PORTRET z HISTORIĄ Elżbieta Penderecka
- Czesław Czapliński
- 6 minut temu
- 25 minut(y) czytania

"…Każdy potrzebuje człowieka, do którego może się odezwać i powiedzieć: – Jest mi dzisiaj źle, nie wiem, co robić…" — Elżbieta Penderecka
Elżbieta Penderecka z domu Solecka (ur. 1947 w Krakowie, zm. 31 października 2025) – polska działaczka kulturalna, inicjatorka festiwali muzycznych, członkini władz międzynarodowych fundacji muzycznych.
Elżbieta Solecka jest absolwentką X Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie. Po maturze studiowała fizykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. 19 grudnia 1965 zawarła związek małżeński z Krzysztofem Pendereckim. Z małżonkiem doczekała się dwójki dzieci: Łukasza (ur. 1966, absolwenta czterech kierunków studiów, praktykującego jako psychiatra) oraz Dominiki (ur. 1971, absolwentki filologii włoskiej).

Od połowy lat 60. prowadziła sekretariat Krzysztofa Pendereckiego. W 1990 założyła i do 1995 kierowała pierwszą prywatną agencją kulturalną Heritage Promotion of Music and Art. Od 1992 pomagała mężowi w organizacji Festiwalu im. Pablo Casalsa w San Juan w Portoryko (Krzysztof Penderecki był dyrektorem artystycznym tego festiwalu w latach 1992–2002). Elżbieta Penderecka zasiadała w radach nadzorczych kilku organizacji kulturalnych, była współzałożycielką Europejskiej Fundacji Mozartowskiej. Przyczyniła się do powstania orkiestry kameralnej Sinfonietta Cracovia, stanowiącej oficjalną orkiestrę Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. W 1997 zorganizowała wraz z Centrum Sztuki „Studio” koncert charytatywny na rzecz powodzian z udziałem Sinfonii Varsovii, Yehudiego Menuhina, Chóru Filharmonii Narodowej oraz solistów (w tym Ewy Pobłockiej). W tym samym roku zainicjowała cykl „Koncerty Wielkich Mistrzów – Elżbieta Penderecka zaprasza”, prezentując takich artystów jak Mstisław Rostropowicz, Jessye Norman czy Simon Estes. W latach 1996–2000 była przewodniczącą rady programowej Festiwalu Kraków 2000 – Europejskie Miasto Kultury, a w 1998 dyrektorem artystycznym Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego. W 1997 zorganizowała pierwszy Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, który przez pierwsze siedem lat odbywał się w Krakowie, a w 2004 został przeniesiony do Warszawy.

„…Kiedy dziś 1 listopada 2025 r. (Dzień Zmarłych) dowiedziałem się, że wczoraj nagle zmarła Elżbieta Penderecka, zaczęłem przypominać sobie naszą znajomość.
Pierwszy raz z Krzysztofem i Elżbietą Penderecką spotkałem się w kwietniu 1984 r. w Nowym Jorku, kiedy Krzysztof przyjechał na występy w Carnagie Hall. Spotkaliśmy się wspólnie w Central Park, potem w styczniu 1986 r. Bardzo ciekawe spotkanie było w Izraelu w Tel Aviv, gdzie w lutym 1988 r. pojechałem tam z Jerzym Kosińskim. W kwietniu 1992 r. zrobiłem serię unikalnych zdjęć Elżbiety Pendereckiej w jej biurze w Warszawie, gdzie załatwiała wszystkie kontakty ze światem. W lipcu 1993 r. ukazał się w nowojorskim magazynie „Kariera” mój wywiad z Elżbietą Penderecką.
Kiedy 10 kwietnia 1997 r. miałem otwarcie wystawy w Moskwie, w której organizacji brała udział Beata Tyszkiewicz, była również Elżbieta Penderecka. We wrześniu 2013 w Łazienkach Królewskich otworzyłem wielką wystawę pt. „Górecki, Lutosławski, Penderecki” i wówczas 16 września 1994 r. fotografowałem Krzysztofa Pendereckiego - https://www.czczaplinski.com/post/portret-z-historią-krzysztof-penderecki w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego w Al.Ujazdowskich…” – Czesław Czapliński.

W 2003 objęła funkcję prezesa Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena. Została także dyrektorem generalnym festiwalu pianistycznego, zapoczątkowanego w 2004 w Warszawie i stanowiącego kontynuację festiwalu „Mistrzowie fortepianu – wielkie talenty”. W 2005 zainicjowała powstanie Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, złożonej z najzdolniejszych studentów i absolwentów Akademii Muzycznej w Krakowie.
W 2005 weszła w skład komitetu honorowego poparcia Lecha Kaczyńskiego jako kandydata na urząd prezydenta RP. W 2010 i w 2015 zaangażowała się w kampanię Bronisława Komorowskiego, przystępując do jego komitetu poparcia.
Ordery i odznaczenia m.in.: Krzyż Kawalerski Orderu Białej Róży Finlandii – Finlandia (2023); Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski – Polska (2023); Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski – Polska (2012); Krzyż Zasługi na Wstędze Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec – Niemcy (2012); Krzyż z Gwiazdą Orderu Pro Merito Melitensi – Zakon Maltański (2011); Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” – Polska (2011); Odznaka Honorowa „Bene Merito” – Polska (2010); Krzyż Kawalerski Orderu Bernardo O’Higginsa – Chile (2008); Krzyż Komandorski Orderu Gwiazdy Solidarności Włoskiej – Włochy (2007); Krzyż Oficerski Orderu „Za zasługi dla Litwy” – Litwa (2006); Złota Odznaka Honorowa za Zasługi dla Republiki Austrii – Austria (2003); Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski – Polska (1996).

