawka i dr Frank Boyer.

"Plakaty Sawki były bowiem nie tylko czytelnymi, na pierwszy rzut oka znanymi, plastycznymi, agresywnymi plamami, wyróżniającymi się także spośród innych, sąsiadujących z nimi na murach plakatów, były także fajerwerkami dowcipu, znakomitymi pomysłami o wielu nieraz podtekstach, anegdotami nie tylko do oglądania, ale i czytania, niekoniecznie w sensie dosłownym" - charakteryzuje i podsumowuje jednocześnie twórczość Sawki wybitny krytyk Tadeusz Nyczek w "Laureaci VII Międzynarodowego Biennale Plakatu. Holger Matties, Shigeki Miyama, Jan Sawka", tekst: T. Nyczek, Warszawa 1980. W tym czasie poznałem i zaprzyjaźniłem się w Nowym Jorku z Jankiem Sawką, odwiedzałem go w jego pracowni i fotografowałem.

Jan Sawka urodził się 10 grudnia 1946 r. w Zabrzu, zmarł 9 sierpnia 2012 r. w High Falls w stanie Nowy Jork.


Studiował najpierw architekturę na Politechnice Wrocławskiej, potem przeniósł się do wrocławskiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Razem z kolegami z pracowni Macieja Urbańca - Janem Jaromirem Aleksiunem, Jerzym Czerniawskim i Getem - przeszli do historii sztuki polskiej jako Wrocławska Czwórka. Po studiach mieszkał kilka lat w Warszawie. W 1976 r. wyjechał do Paryża, gdzie dostał stypendium Centrum Pompidou, co było skutkiem zdobycia przez Sawkę Oscara Malarstwa oraz Nagrody Specjalnej Prezydenta Francji na 7. Międzynarodowym Festiwalu Malarstwa Współczesnego w Cagnes-sur-Mer. Po roku przeniósł się do USA i osiadł w Nowym Jorku. Rysował tam dla "New York Timesa", "Boston Globe" i "Rolling Stone", jego autorski album "Book of Fiction" zdobył w 1986 r. tytuł "książki roku" przyznawany przez redakcję "The New York Timesa", projektował scenografię dla teatrów. Był laureatem licznych nagród artystycznych, m.in. złotych i srebrnych medali na Biennale Plakatu w Warszawie, Florencji i Lahti. Jego wydruki i plakaty można obejrzeć m.in. w Bibliotece Kongresu USA w Waszyngtonie, gdzie stanowią największą kolekcję prac artystycznych wykonanych na papierze.

Jednym z ostatnich projektów Sawki był Peace Monument (Pomnik Pokoju), który miał stanąć w Jerozolimie. Dzieło jest hołdem na rzecz dialogu między chrześcijaństwem, judaizmem i islamem. Chociaż projekt nie został zrealizowany, Sawka otrzymał za niego w 2011 r. nagrodę Amerykańskiego Instytutu Architektury.

Był autorem multimedialnej instalacji-spektaklu "The Voyage" (Podróż) dla Mickey Harta, perkusisty kultowego zespołu Grateful Dead, dla którego tworzył scenografię do koncertów na tournee z okazji 25-lecia zespołu w latach 1989-1990.

Z Jankiem Sawką spotkałem się i zaprzyjaźniłem w połowie 1981 r., w Nowym Jorku, właśnie wtedy przeprowadziłem z nim pierwszą rozmowę, która została opublikowana w Nowym Jorku. Był niezwykle towarzyskim facetem, o olbrzymiej wiedzy i kontaktach na całym świecie. Ciągle gdzieś nasze kontakty się przecinały, mieliśmy wielu wspólnych znajomych. Każda rozmowa dawała nowe możliwości.


—Kiedy i co było przyczyną twojego zafascynowania się Ameryką?

