W przypadku Wandy Styki muszę wrócić do samych początków mego pobytu w Nowym Jorku, gdzie przyleciałem w 1979 r. Przygotowując się do spotkań i zdjęć, ze znanymi Polakami czy Amerykanami, zbierałem o nich informacje. Nie zapominajmy, że nie było wówczas internetu, gdzie dziś wszystko można sprawdzić po naciśnieniu kilku klawiszy, nie ruszając się z domu. Wówczas musiałem chodzić do bibliotek, przeglądać encyklopedie, magazyny, czasopisma, kopiować, przepisywać. Szczęście, że w Foreign Press Association w Nowym Jorku, miałem dostęp do wielu materiałów prasowych. Uważałem, co pozostało mi do dziś, że jak dużo wiem o osobie, którą mam fotografować, to łatwiejsze jest nawiązanie kontaktu i efekt końcowy jest lepszy, czyli portret.
Po pewnym czasie, zoriętowałem się, że jak mam już fantastyczne zdjęcia ciekawej osoby, dużo informacji, to już krok do tego, aby pisać. Tak się zaczęła moja współpraca z „Nowym Dziennikiem”, a właściwie z „Przeglądem Polskim”, kulturalnym dodatkiem (tygodnikiem), jaki wychodził w Nowym Jorku, zaczęły ukazywać się moje artykuły, głównie o ludziach.
Jedną z takich osób był założyciel Amerykańskiej Częstochowy w Doylestown/PA, Paulin Ojciec Michał M. Zembrzuski (1908-2002). Podczas naszego spotkania powiedział – mam dla pana ciekawą osobę do rozmowy, wdowę po Adamie Styce, synu Jana Styki twórcy panoram, w tym Racławickiej i bracie Adamie, również wybitnym malarzu portrecisty, którego prace znajdują się nawet w Białym Domu w Washingtonie. Nie trzeba było mnie dwa razy zachęcać. Od Ojca Michała otrzymałem telefon Wandy Styki i umówiłem się z nią na pierwsze spotkanie. Mieszkała w pięknej i bogatej części Manhattanu, mam jeszcze zapisany adres: 18 East 65th Street, nieopodal Central Parku. Mam również stary numer telefonu, ciekawe do kogo dziś należy? Już na pierwszym spotkaniu zdecydowałem się, że napiszę o Stykach. Problem jaki miałem, to ten, że nie wiedziałem, jak zmieszczę w jednym artykule tyle informacji? W rozmowie z red.nacz. „Nowego Dziennika” Bolesławem Wierzbiańskim, powiedziałem o swoim problemie, na co on odpowiedział, że temat jest bardzo ciekawy i mogę napisać kilka artykułów, połączonych jednym tytułem, który wymyśliłem na poczekaniu SAGA RODU STYKÓW. Powstało więc kilka artykułów: Jan Styka, Panoramy Jana Styki, Konflikt Kossak-Styka, Tadeusz Styka, Adam Styka…ukazywały się w połowie lat osiemdziesiątych.
Zacieśniłem bardzo kontakt z panią Wandą, odwiedziałem ją wielokrotnie. Pamiętam do dziś jakie pyszne lunche przygotowywała na moje przyjście, przez lata mieszkali we Francji. Podobne delicje robiła Stasia Menkes, wdowa po malarzu Zygmuncie Menkesie, którą też odwiedzałem, jak robiłem o jej mężu książkę.
Ale wróćmy do Styków. Myślę, że pod koniec 1986 roku, poprosił mnie do gabinetu, jak przyniosłem jakiś artykuł red. Wierzbiański i powiedział – mam nadzieję, że przyjdzie pan na opłatek w redakcji „Nowego Dziennika”, proszę tu jest zaproszenie, chce zrobić m.in. panu niespodziankę, ale aby była niespodzianka, to musimy poczekać i tu się szelmowsko się uśmiechnął.
Na opłatek się oczywiście przychodziło, bo była to możliwość spotkania ciekawych ludzi. Kiedy już podzieliliśmy się opłatkiem, na środek wyszedł red. Wierzbiański, jak zwykle elegancki i zaczął: „Proszę Panstwa, od jakiegoś czasu ukazują się w naszym „Przeglądzie Polskim” artykuły SAGA RODU STYKÓW pana Czaplińskiego, tu wskazał na mnie. Dostajemy od czytelników masę listów, chwalących temat. Będę się skracał i przechodzę do meritum. Postanowiłem, że wydamy SAGĘ RODU STYKÓW pana Czaplińskiego jako książkę, po polsku i angielsku w dużym nakładzie – 5000 egz., – tu podszedł do mnie i uścisnął mi rękę.
Muszę powiedzieć, że byłem mile zaskoczony, ale mając fantastyczne materiały, myślałem o tym wcześniej, tylko nie wiedziałem, jak to zrobić.
Od tego czasu zaczęła się niesamowita praca nad materiałami i częste spotkania z panią Wandą. Winny tu jestem wyjaśnień, kim była Wanda Styka (Engemann), która zmarła w 1994 r. i została pochowana w Amerykańskiej Częstochowie.
Mąż Wandy Styki – Adam Styka zmarł w roku 1959 w Nowym Jorku, został pochowany w Aleii Zasłużonych na cmentarzu w Doylestown w Amerykańskiej Częstochowie. Tam też pochowana jest jego żona Wanda, która zmarła w 1994 r.