Nagrody i wyróżnienia Paszport „Polityki” 2012 w kategorii kreator kultury (wraz z mężem Krzysztofem Pendereckim) – 2013 Złoty Medal Kraków 2000 – 2003 Europejska Nagroda Kultury – 2002 Nagroda Tytana Tytanów na festiwalu Crackfilm za działania na rzecz promocji wizerunku Polski w świecie – 2002 Medal im. prof. Juliana Aleksandrowicza – 2000 Medal 40-lecia Programu Fulbrighta w Polsce – 1999 Honorowa Odznaka „Za zasługi dla województwa krakowskiego” – 1998 Złota Statuetka Business Center Club – 1998 Nagroda Pro Musica Viva za znaczący wkład i osiągnięcia w polskim i międzynarodowym życiu muzycznym – 1997.

Czesław Czapliński – „ELŻBIETA PENDERECKA – dzidzictwo kultury” – magazyn nowojorskie KARIERA lipiec 1993:
— Ciągle spotykam panią z mężem w najrozmaitszych miejscach w Nowym Jorku, Tel-Awiwie, w Krakowie i Warszawie — zwracam się do Elżbiety Pendereckiej, honorowej przewodniczącej agencji menedżerskiej HERITAGE, żony światowej sławy kompozytora i dyrygenta Krzysztofa Pendereckiego.
— Jaka jest rola żony znanego artysty? –Rola żony u boku artysty jest zawsze taka sama, tylko nie wszystkie kobiety spełniają ją tak samo. Myślę, że nie można łączyć dwóch karier, szczególnie w tego typu małżeństwie artystycznym, byłoby to zadanie bardzo trudne. Nie byłam związana z muzyką, mimo że wychowywałam się w środowisku muzycznym j szalenie muzykę lubię. Studiowałam fizykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wydaje mi się, że niemożliwe byłoby połączenie kariery męża i mojej kariery naukowej. W związku z tym, niestety trzeba pójść na kompromis, to znaczy trzeba umieć z czegoś zrezygnować. Rezygnuje zwykle kobieta.
— Znane są także odwrotne przypadki. – To jest raczej rzadko. U nas było jasne, że kariera męża, dla dobra przyszłości rodziny i naszego małżeństwa, była ważniejsza od mojej. Cieszę się, że tak się ułożyło i mogłam mężowi w tym pomagać. Muszę powiedzieć, że nigdy nie czułam się zdegradowana, czasami żałowałam, że nie mam czasu kontynuowania tego, co mnie zainteresowało.
–Co to było? – Gdybym jeszcze raz miała możliwość rozpocząć życie od początku, to myślę, że mocniej związałabym się ze środowiskiem artystycznym, bo zawsze fascynował mnie teatr, opera i wszystko, co dzieje się w teatrze.
–W jakim sensie, jako aktorka? –Nie wiem. Trudno powiedzieć, chyba w kierunku aktorskim nie miałam żadnych zdolności, ale wydaje mi się, że w jakiś sposób byłabym związana. Może to co zaczęłam robić jest jakimś niespełmnionym marzeniem, czy kontynuacją tego, co robię przy boku męża.
Z Elżbietą Penderecką rozmawiam w niezwykle oszczędnie i elegancko urządzonym gabinecie, na ścianach liczne dyplomy Krzysztofa Pendereckiego. Jesteśmy w agencji menedżerskiej HERITAGE przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie.
–Jest pani honorowym przewodniczącym agencji HERITAGE, jak doszło do jej powstania i czym się zajmuje? –Po zmianach w Polsce, kiedy rozpoczęły się nowe układy i nowe warunki, postanowiliśmy założyć pierwszą prywatną firmę manadżerską, zajmującą się promocją muzyki i sztuki w szerokim tego słowa znaczeniu. To co w tej chwili robimy jest związane tylko z muzyką, ponieważ działamy od niedawna. Myślę, że udało nam się już wejść na rynek. Robimy masę ciekawych rzeczy, mamy wiele projektów.
–Nie robi tego pani sama? –Pomysł powstał z panem Pietkiewiczem, który prowadzi agencję, ja nie mam na to czasu, jestem z doskoku. Znamy się od wielu lat, kiedy jeszcze prowadził agencję przy Polskim Radiu i Telewizji. Jest naszym przyjacielem i kiedyś w rozmowie prywatnej zaproponował otworzenie wspólnej agencji i tak się zaczęło. Chcemy stworzyć coś w przyszłości na miarę Columbia Artists w Stanach Zjednoczonych.
–Mierzy pani wysoko. –W sztuce trzeba mierzyć wysoko. Naszym założeniem jest również, żeby Polska z powrotem znalazła się na mapie Europy, gdzie dzieje się wiele wydarzeń kulturalnych. Niestety nie jest z tym najlepiej, ponieważ kraj jest w ciężkiej sytuacji ekonomicznej. Aby odbywały się w Polsce wielkie imprezy o charakterze wydarzeń artystycznych, trzeba znaleźć prywatnych sponsorów i artystów, którzy zechcą przyjechać do Polski. Znani artyści chętnie jeżdżą do Pragi, czy Budapesztu, a do Warszawy czy Krakowa nie.