Początki sięgają wczesnej młodości – rodzice moi należeli do młodej inteligencji przedwojennej, która po wojnie znalazła się w dość dużej opozycji do reżimu. Praktycznie rzecz biorąc – Ameryka był u mnie w domu uważana za to, czym właściwie jest, czyli kraj wolności i wiodący na świecie. Moi rodzice zaczeli prenumerować pismo „Ameryka” od samego początku, czyli 1959 roku, ja dosłownie pożerałem każdy numer, co dziś pamiętam co było w środku, co na pierwszej stronie poszczególnych numerów.

Ale naturalnie nie żywiono mnie tylko tym propagandowym pismem, zapoznawałem się z literaturą amerykańską (W.Faulkner, E.Hemingway, J.Steinbeck), która ze względu na swoją szczodrość zrobiła na mnie największe wrażenie, potem oczywiście film, muzyka…

Dlatego też w Ameryce poczułem się jak w domu, od początku mogłem nawiązać kontakt z Amerykanami bez żadnych uprzedzeń czy przepaści kulturowej.

Około pół roku po przyjeździe do Ameryki doznałem dziecinnej radości, kiedy to samo pismo „Ameryka” przeprowadziło ze mną wywiad, a następnie zobaczyłem siebie w środku numeru – pamiętając jeszcze z młodości Próchnicką, Horowitza, Rauschenberga i wielu innych. Tu nastąpił szok, gdyż pismo, które abstrakcyjnie uczyło mnie Ameryki na odległość – pokazuje kolejnym pokoleniom portret kogoś z Polski, który się tu zaadoptował i pracuje.

Dużo czasu spędziłem poza granicami Polski – jeździłem po świecie z teatrem, potem mieszkałem przez półtora roku we Francji, ale wszystko to traktowałem jako etap tranzytowy do Stanów Zjednoczonych.

To ciekawe dla mnie pismo “Ameryka” też było kultowe, ale ja z kolei pamiętam, jak w 1989 roku po mojej indywidualnej wystawie w Galerii Narodowej Zachęta w Warszawie, która otwierała rok jubileuszowy 150.lecia fotografii, opublikowało materiał o mnie. Okazało się, że nie mogłem oficjalnie tego pisma przywieść do Ameryki, gdyż uważane było jako propaganda amerykanska poza Ameryką. Ale dzięki pomocy dyplomatów amerykańskich jeden egzemplarz przyleciał do Nowego Jorku.



—Jakie praktyczne znaczenie miało otrzymanie „Oscar de la Peinture” i nagrody prezydenta Giscarda d’Estaing?

Była to bez wątpienia ogromna pomoc psychiczna, gdyż prawie debiutując w malarstwie, dostałem się w wir takich sław jak Alechinsky, Arakawa czy Fukuda, oraz zostałem automatycznie zauważony przez całą plejadę kuratorów, krytyków, dyrektorów muzeów.

Jedną z konkretnych rzeczy było to, że interesował się mną francuski Beaubourg; po nagrodzie – otrzymałem stypendium.

—Jak wspominasz swój pobyt we Francji – co wartościowego zrodziło się w tym czasie?

Ciekawą rzeczą będzie spojrzeć na Beaubourg od środka. Największym niepowodzeniem moim jak i ludzi, którzy tworzyli Beaubourg jest to, że z racji mecenatu rządowego myśleli, że będzie tu można tworzyć wiele rzeczy nowych, kontrowersyjnych, gdyż są na to pieniądze, za którymi nie stoją korporacje, które nie domagają się np. umieszczenia znaku Pepsi-Cola w lewym dolnym rogu obrazu.

Niestety, zgodnie z naturą francuską Centrum stało się natychmiast po otwarciu gigantycznym pomnikiem „co to my nie jesteśmy” i sprawy nowych rzeczy zostały zepchnięte na plan dalszy. Najważniejszą rzeczą stały się duże pokazy w stylu: Nowy Jork – Paryż, Paryż – Paryż, Paryż – Moskwa, pochłania to gros pieniędzy, energii i reklamy, tak że reszta Beaubourgu ma bardzo okrojony budżet.

Natomiast muzeum sztuki nowoczesnej zatrzymało się na latach pięćdziesiątych naszego stulecia (Bacon jest uważany za największą awangardę) – ja wyjeżdżałem z Paryża z ogromną przyjemnością.