Ostatni z potomków rodu Styków, Andrzej Styka, syn Adama i Wandy, którego poznałem u pani Wandy w Manhattanie, urodził się w Warszawie w 1922 roku. Lata dziecięce spędził we Francji i we Włoszech. W roku 1932 przeniósł się z rodzicami i młodszym bratem Julkiem, (który zginął w Powstaniu Warszawskim) do Warszawy. W Warszawie ukończył gimnazjum im. Mikołaja Reja.
Wybuch II Wojny Światowej w 1939 roku zmienił jego plany życiowe: nie doszły do skutku studia na Politechnice Warszawskiej oraz nauka w konserwatorium muzycznym. W roku 1946 dzięki pomocy rządu Francuskiego, rodzina Styków opuściła kraj udając się do Paryża. Po krótkim czasie wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.
W 1952 roku Andrzej Styka ukończył Columbia Uniwersytet w Nowym Jorku otrzymując tytuł inżyniera. W roku 1960 na Brooklińskim Instytucie Politechniki otrzymał doktorat z chemii. Doskonały konstruktor i wynalazca (6 patentów). Skonstruował najlepsze na świecie narty na bazie żywic poliestrowych i włókna szklanego. Od kikudziesięciu lat, narty te produkowane są w Denwer, Kolorado, USA.
Był także naukowcem z dziedziny chemii inżynieryjnej; rozwiązywał problemy związane z zanieczyszczaniem środowiska. Opracował skomplikowany proces wytwarzania ekonomicznych paliw z węgla.
Zmarł 15 maja 2007 roku i pochowany został na cmentarzu Prospect Hill w Towson, w Stanie Maryland.
Pierwszą moją książką w Ameryce i w ogóle była właśnie “Saga rodu Styków” (1988) Wyd. Bicentennial Publ. Corp. w Nowym Jorku.
Na okładkę książki dałem oryginalną palate Adama Styki zachowaną u pani Wandy, zdjęcie z epoki Jana i dwóch synów.
Tak się złożyło, że pierwsza, a potem druga wojna światowa zniweczyły plany wyjścia biografii Styków, które już były gotowe i moja książka była pierwszą jaka ukazała się.
Do tej pory większość ludzi myślała, że Panorama Racławicka Jana Styki jest jedyną jego panoramą. Styka namalował w sumie 4 panoramy, oprócz już wspomnianej: “Panorama Siedmiogrodzka” i “Męczeństwo Chrześcijan w cyrku Nerona” pocięte na kawałki i “Golgota” (połowa panoramy, obraz 15x60 m), która jest w Los Angeles na cmentarzu Forest Lawn, gdzie pochowany jest Michael Jackson. Prawie godzinny spektakl ogladania jej zostawia wrażenie do końca życia. W sumie niewiele było wiadomo, o tych trzech wybitnych malarzach: Janie i jego dwóch synach Tadeuszu i Adamie Stykach.
Jan Styka urodził 8 kwietnia 1858 r. we Lwowie. Po ukończeniu Wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych (1877-1881) osiadł w Krakowie, stając się uczniem wielkiego Jana Matejki, aby po pięciu latach – w tym po rocznym pobycie w Kielcach – powrócić do rodzinnego Lwowa. Będąc 2005 r. we Lwowie, odszukałem olbrzymią pracownie Jana Styki, robi wrażenie.
Pierwszy kontakt Jana Styki z Ameryką nastąpił w roku 1904, kiedy był już uznany w Europie za wybitnie utalentowanego i niezmiernie pracowitego artystę. Szczególnie wpłynęła na to popularność jego czterech wielkich dzieł malarskich, określanych jako panoramy: „Racławicka”, „Golgota”, „Siedmiogrodzka” i „Męczeństwa Chrześcijan w Cyrku Nerona” oraz wieloobrazowe cykle oparte na „Iliadzie”, „Odysei” i „Quo Vadis”. Dla nikogo więc nie było zaskoczeniem, że Jan Styka otrzymał propozycję przysłania do Stanów Zjednoczonych swoich obrazów, celem zaprezentowania ich podczas odbywającej się w St. Louis Światowej Wystawy Gospodarczej. Nie ma też wątpliwości, że było to dla polskiego artysty wielkie wyróżnienie, więc przybyłemu do Paryża panu Bernardowi, amerykańskiemu przedstawicielowi organizatorów wystawy, Jan Styka zawierzył nie tylko ponad sześćdziesiąt swoich obrazów o różnej tematyce, ale także „Golgotę” obraz 15x60 metrów.
Ponieważ po przesłaniu obrazów do Ameryki przez długi czas nie nadchodziły wieści o ich losie, a listy słane tam przez Stykę wracały jako zwroty, artysta zaniepokojony sytuacją zdecydował się na podróż za ocean na własny koszt, zabierając ze sobą piętnastoletniego syna Tadeusza. Po przybyciu do Ameryki natychmiast udał się do St. Louis, gdzie ku ogromnemu zaskoczeniu dowiedział się, że nie uczestniczy w żadnej wystawie, a jego obrazy znajdują się w Nowym Jorku i są przygotowane do publicznej sprzedaży przez Bernarda, na jego własny rachunek. Oczywiście ów Bernard, także zaskoczony faktem pojawienia się Jana Styki w Ameryce i wszczęciem przez artystę dochodzenia policyjnego w sprawie swoich dzieł, natychmiast sprowadził je do St. Louis, z wyjątkiem panoramy „Golgota”, bowiem w mieście nie było obiektu, w którym tej wielkości malowidło mogłoby być eksponowane. Wystawę w końcu zorganizowano, ale nie jako oddzielną ekspozycję, lecz wspólną z obrazami japońskimi i rosyjskimi. Mimo to prace Styki cieszyły się wielkim uznaniem i wiele z nich znalazło chętnych do ich nabycia, po zakończeniu ekspozycji.
