“…Ja w ogóle nigdy nie czytałem po wydaniu swojej książki i nigdy nie widziałem na ekranie kinowym swojego filmu. Ktoś może na to powiedzieć: „No dobrze, ale ja pana widziałem na jakiejś premierze”. Tak, przychodziłem na premiery, grzecznie się kłaniałem i jak tylko gasło światło, uciekałem. To wynika z pewnych moich cech charakteru, z wychowania wileńskiego, w którym asceza, powściągliwość i rodzaj honoru były obowiązujące. Toteż za bardzo nie wiem, czy tom z okładką zapowiadającą moją książkę to naprawdę moja książka…” – Tadeusz Konwicki.
Tadeusz Konwicki (ur. 22 czerwca 1926 w Nowej Wilejce – zm. 7 stycznia 2015 w Warszawie, został pochowany na Powązkach Wojskowych) – prozaik, scenarzysta, reżyser.
Pozostawił bogatą spuściznę literacką (m.in. „Sennik współczesny”, „Kompleks polski”, „Mała apokalipsa” i filmową – był reżyserem (m.in. „Ostatni dzień lata”, „Salto”, „Dolina Issy” i „Lawa” i scenarzystą (m.in. „Matka Joanna od Aniołów” i „Faraon”).
W latach 1944–1945 był żołnierzem podziemia niepodległościowego, jako członek VIII Oszmiańskiej Brygady Armii Krajowej brał udział w akcji „Burza”, później walczył w partyzantce antyradzieckiej w lasach podwileńskich.
Debiutował w 1946 jako reportażysta i rysownik w „Dzienniku Polskim”. Publikował też w innych pismach, m.in. w „Nurcie”, „Po prostu”, „Świat Młodych”. W latach 50-tych Konwicki starał się budować nową atmosferę życia literackiego, co widać między w jego działalności w „Nowej Kulturze”.
W 1953 został przyjęty do PZPR, z którego został usunięty za współudział w liście protestacyjnym do władz w związku z usunięciem z PZPR profesora Leszka Kołakowskiego.
Kiedy po otrzymaniu w połowie lat 80-tych, obywatelstwa amerykańskiego mogłem przylatywać do Polski, jedną z pierwszych osób jaką chciałem odwiedzić i fotografować, był legendarny Tadeusz Konwicki. Telefon i adres otrzymałem od Gustawa Holoubka, który powiedział Konwickiemu, że będę do niego dzwonił. W porze obiadowej Konwickiego można było spotkać w kawiarni mieszczącej się w podziemiach wydawnictwa „Czytelnik” (ul. Wiejska). Do jego bliskich przyjaciół należeli m.in.: Leopold Tyrmand, Stanisław Dygat, Gustaw Holoubek, Andrzej Łapicki, Janusz Morgenstern.
W Nowym Jorku znałem i fotografowałem Leopolda Tyrmanda. Konwicki mieszkał od 1956 aż do śmierci przy ul. Wojciecha Górskiego 1 w Warszawie, na tyłach Nowego Światu. Po umówieniu się przez telefon z Konwickim, zadzwoniłem do drzwi. W mieszkaniu panował półmrok, nie chciałem używać lampy błyskowej. Zastanawiałem się co zrobić? Kiedy Konwicki wyszedł do kuchni, aby zrobić herbatę, podszedłem do zasłon i lekko je rozchyliłem, zobaczyłem balkon i widok na Pałac Kultury i Nauki.
Kiedy Konwicki wrócił, zapytałem go – czy moglibyśmy wyjść na balkon? – kiwnął głową i tam właśnie zrobiłem wszystkie zdjęcia 14 września 1987 r.
Kiedy wróciliśmy do domu, wyciągnąłem z torby niewielki, jak na tamte czasy, to miniaturowym magnetofonem SONY z dobrym mikrofonem, więc nagranie mam takie, że słuchając ich dziś po ponad 30 latach, staje mi przed oczyma Konwicki jak żywy.
–Czesław Czapliński: Co pan aktualnie robi?