—Czy to tylko kwestia honorariów? – Nie wiem. Trzeba stworzyć pozytywny obraz Polski. Niestety, niezbyt mądrze wykorzystaliśmy naszą szansę polityczną i trzeba teraz nad tym mocna popracować, żeby Polska była naprawdę liczącym się krajem europejskim. Nic nie mamy do zaoferowania w tej chwili w przemyśle, a powinniśmy chociaż mieć coś do pokazania w kulturze.
—Co jest główną ideą pani agencji? –Idea naszej agencji nie polega na reprezentowaniu Polski za granicą, wręcz przeciwnie, zajmujemy się reprezentacją zespołów europejskich w świecie. Na przykład orkiestra z Hamburga wyjechała na tournée z moim mężem do Włoch, podobnie izraelska orkiestra pojedzie na duże tournée organizowane przez nas. Chcemy równocześnie przyciągnąć wielkich artystów do Polski, rozpocząć serię mistrzowskich recitali. Nie chcę jeszcze zdradzać od kogo zaczniemy, ale myślę, że od bardzo wielkiego nazwiska. Chcemy rozpocząć, powiedzmy, czterema recitalami rocznie, ale na najwyższym poziomie, z nazwiskami o najwyższej sławie.
–Wszystkie plany, o których pani mówi wymagają kolosalnych pieniędzy, ale przede wszystkim kontaktów. Czy znajomości zawierane podczas podróży z mężem pomagają pani w tym? –Naturalnie, przez 27 lat towarzyszę mężowi we wszystkich podróżach i miałam wielkie szczęście poznać wielu wspaniałych artystów. Kontakt towarzyski z wielkim artystą jest zawsze bardzo pomocny przy załatwianiu czegokolwiek. Przyjaźnimy się ze Sławą Roztropowicz. I Sława przyjeżdża jako jeden z największych artystów, bo na pewno, jeśli chodzi i wiolenczelistów jest to największe nazwisko na świecie w tej chwili. Są młodsi, równie wspaniali. Jo Jo Ma, z którym jesteśmy też bardzo zaprzyjaźnieni, ale Sława po latach przyeżdża po raz pierwszy do Polski.
–Kiedy to będzie? –Z okazji 60. Urodzin mojego męża. Dokładnie w dzień urodzin – 28 listopada 1993 r. odbędzie się koncert galowy w Warszawie. Nam bardzo zależy, żeby z powrotem Warszawa i Kraków, z którym jestem bardzo związana, znalazły się na mapie kulturalnej Europy. Temu trzeba pomóc. Artyści sami do Polski nie przyjadą. Mamy znakomitą orkiestrę Filharmonii Narodowej, Filharmonię Krakowską i jeszcze mniejsze zespoły, paru wspaniałych śpiewaków, którzy zrobili światową karierę i śpiewają poza Polską. To wszystko.
–Kiedy pani mówi – europejska gaża, co pani ma na myśli? –To zależy od solisty.
–Myślę o największych. –Śpiewacy dzisiaj biorą od 20 tysięcy marek za przedstawienie. Wielcy artyści biorą minimum 50 tysięcy dolarów za recital. Pan wie, ile bierze w Stanach Zjednoczonych Pavarotti czy Domingo.
–Jak zdobyć takie sumy w Polsce? –Są w Polsce ludzie, którzy są zainteresowani sztuką i będą mogli pomóc. Uważam, że dzięki prywatnym sponsorom będziemy w stanie sprowadzać światowe sławy do Polski.
Sztuka w wielu wypadkach jest komercyjna, ale myślę, że tutaj nie można tak podchodzić. Chcemy coś stworzyć, jeśli nam się uda i zarobimy jeszcze przy tym pieniądze, to będziemy później mogli je zainwestować w stworzenie fundacji. Takie było nasze założenie i myślę, że w tym kierunku będziemy dążyć.
—Bez trudu mogli państwo zostać na Zachodzi, pamiętam, w połowie lat 80 rozmowę w Nowym Jorku z pani mężem, który mówił, że do momentu, kiedy będzie mógł swobodnie podróżować będzie wracał do Polski. –Bardzo mało ludzi wracało do kraju i wszyscy sądzili, że my również zostaniemy za granicą. Według mnie, artysta jest obywatelem śiata, ale bardzo ważne jest, żeby wiedział, gdzie są jego korzenie – powiedział kiedyś mój mąż. A teraz, kiedy kraj został otwarty powiedzieliśmy, że trzeba właśnie tutaj coś zrobić.

–Pani Elżbieta Penderecka powiedziała, że zaproponował jej pan w przyjacielskiej rozmowie założenie agencji menedżerskiej – zwróciłem się do Janusza Pietkiewicza, prezesa i dyrektora wykonawczego HERITAGE. Kiedy to było? –Prawie trzy lata temu. Byłem przez 17 lat szefem impresariatu muzycznego Polskiego Radia i Telewizji, organizowałem wyjazdy polskich muzyków za granicę i produkcję nagrań, od ponad 20 lat współpracowałem z Krzysztofem Pendereckim. Znaliśmy się bardzo dobrze. Fascynowała mnie jego twórczość i jego działalność, która poza sprawami muzycznymi też doprowadziła do pewnego ratowania dziedzictwa, którego tak mało pozostało w Polsce.
–Stąd nazwa HERITAGE (Dziedzictwo)? –Między innymi to było inspiracją, chcieliśmy do czegoś nawiązać przy tworzeniu firmy. Renowacja historycznych dworów czy parków w Polsce jest bardzo rzadka w środku kulturalnym, a to, że kompozytor (Krzysztof Penederecki) pomaga swoim kolegom kompozytorom, to jest wyjątkowe. Organizowany przez Pendereckiego festiwal w Lusławicach dla kompozytorów nie tylko z Polski, powiedzmy nawet konkurentów, promocja ich twórczości, zafascynowały mnie. Pomyślałem sobie, że akurat jego żona, która uczestniczy w podróżach artystycznych i zna ludzi ze świata kultury, może być bardzo pomocna w biznesowym działaniu.
Zawsze starałem się działać poza wymiarami jednego kraju, aby na przykład polski chór śpiewał w produkcji scenicznej za granicą, powiedzmy w La Scali. Wiadomo było, że po załamaniu się państwowego mecenatu nastąpi zasadnicza zmiana kontaktów z zagranicą, że zostaniemy postawieni w warunkach normalnej konkurencji, bez pieniędzy sypiących się w bardzo wygodny sposób z góry. Postawienie nas nagle w warunkach konkurencyjnych, kiedy przy braku środków musimy sprostać poziomem artystycznym wymogom zagranicznego ustabilizowanego rynku kulturalnego, jest niezwykle trudne. Przy takim myśleniu, które mnie trapiło od kilku lat, wiedziałem, że trzeba poszukać pomocy za granicą w formie honorowych patronatów oraz współpracowników zagranicznych.
– Kto jest partnerem za granicą? –Przez swoje zainteresowanie kulturą południowoeuropejską gwarantowałem partnerów z Włoch, Hiszpanii, Francji, Szwajcarii, z kolei państwo Pendereccy - z Niemic, Anglii, Ameryki. W ten sposób zbliżyliśmy się do grona sponsorów honorowych, którzy w sensie organizacyjnym nie biorą udziału w tym przedsięwzięciu, ale dali nam pierwsze kontakty i pierwsze błogosławieństwo na pionierską działalność.