Gdy wystawa światowa w St. Louis dobiegała końca, Jan Styka, wraz z synem, postanowił odwiedzić pobliskie Chicago. Tu spędził ponad tydzień, entuzjastycznie przyjmowany przez władze miasta, na czele z burmistrzem pochodzenia polskiego, Janem Smulskim oraz przez Polonię liczącą wówczas około 250 000 osób. Po tych kilku radosnych dniach, artystę dosięgnął najbardziej bolesny cios – po powrocie do St. Louis dowiedział się, że spłonął magazyn, w którym po likwidacji wystawy zgromadzono większą część jego obrazów. Podpalaczem okazał się ów Bernard, który nie mógł darować Styce, że swoim przyjazdem do Ameryki udaremnił mu złodziejski handel jego obrazami. Na domiar złego, po przyjeździe do Nowego Jorku, okazało się, że Styka nie jest w stanie pokryć niespodziewanie wysokich kosztów wielomiesięcznego przechowywania panoramy „Golgota” i jej transportu do Europy. W tej sytuacji zmuszony był wyjechać, pozostawiając dzieło w Ameryce. Gdy po kilku miesiącach z trudem zgromadził finanse na jego wykupienie – okazało się, że to wielkie płótno trudno odnaleźć w przepastnych magazynach nowojorskiego portu.
Po tych doświadczeniach Jan Styka nigdy już nie wyraził chęci odwiedzenia Ameryki. Intensywnie malując i działając na zmianę w Polsce lub Francji – m.in. odtworzył obrazy z cyklu „Quo Vadis” spalone w St. Louis. W roku 1919, po mianowaniu go członkiem Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie, zakupił posiadłość na wyspie Capri, gdzie już do końca życia spędzał większość czasu. Tam zmarł w roku 1925. Pochowany został z wielkimi honorami w Rzymie.
W odróżnieniu od Jana Styki – Ameryka mocno pociągała jego syna Tadeusza – i to już od wspomnianej, pierwszej wizyty w roku 1904. Szczególne wrażenie zrobił na nim Nowy Jork. Dzięki kilkumiesięcznemu pobytowi w tym wyjątkowym mieście (od listopada 1904 do lutego 1905), poznał wielu znanych artystów i zetknął się ze współczesnymi nurtami malarstwa światowego. To było powodem, że po ukończeniu studiów w Paryżu i zdobyciu tam uznania jako malarz portrecista, coraz częściej odbywał podróże do Nowego Jorku. Był tu przyjmowany nie tylko w środowisku wybitnych artystów, ale także i polityków. Plon tych wojaży to wysoko oceniane portrety wielu popularnych wówczas amerykańskich postaci, w tym wielokrotnie reprodukowany portret sławnej polskiej aktorki Poli Negri. Urzeczony Ameryką, widząc tu dla siebie wielkie możliwości – Tadeusz Styka w roku 1929 ostatecznie przeniósł się na stałe do Nowego Jorku, gdzie założył rodzinę i w swoim ekskluzywnym atelier, w samym sercu Manhattanu, przy Central Park, przyjmował najwybitniejsze amerykańskie osobistości, które portretował za olbrzymie pieniądze. Tu powstały słynne, eksponowane obecnie w najbardziej prestiżowych miejscach Ameryki portrety: Sarah Delano Roosevelt, prezydentów USA – Herberta Hoovera, Franklina Roosevelta, Harry`ego Trumana, a także naszego wielkiego rodaka Jana Ignacego Paderewskiego oraz portrety dziesiątków najznakomitszych postaci ze świata kultury, sztuki i polityki przebywających na stałe lub czasowo w Ameryce. Tadeusz Styka ponownie odwiedził Chicago w roku 1930 z okazji prezentowania tam jego dorobku artystycznego.
Po wybuchu wojny w roku 1939, Tadeusz Styka usiłował zorganizować akcję wywiezienia samolotem z okupowanej Polski brata Adama z rodziną. Jednak nie udało się to i dopiero w roku 1946, dzięki interwencji ambasady francuskiej w Warszawie, Adam Styka – jako obywatel francuski – mógł z rodziną wyjechać do Paryża, skąd niemal natychmiast wyemigrował do USA. Tu, dzięki sławnemu bratu, uzyskał bezpośrednio od rządu amerykańskiego prawo stałego pobytu, a potem obywatelstwo.
Połączeni po 17. latach Tadeusz i Adam – również wybitnie uzdolniony artysta-malarz – zaczęli w Ameryce bardzo intensywną działalność artystyczną, ale także i działania mające na celu promocję twórczego dorobku ich ojca Jana Styki. Najważniejsze było odnalezienie, jeszcze przed przyjazdem Adama, w roku 1944 płótna z panoramą „Golgota”.
Tadeusz Styka, w pełni sił twórczych, zmarł w roku 1954 w Nowym Jorku. W uznaniu jego wielkiego talentu i dorobku artystycznego, pochowano go obok miejsca ekspozycji „Golgoty”, w Forest Lawn Memorial Park, w kwaterze Nieśmiertelnych. W pięć lat później, w roku 1959, w tym samym miejscu spoczęły zwłoki Jana Styki, sprowadzone z Rzymu.