Niemniej pobyt w Paryżu dał mi dość dużo, byłem jednak w centrum Europy, widziałem wszystkie ścierające się prądy, obserwowałem co robią Włosi, Hiszpanie czy Latynosi przebywający w Paryżu.

Krążąc między Europą a Ameryką zobaczyłem ogromne różnice, a jednocześnie to, że wszystko amerykańskie ma korzenie w Europie. Dlatego też jako Europejczykowi jest mi znacznie łatwiej zaadoptować się w Ameryce, niż Amerykaninowi w Europie.

—Spotkałem się z określeniami, że jesteś bardziej amerykański niż sami Amerykanie?

Uwielbiam obserwować i wprowadzam automatycznie do swoich obrazów to co mnie otacza. Tego, że podoba mi się wiele rzeczy brzydkich, kiczowatych czy wręcz ohydnych w Ameryce nie uważam za złe – podobnie postępowałem w Polsce. Oczywiście można mi zarzucić, że nie maluję pejzaży polskich, będąc w oderwaniu od ojczyzny, ale tutaj odwołuję się do Steinberga, który jest emigrantem świata. Będąc z pochodzenia Rumunem nie przejmował się faktem, że przeniósł się na Long Island.

Nie podkreślam w swoich obrazach, że jestem Polakiem, ale nie podkreślam też amerykańskości, maluję po prostu to co mnie otacza, lub to przetwarzam. A to, że wprowadzam symbole amerykańskie to głównie dlatego, że mieszkam w Nowym Jorku.

—Czy nie jest dla ciebie męcząca ciągła pogoń za oryginalnością na rynku amerykańskim?

Z pewnością dla tych, którzy nie mogą się utrzymać – tak; znacznie gorsze jest to, że wiele ludzi w sposób sztuczny dopinguje w sobie oryginalność, jak np. A.Warhol. Osobiście uważam, że jeśli ktoś robi rzeczywiście rzeczy od serca i dużej klasy to nigdy nie musi się wygłupiać.

Bez wątpienia – na całym świecie każdy usiłuje wyskoczyć z majtek, aby być oryginalnym i zostać zauważaonym; kiedy spada z rynku znaczy to, że był sztucznie oryginalny. Weźmy choćby M.Rothko z dziedziny abstrakcji – nie wysilając się na tanie chwyty przeszedł do historii.



—Jaki jest twój stosunek do krytyków sztuki?

Ze względu na dobro mojej przyszłej kariery zawieśmy to pytanie.

—Którzy dawni mistrzowie i tradycje malarskie są ci szczególnie wartościowe?

Wszyscy i wszystkie, gdyż to jest tak, jakby uprawiać poezję i nie lubić Byrona; można go nie kochać, ale przecież należy on do gwiazdozbioru – który dał ci to, co teraz robisz.

—Co sądzisz o dość często zakładanych przez artystów grupach twórczych?

Będę mówił na własnym przykładzie – po kilku latach indywidualnej działalności nagle okazało się, że ja i moich trzech kolegów robimy rzeczy podobne nie tyle formalnie co ideologicznie. Po stwierdzeniu podobnych celów, zaczęliśmy razem wystawiać i przebijać się, jednak bez manifestów i trwałych założeń, które ograniczają i powodują, że człowiek czuje się jak w biurze i musi robić czy wystawiać to co grupa akceptuje.

Obecnie grupa ta już nie istnieje, ponieważ dwóch jej członków na stałe jest poza Polską. Nawet w okresie świetności grupy działaliśmy totalnie indywidualnie i łączyliśmy się tylko na sprawy wystaw, co nam ogromnie pomagało organizacyjnie i siłowo, gdyż czterech ludzi to cztery razy pojedynczy autorytet.

Ja nie zamierzam już nigdy w życiu przystępować do grupy. Grupy z manifestem i prawnie zbiurokratyzowane uważam za idiotyzm.

