“,,,Filmy w dzisiejszym świecie mają coraz mniejsze znaczenie. Gdy zaczynałam swoją przygodę, a więc w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kino faktycznie było „najważniejszą ze sztuk”, było innowacyjne i – pomimo istnienia cenzury politycznej i ekonomicznej – emanowało wolnością. Dziś jest już inaczej, kino prawie nikogo nie obchodzi, krytycy i selekcjonerzy festiwali, za sprawą swoich wyborów, doprowadzili do zerwania więzi pomiędzy filmami a widzem. Tak zwane „kino środka”, a więc dobrze skonstruowane historie, zrealizowanie przez wyrazistych artystów, ale jednocześnie przystępne i atrakcyjne w odbiorze, dziś już praktycznie nie istnieje. Teraz takie wartości dużo łatwiej można znaleźć w serialach…” – Agnieszka Holland, 2019.
Agnieszka Holland należy do ścisłej czołówki reżyserów na świecie, bez wątpienia jest również jedną z najbardziej znanych Polek.
Urodziła się w 1948 roku w Warszawie. Ukończyła Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. W latach 1966-1971 mieszkała w Pradze, gdzie ukończyła Wydział Reżyserii Filmu Fabularnego (FAMU).
Po powrocie do Polski została asystentem Krzysztofa Zanussiego przy filmie „Iluminacja”. W latach siedemdziesiątych pracowała w Zespole Filmowym „X” kierowanym przez Andrzeja Wajdę.
Zadebiutowała w 1975 roku nowelą „Dziewczyna i Akwarius”, a jej pierwszym filmem fabularnym był „Aktorzy prowincjonalni” zrealizowany w 1978 roku. Od tego czasu wyreżyserowała kilkanaście filmów m.in.: „Gorączka”, „Kobieta samotna”, „Gorzkie żniwa”, „Zabić księdza”, „Europa, Europa”, „Olivier, Olivier”, „Tajemniczy ogród”, „Całkowite zaćmienie”, „Julia wraca do domu”, „W ciemności”, „Pokot”, „Obywatel Jones”.
Jako scenarzystka pracowała m.in. przy filmach Wajdy „Bez znieczulenia”, „Danton”, „Miłość w Niemczech”, „Korczak” oraz z Jurkiem Bogajewiczem przy scenariuszu do filmu „Anna”.
Występowała również jako aktorka w filmach „Blizna”, „Zdjęcia próbne”, „Przesłuchanie”, „Ekipa”, „Boisko bezdomnych”.
Wyreżyserowała wiele sztuk teatralnych - „Emigranci”, „Dusia”, „Ryba”. Przetłumaczyła z języka czeskiego na polski „Nieznośną lekkość bytu” Kundery.
Jest laureatką wielu prestiżowych nagród na festiwalach filmowych w Cannes, Gdańsku, Berlinie. Zdobyła Złotego Globusa i była dwukrotnie nominowana do Oscara, Złote Lwy.
Od 1981 roku mieszka i pracuje w Paryżu, jest mężatką, ma córkę, która jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Brukseli. Od 2014 r. jest przewodniczącą zarządu Europejskiej Akademii Filmowej w Berlinie.
Agnieszkę Holland spotkałem i fotografowałem w Warszawie 22 września 1995 r., kiedy przyjechała na promocję filmu i książki pt. „Reżyseria: Agnieszka Holland” napisanej przez Stanisława Zawiślińskiego. Z jej wypowiedzi udzielonych autorowi lub cytowanych w książce, wyłania się jej autentyczny portret, kobiety nietuzinkowej, od samego początku wiedzącej czego chce, której światowa kariera nie zepsuła.
Swoje lata szkolne wspomina: „Nie byłam więc nadzwyczajną licealistką. Ale z pewnością wśród rówieśników wyróżniałam się tym, że bardzo wcześnie zorientowałam się w jakim kierunku idą moje zainteresowania, i na nich potrafiłam się koncentrować.
Poprzez rysowanie zaspokajałam naturalną potrzebę ekspresji. W pewnym okresie marzyłam nawet, że zostanę malarką. Na szczęście w porę zrozumiałam, że nie jestem aż tak uzdolniona plastycznie, by myśleć o profesjonalnym działaniu w tej dziedzinie. Malarstwo z całą pewnością nie wystarczyłoby mi do samorealizacji”.