Oddzielną kartę w amerykańskiej historii rodziny Styków zapisał młodszy syn Jana Styki – Adam. Również wykształcony w słynnej Paryskiej Szkole Sztuk Pięknych, natychmiast zdobył ogromne uznanie jako wszechstronnie utalentowany artysta-malarz. Dodajmy, że wielki patriotyzm wszczepiony przez ojca, nakazał mu – w obliczu nadchodzącej wojny roku 1914 – wstąpić, mimo iż był obywatelem polskim, do francuskiej wyższej szkoły wojskowej. Jako oficer brał potem udział w słynnej bitwie pod Verdun, za co przyznano mu wysokie odznaczenie wojskowe i obywatelstwo francuskie. Adam Styka, po utworzeniu we Francji polskiej Błękitnej Armii gen. Józefa Hallera, wstąpił w jej szeregi i w latach 1918-20 walczył o wyzwalanie polskich ziem wschodnich. W okresie międzywojennym – mieszkając na stałe w Polsce, ale często podróżując po świecie – znów uprawiał malarstwo, zarówno pejzażowe, jak i portretowe, osiągając w jednej i drugiej dziedzinie wielkie sukcesy. Po przybyciu w 1946 roku do USA, poświęcił się niemal całkowicie twórczości o tematyce religijnej. Plonem tego są liczne obrazy znajdujące się w kościołach miasta i stanu Nowy Jork, na Long Island i w Buffalo, ale także w New Jersey i w Pensylwanii. Najwięcej obrazów namalowanych przez niego zostało podarowanych kościołowi ojców paulinów w amerykańskiej Częstochowie – Doylestown koło Filadelfii. Tam znajdują się również pamiątki po nim, przekazane przez żonę.
Adam Styka zmarł w roku 1959 w Nowym Jorku. Miejscem jego wiecznego spoczynku jest Aleja Zasłużonych na cmentarzu w Doylestown. Tam też pochowana jest jego żona Wanda, zmarła w roku 1994.
Z rodziną Styków, wiążą się różne anegdoty, opisywane szeroko w prasie. Jan Styka był niezwykle uzdolnionym artystą, ale przecież studiował u Matejki, kiedy urodził się Tadeusz okazało się, że już jako podrostek, bierze ołówek i rysuje, jak dorosły, bez jakiejkolwiek nauki – jednym słowem, talent odziedziczony po ojcu w genach.
Historia opisywana we francuskich gazetach, a później drukowana w angielskich, o małym Tadziku, który wziął udział w konkursie plastycznym, gdy miał kilkanaście lat. Jurorzy zgodnie orzekli, że nadesłaną pracę pewnie ojciec namalował synowi, bo gdzieżby on coś takiego potrafił. Wzburzony młody Tadeusz, gdy usłyszał werdykt, wyszedł na środek sali, poprosił komisję o papier i ołówek i zapytał: co mam narysować? konia w kłusie, galopie, stojącego? No i narysował na ich oczach tak, że jurorom szczęki opadły. Później malował głównie elity, piękny jest portret Eloeonory Roosvelt, który jest w Białym Domu w Washingtonie.
Gdy okazało się, że Tadeusz to zdolna bestia, ojciec orzekł, że Adam malarzem na pewno już nie zostanie - za dużo artystów w rodzinie. Wystarczy Jan i Tadeusz. Ojciec postanowił, że Adam pójdzie do szkoły wojskowej, wówczas mieszkali we Francji i na Capri. Adam trafił do szkoły oficerskiej, ale po półrocznej edukacji przychodzi list od jednego z profesorów, który pisze w nim do Jana, żeby ten przyjechał do szkoły i zobaczył, co jego syn robi. Kiedy Jan przyjechał i spotkał się z profesorem, ten powiedział, że na zajęciach z inżynierii (poważne sprawy – matematyczne wyliczanie kąty padania kuli...etc) Adam wciąż rysuje coś w notesie, profesor zabrał mu notes, który przekazał Janowi. A w notesie genialne rysunki choć totalnie nie w temacie zajęć i mimo tego, że ojciec wróżył mu karierę wojskową, ten został artystą. Jeździł do Afryki Północnej, w tym do Maroka, kolonii frncuskiej, gdzie malował pejzaże i sceny rodzajowe. Jak przygotowywałem książkę o Stykach, to pojechałem jego śladami do Maroko. Był tak dobrym malarzem, że kolekcjonerzy dawali mu jedynie wymiary ramy. Cokolwiek Adam namalował, brali na pniu. W Ameryce, jeździł do Newady i Texasu, malować jeźdców na koniach, pustynne pejzaże, robił zamówienia na ołtarzowe obrazy w kościołach.
Opowiadała mi pani Wanda, że razem z mężem Adamem pojechali do Los Angeles i przez jakiś czas zajmowali się renowacją, odnalezionej po latach i pokazywaną w Forest Lawn w Los Angeles Panoramy „Golgota” Jana Styki.