–Jest to konieczne? –Tak, żeby zajmować się kulturą, w końcu, nie ukrywajmy tego słowa, bardzo elitarną. Żeby się znaleźć w La Scali, Metropolitan Opera czy na kilkunastu najlepszych festiwalach, trzeba mieć i propozycje elitarne, i określone kontakty w tym środowisku.
W takiej sytuacji ekonomicznej, w jakiej jest Polska, aby wejść w najbardziej prestiżowe środowisko, w którym obecność świadczy o tożsamości danej kultury i danego narodu, trzeba się było zwrócić do honorowych patronów i sponsorów, którzy poparliby taką inicjatywę.
–Właśnie prywatna działalność promocyjna jest najbardziej popularna na Zachodzie. –Tak, wszystkie wybitne wydarzenia powiedzmy w Holandii czy Niemczech są organizowane, wręcz wymyślane przez prywatne impresariaty, które korzystają z państwowych i miejskich środków. Tego dotąd w Polsce nie było. Tylko takie organizmy mogą wejść w koprodukcyjne poczynania z innymi festiwalami, na szczeblu pozaministerialnym. U nas była struktura hierarchiczna, zależność od rządu, ministra, to szło w dół bez żadnej inicjatywy oddolnej.
–Z tego co wiem, głównie działacie na Zachodzie. – 4/5 naszej działalności to Zachód i to nie tylko dla polskich zespołów i artystów. Prowadzimy po prostu europejski menagement z biurem w Warszawie. Odbyły się już przez nas zorganizowane koncerty orkiestry z Hamburga na festiwalu w Rimini, gdzie także współorganizowaliśmy prezentację kilku szkół muzycznych i seminarium chopinowskie z laureatami Konkursu Chopinowskiego. Organizowaliśmy koncert kameralny pokazujący Krzysztofa Pendereckiego jako kameralistę. Potem przyjęliśmy orkiestrę z Hamburga na dwa koncerty, potem orkiestrę z Polski. Przywieźliśmy również produkcję musicaIowo-operową z Hamburga do Genui. To jest menagement, na tym zarabiamy. Jeśli widzimy, że jest jakieś ważne wydarzenie kulturalne np. w Hamburgu, to próbujemy je przywieźć do Włoch, Hiszpanii, Japonii. Oczywiście, myślimy także o zespołach polskich. Orkiestra z Katowic była na zorganizowanym przez nas 5-tygodniowym tournee w Japonii, w Anglii, Korei i Tajwanie, teraz jedzie na miesięczne tournee szwajcarsko-hiszpańskie. Nasza firma nie jest agencją, to typowy impresariat.
–Czy macie ambicje realizować własne programy? –Tak, chcemy wymyślić projekt, znaleźć sponsorów do wyprodukowania i potem organizować tournee po świecie. Teraz rozmawiamy o koprodukcji nowego, trudno powiedzieć czy baletu, czy opery "Alicja w krainie czarów" i jeżeli uda nam się znaleźć partnerów do koprodukcji, to będziemy promować w kilku krajach europejskich. To jest typowe działanie promocyjno-impresaryjne.
Dotąd impresariat miał u nas trochę inne brzmienie, były to agencje państwowe, które obcinały kupony od biednych artystów.

—Kogo reprezentujecie? –Nikogo. Nie mamy artystów na wyłączność, mamy artystów stale z nami współpracujących i szukamy najlepszych propozycji dla nich. Współpracujemy z wieloma zespołami i solistami zachodnimi. To samo robili angielscy impresaria czy niemieccy dla Polaków. Angielska firma zbijała pieniądze na tym, że na tanich dietach, niziutkich stawkach wysyłała polskich muzyków do Australii czy do Japonii. Dlaczego my nie mamy tego robić dla Hiszpanów?
–Pani Elżbieta wspominała, że muzyka to jeden z elementów działalności, ale macie szerszy pomysł na promowanie sztuki. –Tak,ale nie zaczęliśmy tego robić, bo jest jeszcze za wcześnie, chcemy zająć się kolejnymi dziedzinami sztuki. Muzyka, z uwagi na fakt kontaktu, była naturalnie pierwszym krokiem, a potem będziemy myśleć o wydawnictwach, o sztuce wizualnej.
–Czy macie silną konkurencję w Europie? –Takich firm jak nasza jest w Europie bardzo mało. Weźmy Anglię – angielscy partnerzy przywożą rzeczy do Anglii i żyją z danego kraju, niemieccy przywożą do Niemiec, itd. A my wymyśliliśmy coś i zaczynamy pracować w kilku krajach. Na tym polega nasza przewaga i jednocześnie wielkie zdziwienie, jak się zjawimy z Polski i chcemy wybitne przedstawienie z Hamburga wysłać na przykład do Hiszpanii czy Japonii. Dla wielu jest to szok.