—Twoje obrazy często składają się z dużej ilości pojedynczych obrazków – czym jest to podyktowane?

Dwie drogi prowadziły mnie do tego – pierwsza taka, że w Polsce miałem stałe kłopoty materialno-polityczne (mam na myśli możliwości wywiezienia wszystkiego z kraju); duże płótna są trudne do transportu, dlatego oparłem się na małych formatach, z których można zbudować – zwielokrotniając je – bardzo silne w odbiorze płaszczyzny. Robiłem odbitki graficzne, które odbijałem w pojedynczych sztukach, malowałem potem ręcznie różne rzeczy i następnie montowałem w duże kompozycje – wszystko można było jednak rozmontować i schować do walizki.

W Polsce nie byłem rozumiany, myślano, że zwariowałem, dopiero „Oscar de la Peinture” otworzył wszystkim oczy, dla mnie był to sprawdzian, że tak należy robić. Teraz często do tego wracam, dalej robie rzeczy jakby na kanwie opowiadań czy komiksu; mimo, że mam warunki do pracy, często wprowadzam do moich obrazów różne historyjki złożone z małych obrazków.

Druga droga, jaką doszedłem do tego jest taka, że często malując obraz, który jest jednorodny, nagle dodaje do tego drugi, trzeci, piąty czy dziesiąty i nie chce, aby to zajmowało powierzchnie dwóch galerii, wszystko zmniejszam i montuję jako jedną historię, gdyż staram się swoje obrazy traktować narracyjnie.

—Czy często malujesz cykle obrazów?

Często, dlatego że staram się nie przegadywać obrazu, gdy kończę jeden, dochodzę do wniosku, że mógłbym go namalować jeszcze inaczej – dlatego maluję następne, najczęściej cykl składa się u mnie z pięciu do ośmiu obrazów.

—Z jakiego odbioru swoich prac jesteś zadowolony?

Jeśli ktoś interpretuje moje prace – to jest to radość, nie zależy mi na tym, aby wszyscy myśleli to samo co ja – ale lubię. jeśli tak jest.

—Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?

To, że mieszkam, gdzie chce, nie jestem od nikogo uzależniony oraz mogę wybierać sobie ludzi, z którymi obcuję.

—Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Przygotowuję wystawę około 60-70 prac dla International Monetary Fund Art Society w Waszyngtonie, oraz negocjuję nową galerię w Nowym Jorku, ponieważ w styczniu skończyłem pracę z Lilian Heidenberg Gallery. W marcu przyszłego roku będę miał indywidualną wystawę w Andre Zarre Gallery w Nowym Jorku.



PORTRAIT with HISTORY Jan Sawka

At the Samuel Dorsky Museum of Art (State University of New York at New Paltz) from February 8 to July 12, 2020 there will be an exhibition entitled: JAN SAWKA: The Place of Memory (The Memory of Place), whose curators are Hanna Maria Sawka and Dr. Frank Boyer.

"Sawka's posters were not only legible, at first glance known, artistic, aggressive stains, also standing out from other posters adjacent to them on the walls, they were also fireworks of wit, excellent ideas with often overtones, anecdotes not only to watch , but also reading, not necessarily in the literal sense "- characterized by Sawka's outstanding critic Tadeusz Nyczek in" Winners of the 7th International Poster Biennale. Holger Matties, Shigeki Miyama, Jan Sawka ", text: T. Nyczek, Warsaw 1980. I met and made friends with Janek Sawka in New York, visited him in his studio and photographed.

Jan Sawka was born on December 10, 1946 in Zabrze, he died on August 9, 2012 in High Falls, New York.