Trzeba sobie zdać sprawę jak ogromnym przedsięwzięciem jest panorama, pełna panorama to 15x120 metrów. Nie mógł jej namalować jeden malarz, więc Styka angażował najczęściej kilku malarzy, którzy malowali fragmenty panoramy pod jego okiem. Ale w latach 80. Kazimierz Olszański – związany mocno z rodziną Kossaków, napisał krzywdzący Stykę tekst w „Przekroju”, w którym pisał, że Panoramę Racławicką namalował właściwie Wojciech Kossak, a Styka gdzieś się kręcił, koło niego. Jak dotarł do mnie do Nowego Jorku „Przekrój”, ciągle nie było jeszcze internetu, to aż się we mnie zagotowało. Napisałem list do redakcji, który „Przekrój” opublikował. Muszę powiedzieć, że przejechałem się po Olszańskim zdrowo. Na szczęście posiadałem dokumenty ze Lwowa, w którym powstała Panorama Racławicka. Załączyłem dokumenty, jak Styka wszystko organizował i co malował. Zresztą we Wrocławiu, zajmujący się Panoramą Racławicką Józef Piątek, wszystko wiedział, gdyż Wanda Styka przekazała im wiele dokumentów, ja również rozmawiałem z Józefem Piątkiem.
Nieprawdopodobne zbiegi okoliczności i kolejne niezliczone magiczne przypadki sprawiły, że parę lat później będąc na wystawie pt. „Kossakowie” w Muzeum Narodowym w Krakowie, spotkałem Olszańskiego i .... się pogodziliśmy (jest zdjęcie, które mu zrobiłem, jak stoi przed wystawą „Kossakowie” w Krakowie). Połączył nas Kossak, Styka i Sztuka. Zawsze trzeba docenić konflikt, bo z niego mogą rodzić się piękne sprawy. No ale konflikt trzeba zamieniać w dialog, za wszelką cenę, inaczej trzeba pójść na wojnę.
Panorama „Golgota” (Ukrzyżowanie) Jana Styki powstała w latach 1895-96 z inicjatywy jego przyjaciela, sławnego pianisty i męża stanu, Ignacego Jana Paderewskiego, obraz o wymiarach 15 x 60 metrów, przedstawiający ukrzyżowanie Chrystusa, pokazany został po raz pierwszy we Lwowie wiosną 1896 r., w czasie uroczystości wielkanocnych. „Golgota”, która znajduje się obecnie w Los Angeles, przyleciała w roku 1904 do Stanów Zjednoczonych na Światową Wystawę Gospodarczą w St. Louis, ale z bliżej niewyjaśnionych przyczyn, sprowadzający nie odebrali jej i przez lata leżała zapomniana w magazynie. Na ślad „Golgoty” wpadł Hubert Eaton, który wybudował cmentarz w Los Angeles - Forest Lawn Memorial Park, można powiedzieć - ekskluzywny, leży na nim wielu aktorów, kompozytorów i muzyków w tym Michael Jackson. Specjalnie na potrzeby panoramy Eaton zbudował olbrzymi budynek, gdzie jest sala widowiskowa na tysiąc osób i prawie godzinny spektakl, podczas którego pokazywana jest Panorama „Golgota”. Ludzie wchodzą do niego jak do świątyni, a nieopodal złożono w Kwaterze dla Nieśmiertelnych prochy Jana Styki sprowadzone w roku 1959 z Rzymu. W tym samym miejscu – 5 lat wcześniej – pochowano jego syna Tadeusza Stykę.
Trzecią panoramą Styki jest „Męczeństwo Chrześcijan w Cyrku Nerona”. Panorama ta zniknęła w Rosji, prawie pewne, że pocięto ją na części i po kawałku sprzedano jako osobne obrazy, za olbrzymie pieniądze.
Czwarta „Panorama siedmiogrodzka” z kolei poświęcona gen. Józefowi Bemowi i jego węgierskiemu adiutantowi Petofi, też zgineła. Podzieliła los trzeciej i została pocięta na mniejsze obrazy. Od pewnego czasu Muzeum Okręgowe w Tarnowie tropi fragmenty pociętej panoramy, ma ich już ponad 20. Rewelacyjne działanie.
Już na zakończenie chciałbym dodać, że podziwiane przez lata niezwykłe ilustracje do pierwszego wydania „Quo Vadis” (1896) Henryka Sienkiewicza, za co otrzymał Nagrodę Nobla (1905) zrobił Jan Styka. Książkę „Saga rodu Styków” definitywnie trzeba wznowić, bo pierwszego wydania już nigdzie nie ma.
PORTRAIT with HISTORY Wanda Styka (1900-1994)
In the case of Wanda Styki, I have to go back to the very beginning of my stay in New York, where I arrived in 1979. Preparing for meetings and photos with famous Poles or Americans, I collected information about them. Let's not forget that there was no internet at the time, where today you can check everything by pressing a few keys without leaving your home. At that time, I had to go to libraries, browse encyclopedias, magazines, magazines, copy and rewrite. Fortunately, in the Foreign Press Association in New York, I had access to many press materials. I thought what was left to me today that as much as I know about the person I am going to photograph, it is easier to make contact and the end result is better, i.e. a portrait.
After some time, I realized that if I already have fantastic photos of an interesting person, a lot of information, this is a step to write. This is how my cooperation with "Nowy Dziennik" began, and actually with "Przegląd Polski", a cultural supplement (weekly) published in New York, my articles began to appear, mainly about people.
