O fotografii aktu i swoich modelkach Władysław Pawelec mówił: "Kobieta, nawet odsłonięta w swojej cielesności, może pozostać niedookreślona i wciąż tajemnicza".
„…Na wpół przymknięte powieki, rozchylone wargi, pierś wymykająca się spod futra… Pstryk! Na pozór nic nadzwyczajnego. Zwykły dzień zdjęciowy. Tyle, że modelka jest uroczą uwodzicielską blondynką wesoło uśmiechniętą lub nad wyraz zmysłową – na życzenie fotografa. Słowem rutyna. Jesteście w błędzie! To scena o nieobliczalnych konsekwencjach. To kamień rzucony w bajoro obowiązującego w społeczeństwach komunistycznych purytanizmu. Albowiem jesteśmy w Polsce!...” – pisano o zdjęciach Pawelca w okresie ostrego socjalizmu 27 X 1983 r., w Gazeta Lausanne-Cités.
Władysław Pawelec artysta fotograf, ur. 14 X 1923 w Mińsku Maz., zm. 28 października 2004 w Warszawie, gdzie mieszkał i pracował. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików od 1966 roku.
Przez ponad 30 lat zajmował się portretem i aktem kobiecym. Z jego usług fotograficznych korzystało wiele znanych osób, że wspomnę: Czesław Niemen, Wojciech Młynarski, zespół Czerwone Gitary, Karin Stanek, Beata Tyszkiewicz.
Był w Polsce niekwestionowanym pionierem fotografii erotycznej. Jego wystawy z lat siedemdziesiątych, m.in pierwsza z nich, głośna ekspozycja pt. Monika (1974), a także wydany w 1983 roku kalendarz erotyczny w nakładzie 200.000 egzemplarzy, odbiły się szerokim echem i spowodowały w Polsce znaczące zmiany w podejściu do fotografii aktu, oraz stały się przedmiotem zainteresowania mediów na całym świecie, co zaowocowało wydaniem albumu „Friends of Zofia” w 1985 roku przez amerykańskiego wydawcę Melrose Square Publishing. W 1999 roku została wydana książka artysty pt. „Fotografia Aktu”, będąca przewodnikiem po świecie fotografii erotycznej. Brał udział w wielu wystawach, m. in. World Press Photo w Hadze (1966), APA International Exhibition of Photography w Tokio (1978). W 1984 miała miejsce indywidualna wystawa w Canon Photo Gallery w Amsterdamie.
Bardzo podoba mi się wypowiedz, na temat jego twórczość napisana przez Krzysztofa Teodora Toeplitza, słynnego KTT, którego również znałem: “…Jego wyobraźnia cofa nas jakby o kilkadziesiąt lat w przeszłość. Wracamy z nim razem w krąg dawnego, zapomnianego już fetyszyzmu, zwiewnych materii, koronkowych pończoch, czarnych gorsetów, luster, pereł, amuletów, starych zegarów i secesyjnych statuetek. Ta dekoracja, ze znawstwem inscenizowana przez artystę, nie oznacza jedynie upodobania do rekwizytorni fin-de siecle'u, lecz znaczy także coś nieporównanie ważniejszego. Wypowiada się przez nią pogląd na kobietę jako istotę tajemniczą, niedookreśloną, odsłoniętą w swojej cielesności, ale równocześnie pozostawioną domysłowi gdy chodzi o jej wnętrze, myśli i nastroje…”.
Kiedy odwiedziłem Władysława Pawelca po raz pierwszy w czerwcu 1986 r., w jego niezwykłej pracowni na Starym Mieście w Warszawie, kończył właśnie swój nowy projekt. Pamiętam, że w przedpokoju zdjęłem lekką kurtkę i rozglądałem się za wieszakiem, gdzie ją powiesić, Pawelec powiedział, abym włożył do szafy. Otworzyłem jedno ze skrzydeł szafy i na wieszakach zobaczyłem niezwykłą, myślę fancuską intymną bieliznę dla kobiet. Pomyślałem, że się pomyliłem i chciałem zamknąć szafę, na co Pawelec powiedział – proszę tam powiesić, nic jej się nie stanie i dodał, uśmiechając się, moje modelki muszą się mieć w co przebrać, jeśli w sklepach nic takiego nie ma.