–Tadeusz Konwicki: W tej chwili staram się nakręcić „Dziady” Mickiewicza. To bardzo dziwne. Chodzi mi o to, że przekonałem się w trakcie różnych podróży, spotkań, seminariów prowadzonych za granicą. Polska nie bardzo jest rozumiana, polska mentalność, różne wątki naszej sztuki, tajemnice polskości. Od pewnego czasu, zacząłem czytać „Dziady” i zrozumiałem rzecz na wskroś współczesna. A jako klucz do polskości, wykonania studium polskości są doskonałe. Dziś może być to trudne do zrobienia, nie wiem, czy mi pozwolą czy dadzą na to pieniądze, ale jeśli to byłoby możliwe, to chce to zrobić w najbliższym czasie zrobił ten film.
–Czy byłby to film fabularny?
–Tak film fabularny na podstawie wszystkich części „Dziadów”, napiszę do niego scenariusz i chce być reżyserem. Właściwie scenariusz już jest skończony. W ciągu miesiąca okaże się, że zaakceptują i czy będę robił.
–A czy coś się ukaże książkowego?
–Tak późną jesienią ukaże się moja powieść „Bohiń” (1987), to nazwa miejscowości, takiego folwarczku. Dzieje się w drugiej połowie XIX w. Zadałem sobie przyjemność podróży w czasie, jakby do źródeł swoich korzeni. Napisałem powieść, która jest romansem mojej babki, której nigdy nie widziałem prawie nic o niej nie wiem. Rzecz się dzieje w Polsce po powstaniu styczniowym, melodramat osadzony nad Wilią, w magicznym krajobrazie dawnej Litwy.
–Znając pona twórczość, to na pewno jest tam coś z dzisiejszej rzeczywistości?
–Oczywiście, są tam analogie do współczesności, bardziej w swetrze psychologicznej, egzystencjalnych, a nie doraźnych politycznych podobieństw.
–A dalsze plany?
–Powiem panu, że jestem pusty. Przychodzi taki czas, że po wykończeniu pewnych rzeczy, będę się zbierał do nowej rzeczy, ale to jeszcze daleki zamysł. Chciałbym napisać powieść dziejącą się w czasie okupacji i przygoda miłosna, która jest do tego stopnia intensywna, że bohater nie dostrzega okupacji, wojny. Albo ją dostrzec w zupełnie innych wymiarach, niż przyzwyczailiśmy się z literatury opisującej wojnę.
–Czy coś takiego jest w literaturze polskiej?
–Chyba nie ma. To by było po pół wieku nowe zobaczenie proporcji między tragizmem a tą siłą ludzkich uczuć.
–Coś takiego jak teraz przylatuję z Nowego Jorku, tutaj nie ma wielu rzeczy, ale dzieci się rodzą, ludzie kochają, młodzi idą do parku…
–Mówi pan bardzo dobrze, o tym się zapomina. Dla mnie okupacja była czasem mojej młodości. Czyli najładniejszego okresu w życiu. Była okupacja w Europie, działo się wszystko co wiemy, ale chodziłem na randki, kochałem się, były wieczorki taneczne. Graliśmy w piłkę nożną. Prawa biologii, są niezniszczalne przez żadne okoliczności zewnętrze.
–W „Małej apokalipsie” przepowiedział pan wiele lat do przodu całą sytuację?
–Tak. Ale chce panu powiedzieć, że powoli od tego odchodzę. Miałem pewne rzeczy do powiedzenia, które wynikały z doświadczeń, które się nagromadziły. A których nie można było ujawnić, powiedzieć, ponieważ była cenzura, stająca w poprzek moich i moich kolegów literatów zamiarów. To wyrzuciłem z siebie i nagle zrozumiałem, że nie trzeba na siłę tego kontynuować. Nie trzeba stać się bardem jednego wątku. Wiek ma na to wpływ. Zaczęły mi się przypominać inne rzeczy, które może są nawet bardziej właściwe dla mojej dyspozycji literackiej.
–Czy teraz pana książki wychodzą już oficjalnie, jak to się mówi, czy w drugim obiegu?
–Ostatnia jaka wyszła, to jest pierwsza, jaka wyszła w oficjalnym obiegu, nazywa się „Nowy Świat i okolice”, jest to jakby trzecia część z cyklu co zacząłem „Kalendarium pod klepsydrą” kontynuowałem „Wschodami i zachodami księżyca”, które w tej chwili wychodzą w Nowym Jorku.
–Po angielsku?