One such person was the founder of American Częstochowa in Doylestown / PA, Paulin Father Michał M. Zembrzuski (1908-2002). During our meeting, he said - I have an interesting person for you to talk to, widow of Adam Styce, son of Jan Styka, the creator of panoramas, including Racławicka and brother Adam, also an outstanding portrait painter, whose works are even in the White House in Washington. I didn't have to be encouraged twice. I received a phone call from Father Michał and I arranged an appointment with her for the first meeting. She lived in a beautiful and rich part of Manhattan, I still have the address: 18 East 65th Street, near Central Park. I also have an old phone number, I wonder who it belongs to today? Already at the first meeting, I decided to write about the contacts. The problem I had was that I didn't know how to put so much information in one article? In conversation with editor. "New Diary" by Bolesław Wierzbiański, I told about my problem, to which he replied that the topic is very interesting and I can write several articles connected by one title, which I came up with while waiting SAGA STYKÓW. So several articles were written: Jan Styka, Panorama Jan Styki, Kossak-Styka Conflict, Tadeusz Styka, Adam Styka ... were published in the mid-eighties.
I strengthened contact with Mrs. Wanda, I visited her many times. I remember to this day how delicious lunches she prepared for my coming, they lived in France for years. Similar delicacies were made by Stasia Menkes, the widow of the painter Zygmunt Menkes, who I also visited when I was making a book about her husband. But let's return to Styków. I think that at the end of 1986, he asked me to the office, when I brought an article by Wierzbiański and said - I hope that you will come for a wafer in the editorial office of "Nowy Dziennik", please come here, I want to make, among others a surprise for you, but to make it a surprise, we have to wait and here he smirked. Of course, wafer came because it was an opportunity to meet interesting people. When we shared the wafer, the editor Wierzbiański came out in the middle, as always elegant and began: "Ladies and gentlemen, for some time there have been articles in our" Polish Review "SAGA OF THE STYK STYKÓW of Mr. Czapliński, he pointed to me here. We get a lot of letters from readers praising the subject. I will shorten and move on to the merits. I decided that we would publish the SAGA FAMILY OF MR. Czapliński as a book, in Polish and English in a large edition - 5000 copies, - he came to me and shook my hand. I must say that I was pleasantly surprised, but having fantastic materials, I thought about it before, I just didn't know how to do it.
Since then, amazing work on materials and frequent meetings with Mrs. Wanda began. I am guilty of explaining who Wanda Styka (Engemann) was, who died in 1994 and was buried in American Częstochowa. Wanda Styki's husband - Adam Styka died in 1959 in New York, he was buried in Aleja Zasłużonych at the cemetery in Doylestown in American Częstochowa. His wife Wanda, who died in 1994, is also buried there. The last of the descendants of the Styków family, Andrzej Styka, son of Adam and Wanda, whom I met with Mrs. Wanda in Manhattan, was born in Warsaw in 1922. He spent his childhood years in France and Italy. In 1932 he moved with his parents and younger brother Julek (who died in the Warsaw Uprising) to Warsaw. In Warsaw he graduated from the gymnasium Mikołaj Rej. The outbreak of World War II in 1939 changed his life plans: studies at the Warsaw Polytechnic and studies at the music conservatory did not take place. In 1946, thanks to the help of the French government, the Styki family left the country and went to Paris. After a short time they emigrated to the United States. In 1952, Andrzej Styka graduated from Columbia University in New York with an engineering degree. In 1960 he received a doctorate in chemistry at the Brooklyn Institute of the Polytechnic. Excellent constructor and inventor (6 patents). He constructed the world's best skis based on polyester resins and fiberglass. For over ten years, these skis have been made in Denwer, Colorado, USA. He was also a researcher in engineering chemistry; solved problems related to environmental pollution. He developed a complicated process of producing economical fuels from coal.
He died on May 15, 2007 and was buried at Prospect Hill Cemetery in Towson, Maryland.
My first book in America and in general was the Staga House Saga (1988). Bicentennial Publ. Corp. in New York.
For the cover of the book I gave the original palate of Adam Styki preserved to Mrs. Wanda, a photo from the age of Jan and two sons.
It so happened that the first and then the second world war ruined the plans to leave the biography of Styków, which were already ready and my book was the first to be published.
Until now, most people thought that Jan Styki's Racławice Panorama is his only panorama. Styka painted a total of 4 panoramas, in addition to the already mentioned: "Transylvania Panorama" and "Martyrdom of Christians in the Nero Circus" cut into pieces and "Golgota" (half of the panorama, painting 15x60 m), which is in Los Angeles at the Forest Lawn cemetery, where Michael Jackson is buried. The almost hour-long spectacle of watching her leaves an impression for the rest of her life. In total, little was known about these three outstanding painters: Jan and his two sons Tadeusz and Adam Styka.
Jan Styka was born on April 8, 1858 in Lviv. After graduating from the Vienna Academy of Fine Arts (1877-1881), he settled in Krakow, becoming a student of the great Jan Matejko, and after five years - including a year in Kielce - to return to his hometown of Lviv. Being in Lviv in 2005, I found a huge workshop of Jan Styka, he is impressive.