–Trzeba ich do tego przekonywać? –Po wieloletnich kontaktach znają nas i wierzą, ale ciągle trzeba pamiętaćț że jak podpisuje się pod czymś, to nie można zrobić błędu. Jak się raz pomyli i zaproponuje kogoś do La Scali, kto nie odpowiada standardowi, to traci się zaufanie. Dlatego jak ktoś zachoruje wolimy koncert odwołać, niż proponować zastępstwo, które jest gorsze, Taka jest nasza zasada, Jest to trudna sprawa, tym bardziej że jak mówimy, nie mamy wyłączności, każdy się może na nas obrazić i pójść gdzie indziej. Staramy się wiązać artystów ciągle nowymi propozycjami, prestiżem i standardem załatwianych spraw.
Dowodem na to, że pracujemy profesjonalnie są firmy, które z nami współpracują: opery z Monte Carlo i Lipska, orkiestry z Londynu, Mediołanu, Lipska, Hamburga, Barcelony, Palermo, Izraela... to są zespoły, które my wysyłamy poza ich siedzibę na koncerty.
–Niewiele osób zdaje sobie sprawę, co znaczy wysłać średnio dużą orkiestrę, na przykład do Japonii? –Trzeba założyć, że jeżeli wyjeżdża 100 osób i kilka ton sprzętu, to już sam koszt przelotu jest ogromny. Ponad 2 tysiące dolarów na bilet razy 100 osób, to już mamy dwieście kilkadziesiąt tysięcy dolarów, sama podróż plus transport sprzętu, Hotele, transport na miejscu, stawki dzienne muzyków, które są określone przez związki zawodowe. Często jeden wieczór kosztuje ponad 100 tysięcy dolarów. A jeżeli robi się tournée miesięczne, gdzie jest dwadzieścia kilka koncertów, to robią się już miliony dolarów.
–Musicie ciągle śledzić, co dzieje się w kulturze na świecie? –Muszę obserwować różne powstające projekty i zastanawiać się, gdzie można coś zaproponować. Obserwujemy festiwale i tak jak już wspominałem, rok temu był koncert Chopina we Włoszech, w tym roku współorganizujemy konkurs Rubinsteina, gdyż akurat przypada dziesiąta rocznica śmierci. Przyjedzie orkiestra z Izraela, będzie seminarium, firmy płytowa przesyłają nagrania. Młodzi muzycy przyjadą słuchać interpretacji utworów, które Rubinstein najbardziej lubił wykonywać. Oprócz tego filmy o Rubinsteinie, pamiątki, książki, zdjęcia. My za to nie płacimy, płaci festiwal w Rimini, ale my gwarantujemy kompleksowy program.
W Palermo „Król Roger” Szymanowskiego też był przez nas wymyślony, reżyserował Krzysztof Zanussi, chór z Warszawy, chór chłopięcy z Poznania, scenografię i kostiumy wykonała Ewa Starowieyska na postawie historycznych projektów Renato Guttuso. „Król Roger” w Palermo był zagrany osiem razy, przy komplecie widzów. Zrealizowano film dla telewizji.
–Ile osób pracuje w pana firmie? – Osiem. To jest dość mało, na to co robimy. Będziemy się rozwijać.
Rozmawiał Czesław Czapliński
PORTRAIT with HISTORY Elżbieta Penderecka

“Everyone needs someone they can turn to and say: I feel bad today, I don’t know what to do…” –Elżbieta Penderecka.
Elżbieta Penderecka (née Solecka) (born 1947 in Kraków, died October 31, 2025) was a Polish cultural activist, initiator of music festivals, and member of the boards of international music foundations.
Elżbieta Solecka graduated from the 10th Secondary School in Kraków. After completing her secondary education, she studied physics at the Jagiellonian University in Kraków. On December 19, 1965, she married Krzysztof Penderecki. The couple had two children: Łukasz (born 1966, a graduate of four university programs and a practicing psychiatrist) and Dominika (born 1971, a graduate in Italian philology).
From the mid-1960s, she managed the office of Krzysztof Penderecki. In 1990, she founded and until 1995 directed Poland’s first private cultural agency, Heritage Promotion of Music and Art. Beginning in 1992, she assisted her husband in organizing the Pablo Casals Festival in San Juan, Puerto Rico, where Krzysztof Penderecki served as Artistic Director from 1992 to 2002.

Elżbieta Penderecka served on the supervisory boards of several cultural organizations and was a co-founder of the European Mozart Foundation. She contributed to the establishment of the Sinfonietta Cracovia chamber orchestra, which became the official orchestra of the Royal Capital City of Kraków.
In 1997, she organized, together with the Studio Art Centre in Warsaw, a charity concert for flood victims featuring Sinfonia Varsovia, Yehudi Menuhin, the Choir of the National Philharmonic, and soloists including Ewa Pobłocka. That same year, she initiated the concert series Great Masters in Concert – Elżbieta Penderecka Invites, presenting such artists as Mstislav Rostropovich, Jessye Norman, and Simon Estes.
From 1996 to 2000, she chaired the Program Council of the Kraków 2000 – European City of Culture Festival, and in 1998 served as Artistic Director of the Krzysztof Penderecki Festival. In 1997, she organized the first Ludwig van Beethoven Easter Festival, which for its first seven editions was held in Kraków before being moved to Warsaw in 2004.