–Tak. W wydawnictwie St. Jerome. Co zamyka mój cykl eseistyki autobiograficznej, gdzie sam siebie czynię bohaterem książki.
–Przez lata wyprzedzał pan tym co pisze sytuację tego co się potem działo?
–Tak, ale wydaje mi się, że jest błędem artystów, którzy po jakimś sukcesie uchwycą formy czy tematu i za długo go ciągną. Jestem człowiekiem niecierpliwym, pewne rzeczy powiedziałem i w tej chwili ciągnie mnie do innych wątków literackich. Co nie znaczy, że w innych okolicznościach nie wrócę do tego co jest gorące. Mam też taki temperament człowieka bardzo żyjącego współczesnością. Te moje wycieczki w historię jak np. w „Kompleksie polskim”, gdzie wróciłem do powstania styczniowego. Tak teraz zdecydowałem się na tą powieść o babce, dlatego że jest bardzo osobiste intymne i związane ze mną i z moją pamięcią czasu na Wileńszczyźnie, który niewiele się różni od czasów po powstaniowych. Pisałem o babce, jakby o swojej młodości i sprawach, które sam widziałem i przeżyłem.
–Co teraz jest tutaj takiego gorącego, do czego pan ewentualnie wróci?
–Z tego co powiedziałem wynika, że nic nie widzę takiego gorącego. To, że odchodzę trochę w bok, to widzę, że nie odczuwam potrzeby swojej interwencji literackiej w tym co się dzieje. Tu odbył się rodzaj powstania bezkrwawego, naród stanął na nogi i skończyło się jak pan wie gwałtem na społeczeństwie. W tej chwili jest atmosfera pewnej apatii, która nie jest z korzyścią dla nikogo. Dla reżimu apatia też nie jest korzystna mimo pozornego jakby sukcesu, że władza spacyfikowała społeczeństwo. To społeczeństwo nie jest w tym stanie normalnie funkcjonować. Ta moja powieść dziewietnastowieczna, jest wyrazem mojej osobistej melancholii. Nie uważam z drugiej strony, że nasza sytuacja jest beznadziejna, nie widzę czarno naszej przyszłości. Świat się stał strasznie mały, to pozwala nam widzieć świat w nieustannym ruchu i stale jest jakaś nadzieja.
A sytuacja wewnętrzna u nas, jest tak bardzo skomplikowana, że trudno stwierdzić która z sił jest pozytywna, a która negatywna. Ale pozytywne jest w tym to, że społeczeństwo jest rozbudzone. Jest w stanie duchowej aktywności, jak byśmy mogli patetycznie powiedzieć.
–Jak w tej sytuacji pisarze, PEN Clubu nie ma, wszystko spacyfikowane?
–Zna pan Amerykę i widzi, że pisarze nie są w jednym związku i literatura amerykańska ma się dobrze. Nie uważam, że nie ma związku literatów za klęskę. Niektórzy lubią się spotykać dyskutować inni nie. Oczywiście, że byłoby lepiej, aby były możliwości stowarzyszania się jak ktoś chce. Ale jeśli chodzi o przyszłość literatury, to nie jest najważniejsze.
–Kogo by pan wymienił z nowych talentów w Polsce?
–Przypuszczam, że są, ale ja jestem w takim okresie życia, że mało czytam pism i trudno mi powiedzieć. W takim chaosie wielu jest niedostrzeganych.
Ale tam, gdzie jest rynek i coś się sprzedaje, uwzględnia się prawa rynku. Ale obok tego jest pewna siła autentyczna. Rozmawialiśmy o Bogdanie Dziworskim (1941) jako autentycznym talencie. Publiczność chce pewnego rodzaju literatury, która będzie dostrzegała ich problemy. Niektórzy przestają tworzyć, jest zniechęcenie, rodzaj protestu psychicznego społeczeństwa. Ale 30-milionowe społeczeństwo musi żyć, a jedną z funkcji tego życia jest sztuka, która jest rodzajem duszy, sumienia. Ale bez warunku wolności, jakie musi poczuć społeczeństwo, nic się diametralnie nie zmieni w Polsce.