Kiedy usiedliśmy w wygodnych fotelach, a ja już zaczęłem fotografować, bo wszystko mi się tam podobało, zrobione z niezwykłym smakiem i kulturą, powiedział mi:
„…Bardzo nie lubię mówić o czymś, co nie jest jeszcze skończone. Pamięta pan, że kiedy rozmawialiśmy w ubiegłym roku, byłem jakiś przesycony gładkimi obrazami dziewczyn. Postanowiłem podejść obecnie inaczej do fotografii erotycznej, szukając czegoś nowego. Pomyślałem sobie: czasy są ciężkie, żyjemy w obliczu ciągłych zagrożeń. Po Czarnobylu zaczęły mi pękami wychodzić włosy. Przeczytałem kilka interesujących książek z zakresu symbolizmu, demonizmu, a nawet satanizmu. I zaczęła formować mi się koncepcja książki. Mając w swoim dorobku kilka albumów, w których pojedyncze zdjęcia nie są z sobą powiązane, chciałem obecnie zrobić coś w rodzaju opowieści. Zależało mi na tym, aby album miał pewną fabułę. Nadając mu tytuł „Czarne sny Anny", stworzyłem sobie dość silną możliwość interpretacyjną i formalną. Jest to fotografia wybiegająca trochę w nadrealizm, w fantastykę. Nie jest to w żadnym przypadku fotografia rejestrująca. Interesujące efekty uzyskiwałem przez zastosowanie wielokrotnych ekspozycji i montaży...".
Oglądając przygotowaną dla wydawnictwa makietę widzi się, że cała sprawa rozgrywa się między dwiema dziewczynami. Jedna demoniczna, niejako wysłannik szatana, próbuje wywrzeć zgubny wpływ na piękną i młodą Annę. Przeżycia na jawie i we śnie trudne są do rozgraniczenia. Całość pławi się w atmosferze niesamowitości, jest dużo czerni i bieli. Stałe rekwizyty to palące się świece, czane welony — nie odbiera to jednak całości elementów erotycznych.
Celowo omówiłem ostatni projekt najbardziej znanego w Polsce fotografa aktów kobiecych, gdyż zanim album ukaże się w druku i będzie ogólnie dostępny, upłynie sporo czasu. Tymczasem Pawelec zgodził się na opublikowanie po raz pierwszy kilku zdjęć. Na początku nic nie wskazywało na to, iż artysta wyspecjalizuje się w tak rzadkiej dziedzinie fotografii. Il wojna światowa przerwała jego studia medyczne i po jej zakończeniu zaczął pracować lako fotograf w zakładach farmaceutycznych.
„Robiłem zdjęcia medyczne nawet przy użyciu mikroskopu elektronowego – wspomina Pawelec. – Prywatnie zajmowałem się jednak reportażami; zacząłem je posyłać do redakcji, które o dziwo, publikowały je. Później zwracano się do mnie już bezpośrednio, z jakimiś mniejszymi czy większymi potrzebami, aż w 1966 r. redakcja „Światowida" zaproponowała mi u siebie etat fotografa, który przyjąłem. Zostałem również członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików…”.
W czasie dziesięcioletniego związku ze „Światowidem” Pawelec zrealizował ponad 300 okładek. Zaczął również wystawiać swe prace na indywidualnych wystawach. Ciężki wypadek samochodowy w 1976 r., którego skutkiem było uszkodzenie kręgosłupa, wyłączył Pawelca na dwa lata z pracy. Po dojściu do zdrowia w 1977 r. nie wrócił już do redakcji, pracował prywatnie w studio. Powoli zdobył klientów zamawiających u niego zdjęcia już wyłącznie aktów kobiecych do kalendarzy, folderów reklamowych, plakatów.