Jan Styka's first contact with America took place in 1904, when he was already recognized in Europe as an extremely talented and extremely hard-working artist. This was particularly influenced by the popularity of his four great paintings, known as panoramas: "Racławicka", "Golgota", "Transylvania" and "Martyrdom of Christians in the Circus of Nero" and multi-picture cycles based on "Iliad", "Odyssey" and "Quo Vadis ". It was no surprise to anyone that Jan Styka was offered to send his paintings to the United States to present them during St. Louis of the World Trade Show. There is also no doubt that it was a great distinction for the Polish artist, so Mr. Bernard, the American representative of the exhibition organizers, who came to Paris, Jan Styka entrusted not only over sixty of his paintings on various subjects, but also "Golgotha" a picture 15x60 meters. Because after sending the paintings to America for a long time there was no news about their fate, and the letters sent there by Styka returned as returns, disturbed by the situation, the artist decided to travel overseas at his own expense, taking with him fifteen-year-old son Tadeusz. Upon arriving in America, he immediately went to St. Louis, where, to the great surprise, he learned that he did not participate in any exhibition, and his paintings are in New York and are prepared for public sale by Bernard, on his own account. Of course, this Bernard, also surprised by the fact of the appearance of Jan Styka in America and the initiation by the artist of a police investigation into his works, immediately brought them to St. Louis, except for the panorama of "Golgotha", because there was no object in the city where the painting of this size could be exhibited. The exhibition was finally organized, but not as a separate exhibition, but jointly with Japanese and Russian paintings. Despite this, Styka's works enjoyed great recognition and many of them found willing to buy them after the exhibition.
When the world exhibition in St. Louis was coming to an end, Jan Styka, along with his son, decided to visit nearby Chicago. Here he spent more than a week, enthusiastically received by the city authorities, headed by the mayor of Polish origin, Jan Smulski and by the Polish community of about 250,000 at the time. After these few joyful days, the artist suffered the most painful blow - after returning to St. Louis found out that the magazine had burned down, which, after the exhibition had closed, collected most of his paintings. The arson turned out to be that Bernard, who could not forgive Styce that with his coming to America he thwarted the thieving trade in his paintings. To make matters worse, upon arriving in New York, it turned out that Styka was unable to cover the unexpectedly high costs of months of storage of the panorama of "Golgota" and its transport to Europe. In this situation, he was forced to leave, leaving the work in America. When, after a few months, he barely accumulated finances to buy it - it turned out that this large canvas was hard to find in the vast warehouses of the New York harbor.
After these experiences, Jan Styka never again expressed his desire to visit America. Intensely painting and acting in turns in Poland or France - including recreated images from the "Quo Vadis" series burned in St. Louis. In 1919, after being appointed a member of the Royal Academy of Fine Arts in Rome, he bought a property on the island of Capri, where he spent most of his time until the end of his life. He died there in 1925. He was buried with great honors in Rome.
Unlike Jan Styki - America strongly attracted his son Tadeusz - and this since his first visit in 1904. New York made a special impression on him. Thanks to staying for several months in this unique city (from November 1904 to February 1905), he met many well-known artists and encountered contemporary trends in world painting. This was the reason that after graduating from Paris and gaining recognition as a portrait painter, he increasingly traveled to New York. He was received here not only among eminent artists, but also politicians. The crop of these travels is highly rated portraits of many then popular American characters, including a repeatedly reproduced portrait of the famous Polish actress Pola Negri. Captivated by America, seeing here great opportunities for himself - Tadeusz Styka in 1929 finally moved permanently to New York, where he started a family and in his exclusive atelier, in the heart of Manhattan, at Central Park, received the most outstanding American personalities, which he portrayed as enormous money. Here, the famous portraits of Sarah Delano Roosevelt, the presidents of the United States - Herbert Hoover, Franklin Roosevelt, Harry Truman, as well as our great countryman Jan Ignacy Paderewski and portraits of dozens of the greatest figures from the world of culture, art and policies residing permanently or temporarily in America. Tadeusz Styka visited Chicago again in 1930 on the occasion of presenting his artistic achievements there.
After the outbreak of the war in 1939, Tadeusz Styka tried to organize the action of taking his brother Adam with his family by plane from occupied Poland. However, this did not succeed, and only in 1946, thanks to the intervention of the French embassy in Warsaw, Adam Styka - as a French citizen - could go with his family to Paris, from where he emigrated to the USA almost immediately. Here, thanks to his famous brother, he obtained the right of permanent residence and then citizenship directly from the American government. Connected after 17 years, Tadeusz and Adam - also an extremely talented artist-painter - began in America an intense artistic activity, but also activities aimed at promoting the creative output of their father Jan Styka. The most important thing was to find, before Adam's arrival, in 1944 a canvas with a panorama of "Golgota". Tadeusz Styka, fully creative, died in 1954 in New York. In recognition of his great talent and artistic achievements, he was buried next to the "Golgotha" exhibition site, at Forest Lawn Memorial Park, at the Immortals' headquarters. Five years later, in 1959, the corpse of Jan Styka, brought from Rome, was buried in the same place.
A separate tab in the American history of the Styków family was written by Jan Styki's younger son - Adam. Also educated at the famous Paris School of Fine Arts, he immediately gained huge recognition as a multi-talented artist-painter. Let us add that the great patriotism implanted by his father ordered him - in the face of the coming war of 1914 - to join, despite being a Polish citizen, a French military school. As an officer, he later took part in the famous Battle of Verdun, for which he was awarded the high military decoration and French citizenship. Adam Styka, after the creation of General Józef Haller's Polish Blue Army in France, joined its ranks and in 1918-20 fought for the liberation of Polish eastern territories. In the interwar period - living permanently in Poland, but often traveling around the world - he practiced painting, both landscape and portrait, again, achieving great successes in both. After arriving in the USA in 1946, he devoted himself almost entirely to religious work. The fruits of this are numerous paintings found in the churches of the city and state of New York, Long Island and Buffalo, but also in New Jersey and Pennsylvania. Most of the paintings he painted were donated to the Pauline Fathers Church in American Częstochowa - Doylestown near Philadelphia. There are also souvenirs of him, given by his wife.