He first studied architecture at the Wrocław University of Technology, then moved to the Academy of Fine Arts in Wrocław. Together with colleagues from the studio of Maciej Urbaniec - Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski and Ghetto - they went down in the history of Polish art as Wrocław's Four. After studying, he lived in Warsaw for several years. In 1976 he went to Paris, where he received a scholarship from the Pompidou Center, which was the result of Sawka winning the Oscar of Painting and the Special Award of the President of France at the 7th International Festival of Contemporary Painting in Cagnes-sur-Mer. After a year, he moved to the USA and settled in New York. He drew there for the "New York Times", "Boston Globe" and "Rolling Stone", his author album "Book of Fiction" won in 1986 the title "book of the year" awarded by the editors of The New York Times, he designed the scenery for theaters. He was a laureate of numerous artistic awards, including gold and silver medals at the Poster Biennale in Warsaw, Florence and Lahti. His prints and posters can be viewed, among others in the Library of Congress of the United States in Washington, DC, where they constitute the largest collection of artistic works made on paper.

One of Sawka's recent projects was the Peace Monument, which was to be erected in Jerusalem. The work is a tribute to the dialogue between Christianity, Judaism and Islam. Although the project was not implemented, Sawka received the American Institute of Architecture award for him in 2011.

He was the author of the multimedia installation-performance "The Voyage" for Mickey Hart, drummer of the cult band Grateful Dead, for whom he created scenery for concerts on the tour of the band's 25th anniversary in 1989-1990.


I met Janek Sawka and made friends in mid-1981, in New York, just then I had the first conversation with him, which was published in New York. He was an extremely sociable guy, with enormous knowledge and contacts all over the world. Our contacts were still intersecting somewhere, we had many mutual friends. Each conversation gave new possibilities.

—When and what was the reason for your fascination with America?

The beginnings go back to early youth - my parents belonged to the young pre-war intelligentsia, who after the war found themselves in quite a big opposition to the regime. Practically speaking - at my home America was considered what it really is, that is, a country of freedom and leading in the world. My parents began to subscribe to the magazine "America" ​​from the very beginning, that is 1959, I literally devoured every issue, what I remember today what was inside, what on the first page of each issue.

But of course I wasn't fed only with this propaganda magazine, I got acquainted with American literature (W. Faulkner, E. Hemingway, J. Steinbeck), which due to its generosity made the biggest impression on me, then of course film, music ...

That is why in America I felt at home, from the beginning I could make contact with Americans without any prejudice or cultural divide.

About half a year after arriving in America, I had a childish joy when the same magazine "America" ​​interviewed me, and then saw myself in the middle of the issue - remembering from my youth Próchnicka, Horowitz, Rauschenberg and many others. There was a shock here, because the magazine that abstractly taught me America at a distance - shows to future generations a portrait of someone from Poland who adopted and works here.

I spent a lot of time outside Poland - I traveled the world with the theater, then I lived in France for a year and a half, but I treated it all as a transit stage to the United States.

This magazine, interesting for me, was also cult, but I, in turn, remember how in 1989, after my individual exhibition at the Zachęta National Gallery in Warsaw, which opened the jubilee year of the 150th anniversary of photography, published material about me. It turned out that I could not officially bring this magazine to America, because it was considered as American propaganda outside America. But thanks to the help of American diplomats, one copy arrived in New York.


—What practical significance was the receipt of the Oscar de la Peinture and President Giscard d’Estaing Award? It was undoubtedly a huge psychological help, because almost my debut in painting, I got into the vortex of such famous people as Alechinsky, Arakawa or Fukuda, and I was automatically noticed by a whole array of curators, critics, directors of museums. One specific thing was that French Beaubourg was interested in me; after the prize - I received a scholarship. —How do you remember your stay in France - what was valuable during that time? It will be interesting to look at Beaubourg from the inside. The biggest failure for me and the people who created Beaubourg is that due to the patronage of the government they thought that it would be possible to create many new, controversial things, because it is money that is not supported by corporations that do not demand, e.g. Pepsi-Cola mark in the lower left corner of the image. Unfortunately, according to the French nature, the Center became immediately after opening a giant monument "what we are not" and matters of new things have been pushed into the background. The most important thing has become big shows in the style of New York - Paris, Paris - Paris, Paris - Moscow, which consumes a lot of money, energy and advertising, so that the rest of Beaubourg has a very cut budget. However, the museum of modern art stopped in the 1950s (Bacon is considered the greatest avant-garde) - I was leaving Paris with great pleasure.