Światową sławę i rozgłos zdobył wydanym w 1983 r. małym składanym kalendarzykiem, który obiegł cały świat. Opisał i reprodukował go m.in. Playboy, Newsweek, Der Spiegel, Stern. Informowały o nim w swoich serwisach największe agencje: Reuter, UPI, AP. Biorąc go dziś do do ręki aż nie chce się wierzyć, że wywotał tyle rozgłosu. Trzeba zdać sobie jednak sprawę, że kalendarzyk wydała rządowa Agencja Interpress, w niebagatelnym nakładzie 200 000 egzemplarzy. Ogromny rumor na Zachodzie wywołał fakt, że po raz pierwszy w kraju komunistycznym ukazało się oficjalnie tego typu wydawnictwo, dotychczas ostro zwalczane. W tym samym 1983 r. wydawnictwo DMK Verlag w Norymberdze wydało cztery tomy zdjęć Pawelca pod wspólnym tytułem „Private". W 1985 r. ukazał się po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych album Pawelca „Friends of Zofia", którego kolejne wersje wyszły również w Europie.
Pawelec, inspirowany w swojej pracy przez takich artystów jak Mucha, Gustav Klimt, Munch, Paul Wunderlich tak wyrażał swoje artystyczne kredo: „…Co mnie w fotografii szczególnie fascynuje, to możliwość przenoszenia bardzo prywatnego i subiektywnie zakodowanego świata przeżyć moich modeli na emulsję fotograficzną. To zadanie trudne, ale jakże pasjonujące. Zawsze starałem się móc połączyć mój chleb codzienny z moim hobby. Sądzę, że udało mi się to wreszcie w przypadku fotografii. I nie bójmy się wielkich słów: w każdej twórczości konieczna jest pasja. Stwierdziłem, że do dobrego zdjęcia wiedzie zwykle długa droga. Może nie dlatego, że jestem szczgólnie niezdolny. Ponieważ nie rejestruję rzeczywistości, a staram się ją interpretować, rzadko jestem zadowolony z zastanej sytuacji. Dlatego zmieniam wiele elementów zdjęcia tak długo, aż pokrywają się one nieomal idealnie z moją wizją. A więc zaplanowana jakość… ".
Oprócz licznych autorskich albumów i publikacji na całym świecie, Pawelec dużo wystawia, że wspomnę: World Press Photo (Haga, 1966), Women in View (AmsterdAM, 1967), Monika (Warszawa, 1974), Natalia (Warszawa, 1979), Pawelec (Canon Gallery, Amsterdam 1984), Das Akt Foto (Monachium, 1985).
Trzeba bezstronnie powiedzieć, że w dziedzinie aktu kobiecego, w całym Bloku Wschodnim, ma Pawelec konkurenta tylko w Janie Saudeku z Czech. Niekwestionowana pozycja, jaką zdobył sobie Pawelec na Zachodzie, zasługuje jeszcze i z tego powodu na uwagę, że w Polsce nie było agencji modelek. Wszystkie jego „modelki” są amatorkami, rekomendowanymi przez znajomych.
Kiedy już przy wyjściu zagadnąłem artystę o duże zmiany obyczajowe, jakie daje się zauważyć w Polsce, stwierdził:
„...To zupełnie normalny proces. Po długim okresie zakazów jest w tej chwili zachłystywanie się nagością, którą się często eksploatuje w sytuacjach nie wymagających tego. Przełamując wiele lat temu bariery obyczajowe, dochodzę dziś po latach pracy do wniosku, że im mniej tym lepiej. Obecnie uważam, że pokazując ciało kobiece trzeba pozostawić pewien margines na wyobraźnię. Wracając do sytuacji w Polsce, wydaje mi się, że również i w tej dziedzinie sytuacja wróci do normy. Jak ludziom opatrzy się nagość, to zaczną być bardziej oszczędni…”.
Muszę powiedzieć, że bardzo mi brakuje jego mądrości, po każdym spotkaniu z nim, czegoś niezwykłego się dowiadywałem i mimo różnicy wieku, bardzo się rozumieliśmy.
Commentaires