Co ciekawe w Nowym Jorku, u Elżbiety Czyżewskiej spotkałem córkę Tadeusza – Marię Konwicką, którą w ub. roku fotografowałem w Warszawie i otrzymałem jej książkę „Maria Konwicka byli sobie raz” czyli rzucone ziarno kiełkuje…
PORTRAIT with HISTORY Tadeusz Konwicki (1926-2015)
"... I never read at all after publishing my book and never saw my movie on the cinema screen. Someone may say: "All right, but I saw you at some premiere." Yes, I came to the premieres, bowed politely and ran away as soon as the light went out. It results from some of my character traits, from Vilnius education, in which asceticism, restraint and a kind of honor were binding. Therefore, I don't really know if the volume with the cover announcing my book is really my book ... "- Tadeusz Konwicki. Tadeusz Konwicki (born on June 22, 1926 in Nowa Wilejka - died on January 7, 2015 in Warsaw, was buried at Powązki Wojskowe) - prose writer, screenwriter, director. He left a rich literary legacy (including "Modern Sennik", "Polish Complex", "Little Apocalypse" and film) - he was a director (including "Last Day of Summer", "Salto", "Issa Valley" and "Lawa "And screenwriter (including" Mother Joan of the Angels "and" Pharaoh "). In the years 1944–1945 he was a soldier of the independence underground, as a member of the 8th Amyan Brigade of the Home Army, he took part in the "Storm" action, later he fought in the anti-Soviet partisan in the Vilnius forests. He made his debut in 1946 as a reporter and illustrator in Dziennik Polski. He also published in other magazines, including in "Nurt", "Simply", "Youth World". In the 1950s, Konwicki tried to build a new atmosphere of literary life, which can be seen in his activities in Nowa Kultura.
In 1953 he was admitted to the PZPR, from which he was removed for complicity in a protest letter to the authorities in connection with the removal of Professor Leszek Kołakowski from the PZPR. When, after receiving American citizenship in the mid-1980s, I could come to Poland, one of the first people I wanted to visit and photograph was the legendary Tadeusz Konwicki. I received the phone and address from Gustaw Holoubek, who told Konwicki that I would call him. At Konwicki's lunchtime, you could meet in a cafe located in the basement of the Czytelnik publishing house (Wiejska St.). His close friends included, among others: Leopold Tyrmand, Stanisław Dygat, Gustaw Holoubek, Andrzej Łapicki, Janusz Morgenstern. In New York I knew and photographed Leopold Tyrmand. Konwicki lived from 1956 until his death at ul. Wojciecha Górskiego 1 in Warsaw, at the back of Nowy Świat. After arranging a phone call with Konwicki, I rang the door. The apartment was dim, I didn't want to use the flash. I was wondering what to do? When Konwicki went out to the kitchen to make tea, I went to the curtains and opened them slightly, I saw a balcony and a view of the Palace of Culture and Science. When Konwicki returned, I asked him - could we go to the balcony? - He nodded and that's where I took all the photos on September 14, 1987. When we returned home, I took out a small, for those times, a mini SONY cassette recorder with a good microphone, so the recording I have is that listening to them today after over 30 years, Konwicki looks alive to me. –Czesław Czapliński: What are you currently doing?
–Tadeusz Konwicki: At the moment I am trying to shoot Mickiewicz's Dziady. It's very strange. My point is that I became convinced during various journeys, meetings and seminars conducted abroad. Poland is not very well understood, Polish mentality, various threads of our art, secrets of Polishness. For some time, I started reading "Dziady" and understood a thoroughly modern thing. And as a key to Polishness, the performance of Polishness studies is excellent. Today it can be difficult to do, I do not know if they will let me or give me money, but if it was possible, I want to do it soon, he made this film.
- Would it be a feature film?
- Such a feature film based on all parts of "Dziady", I will write a script for it and want to be a director. Actually, the script is over. Within a month it will turn out that they will accept and whether I will do.
- Will something appear in a book?
–This novel, Bohin (1987), will be published in late autumn, is the name of a place, such a grange. It happens in the second half of the 19th century. I gave myself the pleasure of traveling through time, as if to the sources of my roots. I wrote a novel that is the affair of my grandmother, which I have never seen, I know almost nothing about her. Things are happening in Poland after the January Uprising, a melodrama set on Wilia, in the magical landscape of old Lithuania.
-Knowing creativity, is there definitely something of today's reality?
- Of course, there are analogies to the present, more in a psychological sweater, existential rather than short-term political similarities.