Po zdaniu matury, zdecydowała się na studia za granicą, co w tamtym czasie nie było częste i na pewno dla młodej dziewczyny i jej rodziców nie było łatwą decyzją: „Pojechałam do Pragi, ponieważ do łódzkiej szkoły filmowej nie przyjmowano wówczas osób nie posiadających dyplomu ukończenia wyższej uczelni. A ja nie miałam najmniejszej ochoty zaliczać jakichś nie interesujących mnie studiów tylko po to, by dopiero później móc uczyć się tego, czego pragnę. Chciałam jak najprędzej stanąć za kamerą. Dowiedziałam się, że do praskiej FAMU przyjmuje się kandydatów po maturze. I to zdecydowało.”
Podczas Praskiej Wiosny 1968 roku zamieszana została w tzw. „sprawę taterników”, organizujących trasę kurierskią Paryż-Praga-Tatry. „Zaczęła mnie odwiedzać policja, byłam przesłuchiwana. Przeczuwałam, że mogą mnie wsadzić do więzienia i przyznam, że odetchnęłam, gdy tak się stało. Muszę zresztą przyznać, że mój śledczy zachowywał się przyzwoicie. Spędziłam w więzieniu 6 tygodni. Potem był proces i wypuszczono mnie. Po tym doświadczeniu - siłą rzeczy - nieco bardziej interesowałam się polityką. Ale to ona najpierw zainteresowała się mną. Z perspektywy czasu pobyt w praskim więzieniu i proces uważam za pożyteczną lekcję życia.”
Po ukończeniu studiów reżyserskich w Pradze, powróciła do Polski z mężem Słowakiem: „Początkowo chciałam pracować w zespole filmowym kierowanym przez Tadeusza Konwickiego, ale akurat ten zespół rozwiązano, więc pomyślałam, że może by tak odważyć się i pójść do zespołu „X” Andrzeja Wajdy. Zadzwoniłam do Konwickiego, aby się poradzić. On mi powiedział:
–Wajda jak na polskiego reżysera jest dość wielkoduszny”. Wybrałam się więc do hali na Chełmskiej, na plan „Wesela” i tam spotkałam Wajdę. Wydał mi się uosobieniem ducha polskiego reżysera - playboya: cygaro, biały kożuch, taki a nie inny sposób mówienia. Jakże on się różnił od tych wszystkich czeskich filmowców, którzy wyglądali jak jacyś buchalterzy czy krawcy. Zaproponowałem Wajdzie, żeby mnie wziął do swojego zespołu. Jakby zainteresował się mną, znał moje nazwisko związane z historią ojca. Potem pokazałam mu swój film dyplomowy i zostałam przyjęta. Tyle, że bardzo długo nic nie robiłam. Odrzucano wszystkie moje scenariusze. Wajda nie bardzo rozumiał, dlaczego miewam same niepowodzenia i jego entuzjazm do mojej osoby jakby opadł. Może sądził, że jestem osobą pechową albo też zwyczajnie niezdolną. Zdecydował się jednak zaangażować mnie jako asystentkę przy realizacji „Człowieka z marmuru”. Jednak Ministerstwo Kultury złożyło veto odnośnie mojej pracy przy tym filmie. I chyba wówczas Wajda zorientował się, że nie chodzi o moje. umiejętności czy zdolności, lecz o moje źle notowane nazwisko. Cała ekipa filmowa zaprotestowała przeciwko spotykającej mnie restrykcji: zagroziła, że bez mojego udziału nie będzie pracować. W rezultacie, po licznych przepychankach, władze kinematografii postanowiły odblokować moje uprzednio zatrzymane scenariusze, jednak na asystowanie Wajdzie przy „Człowieku z marmuru” nie zezwolono. Byłam jednak z tego obrotu sprawy poniekąd zadowolona: otworzyły się drzwi do realizacji własnych filmów.”
Najprościej o tym o czym są jej filmy mówi: „Mnie zawsze interesowały ludzkie losy. I w swoich filmach zawsze o nich opowiadam, gdyż tylko wtedy mogę najwięcej powiedzieć o sobie i świecie.”