Nevertheless, my stay in Paris gave me a lot, but I was in the center of Europe, I saw all currents clashing, watched what Italians, Hispanics or Latinos doing in Paris do.

Circling between Europe and America I saw huge differences, and at the same time that everything American has its roots in Europe. That is why, as a European, it is much easier for me to adopt in America than for an American in Europe.

—Meeting the terms that you're more American than Americans alone?

I love to observe and automatically introduce what surrounds me into my paintings. I don't think that I like many ugly, kitschy or even hideous things in America - I did the same in Poland. Of course, I can be accused of not painting Polish landscapes in isolation from my homeland, but here I am referring to Steinberg, who is a world emigrant. Being Romanian by origin, he did not care that he moved to Long Island.

I do not emphasize in my paintings that I am Polish, but I also do not emphasize Americanness, I just paint what surrounds me or I process it. And the fact that I introduce American symbols is mainly because I live in New York.

—Isn't you tired of constantly chasing originality on the US market?

Certainly for those who cannot support themselves - yes; much worse is that many people artificially support the originality, such as A. Warhol. Personally, I think that if someone really does things from the heart and a large class, they never have to fool around.

Undoubtedly - all over the world everyone is trying to jump out of their pants to be original and be noticed; when it falls off the market it means it was artificially original. Take, for example, M. Rothko in the field of abstraction - without making effort on cheap tricks he went down in history.



—What is your attitude towards art critics?

For the sake of my future career, let us suspend this question.

—Which old masters and painting traditions are especially valuable to you?

Everyone and everyone, because it's like practicing poetry and not like Byron; you may not love him, but he belongs to the constellation - which gave you what you are doing now.

—What do you think about creative groups often founded by artists?

I will speak on my own example - after a few years of individual activity, it suddenly turned out that I and my three colleagues are doing similar things not so much in formal terms as ideological. After finding similar goals, we began to exhibit and break through together, but without manifestos and permanent assumptions that limit and make a person feel like in the office and must do or exhibit what the group accepts.

Currently, this group no longer exists because two of its members are permanently outside Poland. Even during the splendor of the group, we were totally individual and connected only to the matters of exhibitions, which greatly helped us organizationally and forcefully, because four people are four times a single authority.

I never intend to join a group in my life. I consider groups with manifesto and legally bureaucratic to be idiocy.

—Your images often consist of a large number of individual images - what is this dictated?

Two ways led me to this - the first one that in Poland I had constant material and political problems (I mean the possibility of taking everything out of the country); large canvases are difficult to transport, which is why I have relied on small formats that can be built - by multiplying them - very strong surfaces. I made graphic prints, which I reflected in individual pieces, then painted various things by hand and then assembled into large compositions - but everything could be disassembled and put into a suitcase.


In Poland I was not understood, it was thought that I was crazy, only "Oscar de la Peinture" opened everyone's eyes, for me it was a test that it should be done. Now I come back to it often, I do things as if on a canvas of stories or comics; even though I have working conditions, I often introduce various stories of small pictures to my paintings. The second way I came to this is that often when painting a picture that is homogeneous, it suddenly adds a second, third, fifth or tenth to it and does not want it to occupy the surfaces of two galleries, I reduce everything and assemble it as one story, because I try to treat my paintings as narrative. —Do you often paint series of images? Often, because I try not to talk about a picture when I finish one, I come to the conclusion that I could paint it differently - that's why I paint the next one, most often the cycle consists of five to eight paintings. —What reception are you satisfied with? If someone interprets my work - it's a joy, I don't care about everyone thinking the same as me - but I like it. If that's so. —What do you consider your greatest achievement? That I live where I want, I am not addicted to anyone and I can choose people with whom I meet. —What are your plans for the near future? I am preparing an exhibition of about 60-70 works for the International Monetary Fund Art Society in Washington, and I am negotiating a new gallery in New York, because in January I finished working with the Lilian Heidenberg Gallery. Next March I will have an individual exhibition at the Andre Zarre Gallery in New York.










Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page