–And further plans? - I'll tell you I'm empty. There comes a time that after finishing certain things, I will gather for a new thing, but it is still a distant idea. I would like to write a novel that happened during the occupation and a love adventure, which is so intense that the hero does not see the occupation, the war. Or see it in completely different dimensions than we got used to from the literature describing the war. - Is there such a thing in Polish literature? - I don't think so. It would be after half a century to see a new balance between tragedy and this strength of human feelings. - Something like now I come from New York, there are not many things here, but children are born, people love, young people go to the park ... - You speak very well, you forget it. For me, occupation was a time of my youth. That is the prettiest period in my life. There was occupation in Europe, everything we know happened, but I went on dates, I made love, there were dance evenings. We played football. The laws of biology are indestructible by any external circumstances. - In the Little Apocalypse, did you foretell the whole situation many years ahead? May-Tak. But I want to tell you, I'm slowly moving away from it. I had some things to say that resulted from experiences that had accumulated. And which could not be disclosed, say, because there was censorship, standing across my and my fellow literary intentions. I spat it out and suddenly realized that you do not need to force it on. You don't have to become a bard of one thread. Age influences this. I began to think of other things that might be even more appropriate for my literary disposition. - Are your books now officially published, as the saying goes, or in the second circulation?
- The last one that came out, this is the first one that came out in official circulation, it is called "New World and around", it is like the third part in the series that I started "Timer under the hourglass" I continued with "Sunrise and sunset of the moon" which at the moment they leave in New York.
-In English?
-Yes. In the publishing house Jerome. Which closes my cycle of autobiographical essay writing, where I make myself the hero of the book. - Over the years, have you overtaken what is writing the situation of what happened next? - Yes, but it seems to me that it is a mistake of artists who, after some success, will grasp the form or theme and pull it too long. I am impatient, I have said some things and at the moment I am drawn to other literary themes. Which does not mean that in other circumstances I will not go back to what is hot. I also have such a temperament of a man who lives very much in modern times. My trips into history, such as the "Polish Complex", where I returned to the January Uprising. So now I decided on this novel about my grandmother, because it is very personal intimate and related to me and my memory of the time in the Vilnius region, which is not much different from post-uprising times. I wrote about my grandmother, as if about my youth and matters that I saw and experienced myself. -What's hot here now, what will you possibly return to? - From what I said, I don't see anything hot. The fact that I go a little aside, I see that I do not feel the need for my literary intervention in what is happening. There was a kind of bloodless uprising, the nation got back on its feet and ended, as you know, very much in society. There is an atmosphere of apathy at the moment that is not for the benefit of anyone. For the regime, apathy is also not beneficial, despite the apparent success that power pacified society. This society is not able to function normally. This nineteenth-century novel of mine is an expression of my personal melancholy. On the other hand, I don't think our situation is hopeless, I can't see our future in black. The world has become terribly small, it allows us to see the world in constant motion and there is always some hope.
And the internal situation with us is so complicated that it is difficult to say which force is positive and which is negative. But the positive is that society is awake. He is in a state of spiritual activity, as if we could pathetically say.
- Like in this situation, there is no writers, PEN Club, everything pacified?
- You know America and see that writers are not in one relationship and American literature is doing well. I don't think there is a writers' relationship for defeat. Some like to meet, discuss others not. Of course, it would be better to be able to associate as anyone wants. But when it comes to the future of literature, this is not the most important thing.
- Who would you exchange with new talents in Poland?
- I suppose they are, but I am in such a period of my life that I don't read much magazine and it's hard for me to say. In such chaos many are unnoticed.
But where the market is and something is sold, market laws are taken into account. But next to that is some authentic strength. We talked about Bogdan Dziworski (1941) as an authentic talent. The audience wants some kind of literature that will recognize their problems. Some stop creating, there is discouragement, a kind of mental protest of society. But a society of 30 million must live, and one of the functions of this life is art, which is a kind of soul, conscience. But without the condition of freedom that society must feel, nothing will change radically in Poland.
Interestingly, in New York, I met Elżbieta Czyżewska's daughter Tadeusz - Maria Konwicka, whom I photographed in Warsaw last year and I received her book "Maria Konwicka were once yourself" that is, the thrown seed germinates ...
Comments