“…When I learned today, on November 1, 2025 (All Saints’ Day), that Elżbieta Penderecka had suddenly passed away yesterday, I began to recall our acquaintance.
I first met Krzysztof and Elżbieta Penderecki in April 1984 in New York, when Krzysztof came to perform at Carnegie Hall. We met together in Central Park, and later again in January 1986. A very interesting meeting took place in Israel, in Tel Aviv, in February 1988, when I traveled there with Jerzy Kosiński.
In April 1992, I took a series of unique photographs of Elżbieta Penderecka in her Warsaw office, where she handled all international contacts. In July 1993, my interview with Elżbieta Penderecka was published in the New York magazine Kariera.On April 10, 1997, at the opening of my exhibition in Moscow, organized with the participation of Beata Tyszkiewicz, Elżbieta Penderecka was also present. In September 2013, at the Royal Łazienki Park in Warsaw, I opened a large exhibition entitled Górecki, Lutosławski, Penderecki, and at that time, on September 16, 1994, I photographed Krzysztof Penderecki — https://www.czczaplinski.com/post/portret-z-historią-krzysztof-penderecki — in the Botanical Garden of the University of Warsaw, on Ujazdowskie Avenue…” — Czesław Czapliński.

In 2003, she became President of the Ludwig van Beethoven Association. She also assumed the role of General Director of the piano festival launched in 2004 in Warsaw, which continued the earlier series “Masters of the Piano – Great Talents.”
In 2005, she initiated the creation of the Beethoven Academy Orchestra, composed of the most talented students and graduates of the Academy of Music in Kraków.
That same year, she joined the Honorary Committee supporting Lech Kaczyński’s candidacy for the office of President of the Republic of Poland. In 2010 and 2015, she became involved in Bronisław Komorowski’s presidential campaigns, joining his committees of endorsement.
Orders and decorations (among others): – Commander’s Cross with Star of the Order of Polonia Restituta – Poland (2023); – Knight’s Cross of the Order of the White Rose of Finland – Finland (2023); – Officer’s Cross of the Order of Polonia Restituta – Poland (2012); – Cross of Merit on Ribbon of the Order of Merit of the Federal Republic of Germany – Germany (2012); – Cross with Star of the Order Pro Merito Melitensi – Sovereign Military Order of Malta (2011); – Silver Medal “Meritorious for Polish Culture Gloria Artis” – Poland (2011); – Honorary Badge “Bene Merito” – Poland (2010); – Knight’s Cross of the Order of Bernardo O’Higgins – Chile (2008); – Commander’s Cross of the Order of the Star of Italian Solidarity – Italy (2007); – Officer’s Cross of the Order “For Merits to Lithuania” – Lithuania (2006); – Gold Medal of Merit for the Republic of Austria – Austria (2003); – Knight’s Cross of the Order of Polonia Restituta – Poland (1996).
Awards and distinctions include:– Polityka’s Passport (2012) in the “Culture Creator” category (together with her husband, Krzysztof Penderecki); – Golden Medal “Kraków 2000” (2003); – European Culture Award (2002); – Titan of Titans Award at the Crackfilm Festival for promoting Poland’s image abroad (2002); – Professor Julian Aleksandrowicz Medal (2000); – 40th Anniversary Medal of the Fulbright Program in Poland (1999); – Honorary Badge “For Merits to the Kraków Voivodeship” (1998); – Golden Statuette of the Business Centre Club (1998); – Pro Musica Viva Award for her significant contribution and achievements in Polish and international musical life (1997).

Czesław Czapliński – “ELŻBIETA PENDERECKA – The Heritage of Culture” – New York magazine “KARIERA”, July 1993:
— I keep meeting you and your husband in the most diverse places — in New York, Tel Aviv, Kraków, and Warsaw, –I say to Elżbieta Penderecka, honorary chairwoman of the management agency HERITAGE, wife of the world-renowned composer and conductor Krzysztof Penderecki.
— What is the role of the wife of a famous artist? –The role of a wife at the side of an artist is always the same — only not all women fulfill it in the same way. I think it’s impossible to combine two careers, especially in a marriage between artists; it would be extremely difficult. I wasn’t connected with music, although I grew up in a musical environment and have always loved music deeply. I studied physics at the Jagiellonian University. It seems to me that it would have been impossible to combine my husband’s career with my own scientific one. Therefore, unfortunately, one has to compromise — one must know how to give something up. Usually, it is the woman who gives up her career.
— Though there are cases where it’s the other way around. –That’s rather rare. In our case, it was clear that for the sake of our family’s future and our marriage, my husband’s career was more important than mine. I am glad things turned out that way and that I could help him in it. I must say that I have never felt diminished — though at times I regretted not having the time to pursue what once interested me.
— And what was that? –If I could start my life all over again, I think I would be more closely connected with the artistic world, because I’ve always been fascinated by theater, opera, and everything that happens on stage.