Można powiedzieć, że historia, a precyzyjnie ogłoszenie stanu wojennego w Polsce, podobnie jak dla wielu innych Polaków, zmienił jej losy i spowodował, że została emigrantką: „Wyjechałam w grudniu 1981 r. do Szwecji, na krótko, na dwa tygodnie. W tym czasie wprowadzony został stan wojenny. Przeżyłam go w Szwecji. Kompletna blokada informacji od matki, męża, dziecka. W Sztokholmie byłam wówczas jedyną osobą w jakimś stopniu znaną, dziennikarze atakowali mnie, pytali. Poczuwałam się do obowiązku odpowiadania na publicznie stawiane mi pytania, co nie zawsze było wiernie odtwarzane w tamtejszej prasie. Z kraju nadeszły sygnały, że mój ewentualny powrót nie będzie entuzjastycznie przez odpowiednie władze przyjęty i nie miałam ochoty tego sprawdzać osobiście. Pojechałam do Paryża, gdzie Wajda właśnie przygotowywał się do realizacji „Dantona”. Zaprosił mnie do współpracy. Jednocześnie zawarłam umowę z producentem amerykańskim na scenariusz o Korczaku. Przebrnęłam przez ten okres w towarzystwie Polaków, którzy znaleźli się, jak i ja, że nie mogą, nie powinni wracać” .
Mimo tego, że w okresie komunizmu w Polsce, przeżyła wiele trudnych chwil, gdy nie mogła ze względów politycznych, realizować swoich projektów, to jednak wspomina ten okres po latach z sympatią: „Nic na to nie poradzę, że moją magiczną ziemią jest Polska lat siedemdziesiątych. Nie dlatego, że odpowiadał mi komunizm, ale z tej racji, że żyłam w świecie oswojonym. Teraz żyję w wiecznym pośpiechu, spotykam mnóstwo ludzi, podróżuję i nie czuję, że jest mi lepiej niż było w tym nie najlepszym ze światów. Niewykluczone jednak, że odgrywają tu rolę sentymenty. Pragi też nie przestałam kochać.”
W bezpośrednim kontakcie Agnieszka Holland, pozbawiona jest zazdrości, potrafi cieszyć się sukcesami innych: „Cieszę się, jednak i to bardzo, gdy Polacy odnoszą sukcesy zagraniczne, bo zależy mi, aby obraz Polski w świecie był jak najlepszy a jednocześnie prawdziwy. Jeśli czuję, że dzięki temu, że jestem jaka jestem i robię to, co robię, ludzie mogą myśleć o Polsce lepiej, to jest mi przyjemnie. Ale też nie staram się nikogo oszukiwać i nie udaję, że w Polsce wszystko jest fantastyczne.”
Trzeba również stwierdzić, że po niekwestionowanych sukcesach, nie uderzyła jej do głowy woda sodowa jak wielu, którzy nie osiągnęli małej cząstki tego co ona. Precyzyjnie przy tym znając swoją wartość: „Popularność, sława, sukces... Cieszy to mnie, daje pewne poczucie wartości, ale mam świadomość przemijalności tej sytuacji. To, że jestem teraz na górze, opłaciłam nadszarpniętymi więzami rodzinnymi i przyjacielskimi, pewną samotnością, o której sporo mówiliśmy, utratą pewnej wrażliwości... No, ale nic w życiu nie ma za darmo...”.
„Staram się zachować dystans do siebie. Tym, co mnie chroni przed popadaniem w skrajności, jest chyba to, że ja lubię kręcić filmy.
Sukces filmu jest jednak coraz bardziej związany z pieniędzmi. Dlatego wielu reżyserów psychicznie tego nie wytrzymuje. Równowagę w tym zawodzie można znaleźć tylko wtedy, jeżeli reżyserię traktuje się jako przyjemny, radosny zawód. A żeby go bezpiecznie uprawiać, trzeba być ciekawym świata i ludzi.
Trzeba mieć również wiele sympatii dla tych, z którymi się pracuje i dla których te filmy się robi. W momencie kiedy przestaje się to wszystko odczuwać, a przypuszczam, że w życiu każdego reżysera kiedyś przychodzi taki moment, zaczynają się rozczarowania, szaleństwa, mitomania.(...)
Sukcesy finansowe bywają jednak niebezpieczne. Ludzie często wpadają w pułapkę. Zaczynają nagle dużo wydawać. Kupują luksusowe domy, korzystają z najlepszych hoteli.
Pewnego dnia okazuje się, że pieniądze się skończyły i nie ma już z czego zapłacić podatków. Trzeba więc zacząć robić kolejny film.
W konsekwencji przestaje się robić filmy dla przyjemności, ale dla pieniędzy. Bardzo się tego boję. Chcę robić filmy z przekonania. Nie dla pieniędzy.”
Myślę, że każdy następny film Agnieszki Holland potwierdza, że robi filmy z przekonania, zapadające głęboko w pamięć widzów i cenione przez krytykę. Mnie spotkanie z Agnieszką Holland, tak zapadło głęboko, że oprócz zdjęć, zrobiłem tzw. cover story dla magazynu w Nowym Jorku.
Commenti