Adam Styka died in New York in 1959. His place of eternal rest is Avenue of Merits at Doylestown Cemetery. His wife Wanda is also buried there, she died in 1994.
There are various anecdotes associated with the Styków family, widely described in the press. Jan Styka was an extremely talented artist, but after studying with Matejko, when Tadeusz was born, it turned out that already as a juvenile, he takes a pencil and draws like an adult, without any learning - in a word, talent inherited from his father in his genes.
The story is described in French newspapers and later printed in English about little Tadzik, who took part in an art competition when he was a dozen or so years old. The jury agreed that the submitted work must have been painted by my son, because where could he do something like that. An angry young Tadeusz, when he heard the verdict, went to the center of the room, asked the commission for paper and pencil and asked: what should I draw? trotting horse, gallop standing? And he drew in front of their eyes so that the jury's jaw dropped. Later he painted mainly elites, the portrait of Eloeonora Roosvelt, who is in the White House in Washington, is beautiful.
When it turned out that Tadeusz was a capable beast, his father ruled that Adam would certainly not be a painter - too many artists in the family. Just Jan and Tadeusz. Father decided that Adam would go to military school, then they lived in France and Capri. Adam went to an officers' school, but after a six-month education comes a letter from one of the professors, who writes to him in Jan, that he would come to school and see what his son is doing. When Jan arrived and met the professor, he said that in engineering classes (serious matters - mathematical calculation of the angles of the sphere ... etc) Adam is still drawing something in the notebook, the professor took the notebook that he gave to Jan. And in the notebook brilliant drawings, although not entirely about the subject, and despite the fact that his father promised him a military career, he became an artist. He traveled to North Africa, including Morocco, the French colony, where he painted landscapes and genre scenes. When I was preparing the book about Styky, I followed him to Morocco. He was such a good painter that collectors only gave him the dimensions of the frame. Whatever Adam painted was taken on a stump. In America, he traveled to Nevada and Texas, painted riders on horseback, desert landscapes, made orders for altar paintings in churches. Mrs. Wanda told me that she and her husband Adam went to Los Angeles and for some time were involved in the renovation of the "Golgota" Panorama of Jan Styka, found years later and shown in Forest Lawn in Los Angeles.
You need to realize how huge the panorama is, the full panorama is 15x120 meters. One painter could not paint it, so Styka usually involved several painters who painted parts of the panorama under his eye. But in the 1980s, Kazimierz Olszański - closely associated with the Kossak family, wrote a text that hurt Styka in Przekrój, in which he wrote that Panorama Racławicka was painted by Wojciech Kossak and Styka was somewhere around him. When 'Przekrój' came to me in New York, there was still no internet, it just boiled in me. I wrote a letter to the editor, which Przekrój published. I must say that I drove Olszański healthy. Fortunately, I had documents from Lviv, in which Panorama Racławicka was created. I attached the documents, how Styka organized everything and what he painted. Anyway, in Wrocław, Józef Piątek, who was responsible for the Racławice Panorama, knew everything because Wanda Styka gave them many documents, I also talked to Józef Piątek.
Incredible coincidences and countless magical cases caused that a few years later being at the exhibition entitled "Kossaks" at the National Museum in Krakow, I met Olszański and ... we reconciled (there is a photo I took of him as he stands in front of the "Kossaks" exhibition in Krakow). We were joined by Kossak, Styka and Sztuka. You always have to appreciate the conflict, because from it beautiful things can arise. Well, but conflict must be turned into a dialogue at all costs, otherwise you have to go to war.
Panorama of "Golgotha" (Crucifixion) by Jan Styki was created in 1895-96 on the initiative of his friend, famous pianist and statesman, Ignacy Jan Paderewski, a 15 x 60 meter picture of the crucifixion of Christ, was shown for the first time in Lviv in spring 1896, during Easter celebrations. "Golgota", which is currently in Los Angeles, flew to the United States in 1904 for the World Trade Exhibition in St. Louis, but for inexplicable reasons, the importers did not take her away and for years lay forgotten in the warehouse. Hubert Eaton came across the trail of "Golgotha", who built a cemetery in Los Angeles - Forest Lawn Memorial Park, you can say - exclusive, lies on it many actors, composers and musicians including Michael Jackson. Especially for the needs of the panorama, Eaton built a huge building, where there is a showroom for a thousand people and an almost hour-long spectacle, during which the Panorama "Golgota" is shown. People enter it like a temple, and the ashes of Jan Styki, brought in 1959 from Rome, were buried in the Immortal Headquarters nearby. In the same place - five years earlier - his son Tadeusz Styka was buried.
The third panorama of Styka is "Martyrdom of Christians in the Nero Circus." This panorama disappeared in Russia, almost certain that it was cut into pieces and sold piece by piece as separate paintings for huge money.
The fourth "Panorama of Transylvania", in turn, dedicated to General Józef Bem and his Hungarian adjutant Petofi, also died. She shared the fate of the third and was cut into smaller images. For some time, the District Museum in Tarnów has been tracking fragments of a cut panorama, it already has over 20 sensational effects.
At the end I would like to add that the amazing illustrations admired for years to the first edition of "Quo Vadis" (1896) by Henryk Sienkiewicz, for which he received the Nobel Prize (1905) was made by Jan Styka. The book 'The Styków Family Saga' must definitely be resumed because the first edition is nowhere to be found.
Comments