— In what sense — as an actress? –I don’t know. It’s hard to say. I probably didn’t have any talent for acting, but I think I would have been connected with that world somehow. Maybe what I have been doing is an unfulfilled dream — or perhaps a continuation of it — expressed through my work alongside my husband.
I speak with Elżbieta Penderecka in a remarkably simple yet elegant office. The walls are lined with numerous diplomas awarded to Krzysztof Penderecki. We are at the HERITAGE management agency, located on Marszałkowska Street in Warsaw.
— You are the honorary chairwoman of the HERITAGE agency. How did it come into being, and what is its mission? –After the political changes in Poland, when new structures and conditions emerged, we decided to establish the first private management company devoted to the promotion of music and art in the broadest sense of the word. For now, our work focuses mainly on music, since we have been operating only for a short time. But I believe we have already managed to gain a foothold in the market. We’re doing many interesting things and have numerous projects underway.
— You don’t run it alone, do you? –The idea came about with Mr. Pietkiewicz, who manages the agency. I don’t have the time to oversee it full-time — I’m involved only occasionally. We’ve known each other for many years, since the time he ran an agency at Polish Radio and Television. He’s a close friend, and during a private conversation he once suggested starting a joint agency — and that’s how it all began. Our goal is to eventually build something comparable to Columbia Artists in the United States.
— You’re setting your sights high. –In art, one must aim high. One of our objectives is also to bring Poland back onto the cultural map of Europe — a continent alive with artistic events. Unfortunately, we are not doing well in this regard, as the country is in a difficult economic situation. To host major artistic events in Poland, we need to find private sponsors and attract artists who are willing to come here. Well-known performers are eager to visit Prague or Budapest — but not Warsaw or Kraków.
— Is it only a matter of fees? –I don’t know. What we need to do is create a positive image of Poland. Unfortunately, we haven’t made the most of our political opportunity, and now we must work hard to make Poland a truly significant European country. At the moment, we have little to offer in industry — so at the very least, we should have something to show in the field of culture.

— What is the main idea behind your agency? –The purpose of our agency is not to represent Poland abroad; on the contrary, we focus on representing European ensembles internationally. For example, an orchestra from Hamburg went on tour in Italy with my husband, and similarly, an Israeli orchestra will soon embark on a major tour organized by us. At the same time, we want to attract great artists to Poland and launch a series of master recitals. I don’t want to reveal just yet who we will start with, but I think it will be a very prominent name. Our plan is to hold, say, four recitals per year — but at the highest level, featuring artists of the utmost renown.
— All the plans you mention require enormous funding, but above all, connections. Do the relationships you’ve built while traveling with your husband help in this? –Naturally. For 27 years, I have accompanied my husband on all his travels, and I have been very fortunate to meet many remarkable artists. Social contact with a great artist is always extremely helpful when organizing anything. We are friends with Sławomir Rostropowicz, who will come to Poland as one of the greatest artists — certainly the most prominent living cellist in the world today. There are younger artists who are equally wonderful, such as Yo-Yo Ma, with whom we are also very close. But Sławomir is coming to Poland for the first time in many years.
— When will this take place? –On the occasion of my husband’s 60th birthday. Exactly on his birthday — November 28, 1993 — a gala concert will be held in Warsaw. It is very important to us that Warsaw and Kraków, with which I am deeply connected, are once again on Europe’s cultural map. Artists will not come to Poland on their own. We have an excellent orchestra in the National Philharmonic, the Kraków Philharmonic, and some smaller ensembles, as well as a few outstanding singers who have had international careers but perform mostly outside Poland. That’s everything we currently have to offer.
— When you speak of “European fees,” what do you mean? –It depends on the soloist.
— I mean the very top artists. –Singers today take around 20,000 Deutsche Marks per performance. Great artists charge a minimum of $50,000 for a recital. You know how much Pavarotti or Domingo earn in the United States.
— How can such sums be raised in Poland? — There are people in Poland who are interested in the arts and will be able to help. I believe that with private sponsors, we will be able to bring world-renowned artists to Poland. Art is, in many cases, commercial, but I think this cannot be approached that way here. We want to create something, and if we succeed and also make some money in the process, we can later invest it in establishing a foundation. That was our plan, and I think we will continue in that direction.
— You could have easily stayed in the West. I remember a conversation in New York in the mid-1980s with your husband, who said that as long as he could travel freely, he would return to Poland. –Very few people returned to the country, and everyone thought we would stay abroad as well. In my opinion, an artist is a citizen of the world, but it is very important to know one’s roots — my husband once said. And now, with the country open, we said we must do something here.
— Elżbieta Penderecka mentioned that, in a friendly conversation, you suggested establishing a management agency. –I turned to Janusz Pietkiewicz, President and Executive Director of HERITAGE. When was that?— Almost three years ago. I had been head of the music management department at Polish Radio and Television for 17 years, organizing trips abroad for Polish musicians and producing recordings. I had collaborated with Krzysztof Penderecki for over 20 years. We knew each other very well. I was fascinated by his work and his activities, which, beyond music, also helped preserve a cultural heritage that remains so scarce in Poland.
— Is that why the agency is called HERITAGE? –Among other reasons, that was the inspiration. We wanted the name to allude to something meaningful when creating the company. The restoration of historical manors or parks in Poland is extremely rare within the cultural sphere. The fact that a composer like Krzysztof Penderecki helps his fellow composers — not only from Poland, even competitors — and promotes their work through the Lusławice Festival, fascinated me. I thought that his wife, who participates in artistic travels and knows people in the cultural world, could be very helpful in the business side of things.
I have always tried to operate beyond the borders of a single country — for example, ensuring that a Polish choir could perform in a stage production abroad, say, at La Scala. It was clear that after the collapse of state sponsorship, there would be a fundamental change in international contacts. We would have to compete under normal conditions, without money conveniently provided from above. Being suddenly placed in a competitive environment, with limited resources, while having to meet the artistic standards of established foreign cultural markets, is extremely difficult. With this in mind, which had been on my mind for several years, I knew we needed to seek help abroad in the form of honorary patrons and foreign collaborators.
— Who are your partners abroad? –Because of my interest in Southern European culture, I was able to secure partners from Italy, Spain, France, and Switzerland, while the Pendereckis brought connections from Germany, England, and the United States. In this way, we approached a circle of honorary sponsors, who, in organizational terms, do not directly participate in the venture, but provided us with our first contacts and gave their blessing to our pioneering work.
— Is this necessary? –Yes, because dealing with culture — let’s be honest, a very elite sector — requires it. To appear at La Scala, the Metropolitan Opera, or at any of the top festivals, one needs both elite proposals and established contacts in this world.
In Poland’s economic situation, to enter the most prestigious cultural circles — where presence signifies the identity of a nation and its culture — it was necessary to turn to honorary patrons and sponsors who would support such an initiative.
— Private promotional activity is most common in the West. –Yes. All major events in, say, the Netherlands or Germany are organized — even invented — by private management agencies that also make use of state and municipal funding. This did not exist in Poland until now. Only such organizations can participate in co-productions with other festivals outside the ministerial level. In Poland, there was a hierarchical structure, dependent on the government and ministers, with no initiative from the bottom up.
— From what I understand, most of your activity is in the West. –Four-fifths of our work is in the West, and not only for Polish ensembles and artists. We simply run a European management agency with an office in Warsaw. We have already organized concerts for the Hamburg orchestra at a festival in Rimini, where we also co-hosted presentations for several music schools and a Chopin seminar with the winners of the Chopin Competition. We organized a chamber concert showcasing Krzysztof Penderecki as a chamber musician. Later, we hosted the Hamburg orchestra for two concerts, and then a Polish orchestra. We also brought a musical-opera production from Hamburg to Genoa. This is management — this is how we earn our living. If we see an important cultural event, say, in Hamburg, we try to bring it to Italy, Spain, or Japan. Of course, we also think about Polish ensembles. The orchestra from Katowice went on a five-week tour organized by us to Japan, England, Korea, and Taiwan, and is now heading for a month-long Swiss-Spanish tour. Our company is not an agency in the traditional sense — it is a typical management office.
— Do you aim to produce your own programs? –Yes, we want to create a project, find sponsors to produce it, and then organize a world tour. We are currently discussing a co-production of a new, it’s hard to say whether ballet or opera, “Alice in Wonderland.” If we can find co-production partners, we will promote it in several European countries. This is typical promotional-management work.
Until now, management in Poland had a somewhat different meaning — state agencies that simply took advantage of struggling artists.
— Who do you represent? –No one exclusively. We don’t have artists under contract; we work with artists who collaborate with us regularly, and we look for the best opportunities for them. We collaborate with many Western ensembles and soloists. English and German managers did the same for Polish musicians — sending them to Australia or Japan on low fees, pocketing the rest. Why shouldn’t we do the same for Spaniards?
— Elżbieta Penderecka mentioned that music is only one part of your work. Do you have a broader plan for promoting art? –Yes, but we haven’t started yet — it’s still too early. Music, due to our contacts, was naturally the first step. Later, we will consider publishing and visual arts.
— Do you face strong competition in Europe? — There are very few companies like ours. Take England — English partners bring events to England and live off them; Germans bring them to Germany, and so on. We came up with something new and are starting to work in several countries. That is our advantage and, at the same time, the surprise of many when we appear from Poland and want to send a top performance from Hamburg, for example, to Spain or Japan. For many, it is shocking.
— Do you have to convince them? — After years of contacts, they know us and trust us, but you always have to remember: if you commit to something, you cannot make a mistake. If you propose someone to La Scala who does not meet the standard, you lose trust. That’s why, if someone falls ill, we prefer to cancel a concert rather than offer a replacement that is inferior. That is our principle. It’s a difficult matter, especially because we don’t have exclusivity — any artist can get offended and go elsewhere. We try to keep them engaged with new proposals, prestige, and the high standard of what we organize.
Evidence of our professionalism is the companies that collaborate with us: operas in Monte Carlo and Leipzig; orchestras from London, Milan, Leipzig, Hamburg, Barcelona, Palermo, and Israel. These are ensembles we send outside their home base for concerts.
— Few people realize what it means to send a medium-sized orchestra, for example, to Japan. — You have to consider that if 100 people travel with several tons of equipment, the cost of flights alone is enormous. Over $2,000 per ticket times 100 people — that’s already over $200,000 — plus transportation of equipment, hotels, local transport, and musicians’ daily fees set by unions. One evening can cost over $100,000. And for a month-long tour with twenty-some concerts, the costs reach millions of dollars.
— You have to constantly monitor cultural events worldwide? — I have to follow emerging projects and consider where we can offer something. We watch festivals — for example, last year there was a Chopin concert in Italy; this year we co-organize the Rubinstein Competition, marking the tenth anniversary of his death. An orchestra from Israel will come, there will be a seminar, recording companies will provide materials. Young musicians will come to hear interpretations of pieces Rubinstein loved most. There will also be films, memorabilia, books, and photos about Rubinstein. We don’t pay for that; the Rimini festival does, but we provide the comprehensive program.
In Palermo, we also conceived Szymanowski’s “King Roger.” Krzysztof Zanussi directed; the Warsaw choir and the Poznań boys’ choir performed; Ewa Starowieyska created the sets and costumes based on historical designs by Renato Guttuso. “King Roger” in Palermo was performed eight times to sold-out audiences. A television film was made.
— How many people work in your company? –Eight. It’s quite a small team for what we do. We plan to grow.
— Interview by Czesław Czapliński